[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lord Hellebore spojrzał na syna, który zajął trzecie miejsce iprzegrał, a następnie odwrócił się z obrzydzeniem.To było paskudne.George Hellebore podniósł twarz w stronę ojca i James zobaczył,że płacze.Azy zostawiły ślady na oblepionych błotem policzkach.- Tato, robiłem, co mogłem.Ale ojciec nie słuchał.George odwrócił się gwałtownie do Jamesa i spiorunował gowzrokiem.- Ty - powiedział, podnosząc się.- Daj spokój - odparł James.- Już po wszystkim.George dokuśtykał do niego.- Nigdy byś mnie nie dogonił, Bond - powiedział.- Gdybyśnie.- Gdybym nie co? - zapytał James, a wokół nich zaczęli zbieraćsię chłopcy, czując, że zanosi się na bójkę.- Gdybym nie oszukiwał?Czy to chciałeś powiedzieć, Hellebore? - James patrzył prosto w jegozaczerwienione oczy.- Czy chcesz mnie oskarżyć o oszustwo?George spojrzał na resztę chłopców i spuścił wzrok.- Nie - wymamrotał.Potem odwrócił się i przecisnął przez tłum.Ktoś się roześmiał, potem jeszcze ktoś, aż w końcu wszyscy sięśmiali, a George Hellebore zgarbił się i skulił.James nie mógł się śmiać.W ustach czuł gorzki smak zwycię-stwa.To nie był koniec.Teraz mogło być już tylko gorzej.7.Rudy KellyDrogi Jamesie!Niestety, Twój biedny wuj Max nie wydobrzał, a ja nie mogę zo-stawić go teraz samego.Dlatego uważam, że byłoby najlepiej, gdy-byś przyjechał do Szkocji i spędził ferie wielkanocne razem z nami wKeithly.Jestem pewna, że Twój wuj poczułby się o niebo lepiej, gdy-by w domu był ktoś młody, a sama muszę przyznać, że okrutnie się zaTobą stęskniłam.Załączam bilet i trochę pieniędzy na jedzenie.Niepotrafię wyrazić, jak niecierpliwie czekam, kiedy Cię znowu zobaczę.Twoja kochająca ciocia,CharmianJames przeczytał list jeszcze raz w pociągu do Londynu.Ostatniedwa tygodnie semestru minęły bez przygód, a życie w szkole wróciłodo normy.Pełen obaw James nie ryzykował i udało mu się nie wejśćGeorge'owi Hellebore'owi w drogę.Przed zawodami tak bardzo koncentrował się na bieganiu, żepraktycznie zapomniał o nauce i krótki moment sławy zwycięzcybiegu przełajowego szybko przeminął.Potem wróciła codziennaharówa - rano lekcje, śniadanie, modlitwa, po nich lekcje w różnychbudynkach porozrzucanych po miasteczku: Nowej Szkole, Domu Kró-lowej, Warre, Caxton, Dworze Musztry i wszystkich pozostałych,których nazw musiał nauczyć się na pamięć.W dalszym ciągu błądził przynajmniej dwa razy dziennie.O dwunastej taszczył podręczniki do czytelni, powtarzał grama-tykę łacińską, pisał zdania po łacinie i odrabiał niezliczone, śmiertel-nie nudne ćwiczenia pod okiem rozbawionego pana Merriota, czeka-jąc już tylko na paskudny lunch Codrose'a.Po posiłku kręcił się pomiasteczku, w coś grał albo uczył się sam w pokoju, a dwa razy wtygodniu miał dodatkowe lekcje: łacinę, matematykę, historię, fran-cuski, angielski.jedna za drugą, i tak w kółko.I reguły: nigdy niezwijaj parasola, nie żuj gumy na ulicy, nie opuszczaj kołnierza płasz-cza.Z ulgą zostawiał to wszystko za sobą.Cieszył go też powrót do własnych ubrań.Nienawidził ciasnegoszkolnego mundurka z gryzącymi spodniami, sztywnym kołnierzem iniewygodną krawatką.Nienawidził absurdalnego cylindra i kamizel-ki.Miał na sobie zwyczajną niebieską bawełnianą koszulkę z krót-kim rękawem i szare flanelowe spodnie.Czuł, że jest znowu sobą,nie kimś udającym przemądrzałego ucznia.W przedziale oprócz niego siedziało trzech innych chłopców, wtym trębacz Butcher, i wszyscy rozprawiali podekscytowani o swo-ich planach na krótkie ferie.- Mam nadzieję, że spędzę je w spokoju - powiedział James.-Odcięty od świata w szkockiej głuszy, wśród samych dorosłych.- O, ja będę się tak samo nudził w Londynie - powiedział Butch-er
[ Pobierz całość w formacie PDF ]