[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PrzedstawiÅ‚ siê pospiesznie i wyjaSniÅ‚,¿e Mulligan poprosiÅ‚ go o zajêcie siê t¹ spraw¹.Rwietnie wiedziaÅ‚, ¿e ludzie chc¹ przede wszystkim usÅ‚yszeæ o dokonanychpostêpach, tote¿ uprzedziÅ‚ pytania, oSwiadczaj¹c, i¿ na obecnym etapie nie ma¿adnych podstaw do zÅ‚o¿enia pozwu.Jakiekolwiek wyst¹pienia do s¹du musiaÅ‚yzaczekaæ do chwili, gdy odpowiednie instytucje zidentyfikuj¹ xródÅ‚o zanieczysz-czeñ wody pitnej. W caÅ‚ym kraju wypÅ‚ywaj¹ kwestie toksycznych odpadów i Scieków tÅ‚u-maczyÅ‚. Agencja Ochrony Rrodowiska ani nie dysponuje funduszami, ani niema tak licznego personelu, by równoczeSnie analizowaæ wszystkie ujawnionewypadki.Musicie siê uaktywniæ i zmusiæ agencjê do podjêcia badañ.W tej chwilitrzeba rozpocz¹æ bataliê polityczn¹, a nie prawn¹.Do batalii prawnej nie jeste-Smy jeszcze przygotowani.SpêdziÅ‚ w domu Andersonów prawie dwie godziny, odpowiadaj¹c na pyta-nia.WykorzystywaÅ‚ okazjê do bli¿szego poznania wszystkich klientów.Od Smier-ci Jimmy ego minêÅ‚y ju¿ cztery miesi¹ce, lecz Anne wci¹¿ byÅ‚a bardzo blada,miaÅ‚a podkr¹¿one i zaczerwienione oczy, jakby dopiero niedawno przestaÅ‚aopÅ‚akiwaæ syna.Na Schlichtmannie wywarÅ‚a ogromne wra¿enie, zadawaÅ‚a bar-dzo trafne i m¹dre pytania, niczego nie mówiÅ‚a pochopnie.PoSwiêciÅ‚ te¿ sporoczasu na rozmowê z Toomeyami, których syn równie¿ zmarÅ‚ na pocz¹tku roku.Richard, od trzydziestu lat pracuj¹cy w walcowni, peÅ‚en rezerwy i zamkniêtyw sobie, ju¿ na pierwszy rzut oka sprawiaÅ‚ wra¿enie czÅ‚owieka godnego zaufa-nia.Jan od razu go polubiÅ‚. Nie chodzi nam o pieni¹dze powiedziaÅ‚ Toomey na po¿egnanie. Pra-gniemy tylko poznaæ prawdê, a do tej pory nikt nam nie chciaÅ‚ niczego wyjaSniæ.64Schlichtmann wyje¿d¿aÅ‚ z Woburn peÅ‚en ¿alu współczucia dla tych ciê¿kodoSwiadczonych ludzi.Nie wpÅ‚ynêÅ‚o to jednak na przekonanie, ¿e w bardzo ma-Å‚ym stopniu mo¿e im pomóc.W archiwum kancelarii odnalazÅ‚ akta wielu innych ciekawych spraw, pokry-waj¹ce siê kurzem i daremnie czekaj¹ce na to, by ktoS siê nimi zainteresowaÅ‚.WidziaÅ‚ w nich nieoszlifowane drogocenne kamienie, tylko z pozoru przypomi-naj¹ce bryÅ‚y wêgla.WiêkszoSæ nie byÅ‚a nazbyt obiecuj¹ca, jak na przykÅ‚ad spra-wa zbêdnej operacji dziecka Donny Robbins, a uzyskane z nich honoraria mogÅ‚ynajwy¿ej pokryæ koszty pracy wÅ‚o¿onej w przygotowania.Kilka oceniÅ‚ jako zu-peÅ‚nie beznadziejne, czêSæ jednak zdawaÅ‚a siê kryæ prawdziwe diamenty pod war-stw¹ zwykÅ‚ego kamienia.Pospiesznie zacz¹Å‚ siê z nimi zapoznawaæ i wkrótce aktasprawy Woburn znalazÅ‚y siê na spodzie wielkiej sterty teczek.Schlichtmann dostaÅ‚ do pomocy adwokata, który zajmowaÅ‚ maÅ‚y pokoik s¹-siaduj¹cy z gabinetem Mulligana.NazywaÅ‚ siê Kevin Conway.MiaÅ‚ okoÅ‚o trzy-dziestu piêciu lat, a wiêc byÅ‚ nieco starszy od Jana, niski i krêpy, z doSæ wydatnymbrzuchem.NieSwiadomie roztaczaÅ‚ wokół siebie tak siln¹ atmosferê wra¿liwoScii opiekuñczoSci, ¿e wszyscy pracownicy kancelarii zwierzali mu siê ze swych kÅ‚o-potów.Ilekroæ sekretarkê Mulligana ogarniaÅ‚o przygnêbienie na mySl o losie miesz-kañców Woburn, chodziÅ‚a siê wy¿aliæ wÅ‚aSnie do Conwaya.PracowaÅ‚ tu od dwóch lat, zajmowaÅ‚ siê głównie gromadzeniem papierków,lecz wspólnicy opÅ‚acali go procentowo od wywalczonych honorariów.ByÅ‚a to ju¿jego trzecia praca, mimo ¿e skoñczyÅ‚ wydziaÅ‚ prawa Uniwersytetu Georgetownjako jeden z najlepszych ze swojego rocznika.Rozpocz¹Å‚ karierê w du¿ej nowo-jorskiej firmie, gdzie otrzymaÅ‚ gabinet z piêknym widokiem za oknem oraz wyso-k¹ pensjê.Po szeSciu latach doszedÅ‚ jednak do wniosku, ¿e prawdziwe ¿ycie to-czy siê bez jego udziaÅ‚u.ZatraciÅ‚ poczucie celowoSci wykonywanej roboty.Kiedyzacz¹Å‚ siê uwa¿niej przygl¹daæ kolegom, którzy bez reszty poSwiêcali siê pracyw firmie, stwierdziÅ‚, ¿e jeSli teraz nie zÅ‚o¿y wymówienia, to ju¿ nigdy siê na to niezdecyduje.PostanowiÅ‚ otworzyæ prywatn¹ kancelariê, chocia¿ oznaczaÅ‚o to znaczne ob-ni¿enie statusu spoÅ‚ecznego, rezygnowaÅ‚ bowiem z piêknego gabinetu na piêtna-stym piêtrze nowoczesnego wie¿owca w samym sercu metropolii na rzecz pod-rzêdnego biura pogardzanego w Srodowisku prawników wolnego strzelca.Prze-niósÅ‚ siê do sutereny stuletniej kamienicy w Belmont na obrze¿ach Bostonui zamiast wspaniaÅ‚ej panoramy miaÅ‚ teraz za oknem brudny chodnik robotniczegomiasteczka oraz podrzêdne sklepiki po drugiej stronie ulicy.Dobrze siê tu jednakczuÅ‚, gdy¿ dorastaÅ‚ w tej okolicy, byÅ‚ drugim z dziewiêciorga dzieci wiejskiegonauczyciela spod Belmont.W jego domu rodzinnym zawsze brakowaÅ‚o pieniê-dzy, w bród byÅ‚o natomiast uprzejmoSci i serdecznoSci.Ka¿dego niedzielnegopopoÅ‚udnia caÅ‚y liczny klan Conwayów zbieraÅ‚ siê w saloniku i urz¹dzaÅ‚ koncert,655 Adwokatgdy¿ ka¿dy graÅ‚ na jakimS instrumencie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]