[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możemy pójść gdzieś indziej? - spytałam, spoglądając najpierw na nią, a potem znowu na Etienne'a.- W jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać w cztery oczy? O nas, o czasie, którywspólnie spędziliśmy w Albany?- Tamten czas minął, Sidonie! My dwoje w Albany.Tamten czas minął bezpowrotnie.Nie chciałam, żeby Manon dalej nas słuchała, żeby była świadkiem tego, co mieliśmy sobie dopowiedzenia. - Manon, proszę cię - odezwałam się zachrypniętym głosem.- Wejdz do domu.Nie możesz zostawićnas samych, chociaż na chwilę?- Etienne? - Popatrzyła na niego przeciągle.- Chcesz, żebym sobie poszła?Spojrzał na nią.- Tak byłoby chyba lepiej.Dlaczego traktował ją z taką delikatnością i troską? Przecież nasze życie nie miało z nią nicwspólnego!Weszła do domu, cicho szeleszcząc kaftanem.Kiedy zniknęła, usiadłam naprzeciwko Etienne'a, podrugiej stronie niskiego stolika, na którym stała mosiężna taca z fajką wodną Manon.- Wydaje mi się, że rozumiem, co tobą kierowało - powiedziałam.- Nie wiedziałam, co się stało,dopóki Manon nie527powiedziała mi o twojej chorobie, przekazywanej z ojca na dzieci.Tej.- Płąsawicy Huntingtona - dokończył cicho.- Tak się nazywa.Atakuje dorosłych, zwykle potrzydziestce, dlatego rodzic często nie zdaje sobie sprawy, że jest chory i że przekazał chorobę jużnarodzonym dzieciom.Szansa zachorowania wynosi pięćdziesiąt procent.Siedzieliśmy w milczeniu.Na szarych jak popiół policzkach Etienne'a wyraznie widać było ślady moichuderzeń.- Podstawowe objawy to paranoja, depresja, problemy z zachowaniem równowagi i koordynacjąruchów - ciągnął.- Niewyrazna mowa, napady drgawek, demencja, a w końcu.Ukrył twarz w dłoniach.Wpatrywałam się w czubek jego głowy, jak poprzedniego dnia w czubekgłowy Aszulaya.Nagle zalała mnie fala wielkiej litości.- Tak mi przykro, Etienne.Teraz już wiem, dlaczego mnie zostawiłeś! Nie chciałeś, żebym patrzyła, jakcierpisz.Uważałeś, że to nie jest życie dla żony, dla naszego dziecka.Ale przecież ludzie, którzynaprawdę się kochają, troszczą się o siebie i wspierają się nawzajem, niezależnie od wszystkiego.Uniósł głowę i spojrzał na mnie.Oczy miał ciemne, pozbawione głębi.Nie miałam pojęcia, o czymmyśli.Czy jego twarz zawsze była taka zamknięta?- Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego wyjechałeś tak bez słowa, dlaczego nawet nie spróbowałeśwyjaśnić mi, co się dzieje.Mówiłam opanowanym głosem, logicznie i spokojnie.Etienne spuścił wzrok.- Zachowałem się jak tchórz - rzekł.Przytaknęłam skinieniem głowy, prawie zachęcająco.Co chciałam usłyszeć?528 - Okazałem ci tak wielki brak szacunku.Wiem o tym, Sidonie, ale.Ale co? Powiedz, że zrobiłeś to z myślą o mnie, pomyślałam.Z miłości do mnie.I nagle zdałam sobiesprawę, że przypisuję mu niewłaściwe motywy.Etienne nie był człowiekiem honoru.Przed chwiląsam przyznał się do tchórzostwa.- Odbyłam całą tę daleką podróż do Afryki Północnej, żeby cię odnalezć - odezwałam się.-Tak bardzowtedy w ciebie wierzyłam.W nas oboje.Musiałam cię odszukać, musiałam zrozumieć.Przerwałam.Jego twarz nadal była zamknięta, obojętna.Miałam ochotę znowu go spoliczkować.Dłonie mnie piekły.Mocno zacisnęłam palce.- To najlepszy dowód, jak bardzo cię wtedy kochałam.-Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, żeużyłam czasu przeszłego.- Czy to wszystko było dla ciebie tylko zabawą? -spytałam, przypominającsobie słowa Manon.- Czy tylko spędzałeś ze mną czas, a ja okazałam się tak naiwna i ślepa, żeuwierzyłam, że zależy ci na mnie tak jak mnie na tobie?- Sidonie.- zaczął z wahaniem.- Kiedy cię poznałem.Pociągałaś mnie.Pozwoliłaś mi zapomnieć ochorobie.Byłaś dla mnie dobra.Na krótko przed naszym pierwszym spotkaniem dowiedziałem się, żeprzegrałem, że padłem ofiarą genetycznej gry.Wiedziałem, co mnie czeka i nie chciałem o tymmyśleć.Chciałem tylko.Byłem gotowy wiele zrobić, aby o tym zapomnieć, przynajmniej na krótko.- przerwał.- Aby coś odwróciło twoją uwagę od choroby.- Nie poznałam własnego głosu.Znowu powtarzałam słowa Manon.- Naturalnie, było dokładnie tak, jak ci mówiłam! - Manon znowu ukazała się w drzwiach.- On nigdycię nie kochał, nie widzisz tego, co oczywiste?529Podeszła do Etienne'a.Spojrzałam najpierw na nią, pózniej na niego.- Tego, co oczywiste? - powtórzyłam.Etienne odwrócił się do niej.- Manon, nie w taki sposób - powiedział i znowu popatrzył na mnie.- Gdybym wiedział, że jesteś wMarrakeszu, przyszedłbym do ciebie! Nie miałem pojęcia, że tu jesteś, Sidonie! Chciałemporozmawiać z tobą w cztery oczy, nie.Manon roześmiała się ironicznie.- Och, Etienne, na miłość boską, powiedzże jej prawdę! - Gdy położyła rękę na jego ramieniu, jej palceo długich, pomalowanych paznokciach, wbiły się w jego rękaw, zupełnie jak szpony.- Nie bój się, żetego nie zniesie! Może i wygląda na kruchą i wrażliwą, ale tak naprawdę jest twarda jak stal! Powiedzjej prawdę, albo sama to zrobię.Oparła się o niego i pocałowała.Był to długi pocałunek, prosto w usta.Patrzyłam na nich szeroko otwartymi oczami, zbyt wstrząśnięta, żeby jakoś zareagować. Etienne oderwał się od niej i przycisnął drżącą dłoń do czoła.Wyszedł przez otwartą furtkę na ulicę inawet się nie obejrzał.Siedziałam nieruchomo, nie mogąc wydobyć głosu z gardła.- No, cóż.- odezwała się Manon.- Teraz już wiesz.-Lekko cmoknęła wargami.- Biedaczek, jest takisłaby.I nie ma to nic wspólnego z jego chorobą! Zawsze taki był.- O czym wiem? Co ty mówisz? - wykrztusiłam.Może tylko wyobraziłam sobie ten pocałunek.- Etienne przeżywa naprawdę trudne chwile.- Usiadła obok mnie, zapaliła fajkę i zaciągnęła się.Poczułam zapach kif.- Próbuje pogodzić się z prawdą, ale niestety nie potrafi530zaakceptować, że zrobił to, przed czym tak bardzo się wzdragał i bronił - dodała.Nie mogłam oderwać wzroku od jej ssących ustnik fajki warg.Pocałowała Etienne'a wcale nie jaksiostra.- Tak, tak.Z uporem powtarzał, że nie pozwoli, aby jego dżiny przeszły dalej, że nie przyczyni się dorozszerzenia zasięgu choroby.Otworzyłam usta.Wszystko wydawało mi się dziwne i niezrozumiałe.- Ale.Przecież Etienne wie, że dziecka już nie ma.- Mój głos dobiegał do mnie z ogromnej odległości.Manon wzruszyła ramionami, jakby ten fakt był jej zupełnie obojętny.- Ależ jest! - powiedziała, wyjmując na moment fajkę.Bezradnie potrząsnęłam głową.-Jak to?Położyła ustnik na stole, zatrzymała dym i dopiero po chwili wypuściła go, bardzo, bardzo powoli.- Badou jest dzieckiem Etienne - oświadczyła.Czas mijał.Siedziałam, wpatrując się w nią jak zaczarowana.W końcu znowu sięgnęła po fajkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Howard Linda Saga rodu MacKenziech 05 Sunny, dziewczyna sÅ‚oneczna
  • Miller Linda Leal Klan McKettricków 01 Pod szczęœliwÅ¡ gwiazdÅ¡
  • Linda Howard Ryzykowna piÄ™knoœć Blair Mallory 02
  • Howard Linda Raintree 01 PiekÅ‚o
  • Huff Tanya Brama mroku i KrÅ¡g œwiatÅ‚a
  • Eva Voller Tom.3 Ukryta brama
  • Holeman Linda W dalekim kraju
  • Holeman Linda Ptaszyna
  • Linda Holeman Ptaszyna
  • Dennis Lehane CiemnoÂści, weÂź mnie za rÄ™kÄ™
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bestwowgoldca.xlx.pl