[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pobiegłam dodrzwi.Woda popłynęła za mną.Zmarszczyłam brwi, robiąckrok w bok.Woda wciąż spływała w dół jedwabnej tapety,ale kiedy docierała na ziemię, płynęła za mną, jakbyśmy obiebyły namagnesowane.Była zimna, wżerała się w podeszwymoich butów.Nie wiedziałam, co zrobić.Może nie wiedziałam zbyt wiele o rurach, ale byłam prawie pewna, że tym nieda się wyjaśnić akurat tego zjawiska.Woda sięgała mi do kostek.Zadrżałam.- To niemożliwe - wymamrotałam.Jeśli będę stała tu dłużej, mogę po prostu utonąć.To mnie zmusiło do ruchu.Moje kroki wzburzyły wodę,krople pryskały w powietrze.Zamarzły w pół ruchu, unoszącsię w powietrzu.To nie mogło dziać się naprawdę.Mój oddech stał się głośny i ochrypły.Krople wciąż wisiały w powietrzu dokoła mnie, błyszcząc w świetle lampyolejnej.Nie cierpiałam na jakiś rodzaj grypy; ja popadałamw szaleństwo.Moja twarz odbijała się w jednej z kropli, przerażona i blada, coraz szersza i bardziej wykrzywiona, w miarę jak sięzbliżałam.Wyciągnęłam drżący palec.W chwili, kiedy dotknęłam zamarzniętej kropli, upadła jak kawałek marmuru.Rozległ się dzwięk przypominający trzaskanie lodu, po czymcała woda z podłogi wezbrała i otoczyły mnie wzburzone fale.- Do diabła z tym.- Skoczyłam do drzwi.Mosiężna gałka oparzyła mi rękę; najeżona była kawałkami lodu, jakby zmieniła się w jeżozwierza.Na mojej dłoni pojawiły się boleśnie piekące małe ślady po ukłuciu.Woda zatrzymała się.Po prostu się zatrzymała.Z następnym oddechem opadła z powrotem na podłogę, po czym odpłynęła z powrotem w stronę ściany i w górę tapety.Z wahaniem zrobiłam krok w przód.Nic się nie stało.Nicnie było mokre.Ani dywan, ani jedwabna tapeta, ani sufit.Ani nawet moje buty.Tej nocy spałam na kanapie w pokoju obok.ROZDZIAA 5OS BONi e wierzyłam w duchy.Mimo to następnego ranka unikałam bawialni na dolei nie zostawałam na dłużej w swoim pokoju.Na wszelki wypadek.Pozostali goście przybywali stopniowo przez cały ranek,powozy tłoczyły się na podjezdzie, a chłopcy stajenni biegali w tę i z powrotem.Pod oknami ciągnęła się nieustająca parada lokajów niosących ciężkie skrzynie oraz pokojówek wyglądających na wyczerpane.Pani Harris była jedyną osobą,która zdawała się torować sobie drogę w tym chaosie, bezjednego kosmyka wystającego spod czepka, dzwoniąc kluczami u fartucha.Wszystko to było bardzo zwyczajne i podnosiło mnie na duchu.Najwyrazniej zeszłego wieczoru byłampo prostu zmęczona.Zdenerwowanie spowodowane naszympierwszym seansem w tym miejscu nadszarpnęło mi nerwy.To wszystko.- Szybko! - Elizabeth wyskoczyła na mnie zza paproci stojących w donicach przed jadalnią.- Moja matka mnie szuka.- Po co?- Czy to ma znaczenie?Wybiegłyśmy przez mało używane drzwi obok oranżerii.Matka Elizabeth była dosyć władcza i surowa.Ponadto byłazdecydowana znalezć dla Elizabeth dobrą partię po jej debiucie, co oznaczało mnóstwo wykładów na temat właściwejpostawy i tego, jak zwracać się do syna księcia.Wiedziałam,of M aoże kazała Elizabeth zapamiętać imiona i nazwy posiadłościwszystkich godnych uwagi kawalerów dobrego rodu, nie tylko naszych rówieśników, ale i dwa pokolenia starszych.Znalazłyśmy się na zewnątrz, minęłyśmy dwie wierzbyi okrążyłyśmy krzewy róż rosnących wzdłuż boku posiadłości.Była tak ogromna i szara, że czułam się jak wróżka w cieniu czyhającego ogra.- Elizabeth, tu jesteś.- Zatrzymała nas dziewczyna, naoko w naszym wieku, stojąca nad różowymi kulami uformowanymi z krzewów hortensji.Zwiatło słoneczne błyszczało oślepiająco w znajdującej się w oddali sadzawce.Na jednejz ławek siedziała kobieta o ciemnych blond włosach upiętychw gładki kok i obserwowała nas z dezaprobatą.- Panna Donovan, jej guwernantka - szepnęła do mnieElizabeth, ściągając usta.Dziewczyna prychnęła.- Ona nie jest moją guwernantką.Jestem zbyt dorosła nato, by mieć guwernantkę - podkreśliła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]