[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zakrył twarzrękawicą.Walnął w łeb diabelsko spoglądającego szczura,gdy ten odsłaniał już zęby.Szczur uciekł, ale natychmiastzastąpił go inny.Zdławiony krzyk wydobył mu się z gardła, gdy naczole poczuł pierwsze ukąszenia.Rozpaczliwie próbowałsię odwrócić, by uchronić twarz i oczy.Ale bestie byłyzbyt ciężkie, przywierały do niego zbyt mocno.Jakikolwiek ruch był prawie niemożliwy.Z całych siłzgiął łokcie, zasłaniając możliwie największą częśćtwarzy.Cały czas starał się poruszać gwałtownie ciałem,aby szczury nie mogły go schwycić w śmiertelny uścisk.Wgryzały się w niego, powodując straszliwy ból.Wydawało mu się, że jest cały nakłuwany.Materiałochronny zaczął się rozrywać.Pender wiedział, żewkrótce będzie po wszystkim.Zaledwie sekundy bólu, apotem nicość.Zaczynał już tracić zmysły.Miał wrażenie,że wirując leci w przepastną, ciemną otchłań.Oczyzaczynały mu się zamykać, ale nadal widział błękit nieba inie chciał tracić tego widoku.Nie chciał rozstawać się zeświatem w górze.Rozpaczliwie zapragnął wydostać się zpiekła na dole.Powieki miał już prawie zamknięte, gdyusłyszał potworny hałas.Nagle zaczęła mu wracać świadomość.Oczyotworzyły się gwałtownie, jakby pod wpływemelektrowstrząsów.Niebo zostało zasłonięte przez cośogromnego i ciemnego.Ogłuszający huk powinienuzmysłowić mu, co się dzieje, ale wciąż był zbytoszołomiony.Nie czuł już jednak ciężaru, jaki goprzygniatał.Hałas wywołał panikę wśród gryzoni; ukryłysię w najodleglejszych zakamarkach piwnicy.Piasek i'kurz z impetem wirowały wewnątrz spalonego dworu,tworząc trąbę powietrzną.Pender zakrztusił się pyłem.Gwałtowny atak kaszlupobudził go, nagle usiadł i pochylił się do przodu, byzaczerpnąć powietrza.Przetarł oczy rękawicami, któremiał wciąż na dłoniach.Zdezorientowane szczury niezwracały teraz uwagi na jego obecność.Ciemny obiektwydawał się wypełniać cały otwór na górze niemalzupełnie zasłaniał niebo.Pender miał wrażenie, żespogląda na brzuch olbrzymiej ważki.Głowa pękała muod furkotu śmigieł.W przebłysku świadomości zrozumiał,że to helikopter krąży nad zawalonym dachem.Wydawałosię, że może go dotknąć ręką.Gdy próbował wstać, krzyknął z bólu.Jeszcze razprzetarł oczy.W końcu udało mu się podnieść.Wśródwirujących kłębów dostrzegł czarną bestię, obserwującągo uważnie, gotową w każdej chwili do skoku.Zaczął biec, zapominając o bólu, nie zważając narany.Potknął się i runął na ziemię, wystraszając szczury,które się przyczaiły przy schodach.Poderwał się jednak iwskoczył na pierwszy stopień.Dysząc ciężko, dowlókł sięna górę.Zwierzęta zaczęły podpełzać ku niemu znówpoczuły, że wróg zakradł się w ich szeregi.Kopiąc z furiąnapastników, odparł atak, lecz po chwili wróciły.Poczułból w stopach.Wiedział, że wkrótce wszystkie mogą godopaść.Jak szalony wyciągał więc kawałki gruzu i szarpałza złamane deski.Blokada nagle ustąpiła.Zasłonił głowę i ruszył dogóry, nie bacząc na pył i spadające odłamki murów.Wkońcu wgramolił się na parter.Wyłonił się niczymstraszliwy, zakrwawiony potwór z czeluści piekielnych.Najpierw czołgał się na trzęsących kolanach i łokciach,wreszcie podzwignął na nogi i chwiejąc, ruszył przezspalony dwór.Od gwałtownego wiru powietrza i silnegohałasu ściany zaczęły się kruszyć.Pender szedł dalej, nie zwracając uwagi na lecącekawałki muru.Myślał tylko o jednym: żeby wydostać sięz tego piekła.Nie miał pojęcia, czy załoga helikoptera wieo jego obecności.Nie zastanawiał się jednak nad tym; zawszelką cenę chciał znalezć się na zewnątrz.Dotarł dopomieszczenia, w którym obaj z Whittakerem znalezli sięnajpierw, gdy próbowali uciec przed gryzoniami.Dobrnąłdo wygiętej blaszanej osłony.Wgramolił się do otworu.Zerknął do tyłu, by sprawdzić, czy nie jest ścigany.Omalnie krzyknął z rozpaczy, widząc biegnącego przezrumowisko wielkiego czarnego szczura.Mógł onwydostać się przez odblokowane wyjście lub cowydawało się bardziej prawdopodobne własną drogą.Zwierzęta z całą pewnością miały jakąś swoją szczelinę wmurze, której Pender nie mógł zobaczyć w mroku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]