[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A czy jesteś pewna, że ono pochodzi z kurnika od Parrisa? - spytała, kieru-jąc skupiony wzrok prosto na twarz Mary Sibley.- Tak mi powiedziano - odrzekła Mary, nieco uciekając przed jej spojrze-niem.RLT- Skąd je masz? - spytała znużonym tonem Deliverance.- Wielebny Parrisnie życzyłby sobie zapewne, by jego jaj używano do wieszczenia.- Toś nie widziała jego Betty - szepnęła Mary, rozglądając się na wszystkiestrony.- Mowę całkiem jej poplątało, sensu w niej nie ma i paroksyzmy jąchwytają najbardziej gwałtowne.To samo dzieje się z ich służącą Abigail Wil-liams.Wielebny nie ma czasu zaglądać do kurnika, całe dnie spędza w skupieniuna modlitwie.- Wobec tego z Bożym błogosławieństwem dziewczęta wkrótce wrócą dozmysłów - obiecała Deliverance, wstając.- Co z tymi warzywami, Mercy? -Podeszła do kominka, wzięła ścierkę i podniosła żelazną pokrywę kociołka, bypowąchać wrzącą zawartość.Kiedy to robiła, zimny podmuch wdarł się przezkomin i rozwiał popiół wokół ich stóp.Mercy i Deliverance zaczęły otrzepywaćspódnice, bo przecież wśród pyłu mogła się uczepić szaty płonąca iskra.- Liwy! - zawołała Mary Sibley, gdy minęło zamieszanie.Wstała i położyładłonie na stole.- On wezwał Williama Griggsa!- Naprawdę? - spytała obojętnie Deliverance.- Mówią, że to dobry medyk.Mary szybko obeszła stół, ujęła się pod boki i stanęła twarzą w twarz z De-liverance tak blisko, że nawet Mercy poczuła ciepło jej oddechu.- I pan Griggs mówi, że widzi w tym rękę złego - wyjawiła Mary przez za-ciśnięte zęby.- Nie możemy popatrzeć jeszcze raz? - Wyciągnęła dłoń z jajkiem,ale Deliverance odwróciła się.Mercy przenosiła wzrok z niej na Mary i z po-wrotem.To było niepodobne do matki, żeby tak kręciła.- Nie widzę, dobrodziejko.Może to diabeł mąci mi wzrok - powiedziałaDeliverance.Zerknęła na Mary, której twarz ściągnęła się od gniewu, a oczy pa-łały.- Musimy pokładać ufność w Bogu - zakończyła, splatając ręce.- Niechcuda czyniąca Opatrzność przywróci zdrowie tym dziewczętom.Jestem pewna,że wkrótce tak się właśnie stanie.RLTZawiedziona Mary ze złości tupnęła nogą i Mercy odsunęła się od niej, achwilę potem przywarła plecami do ściany, kiedy ta młoda jeszcze kobieta prze-ciskała się do drzwi.Deliverance obojętnie patrzyła, jak odchodzi.Kiedy MarySibley znalazła się przy drzwiach, obróciła się, nie bez trudu nakładając ciężkąsukienną pelerynę, i powiedziała:- Musi, że na nie padł urok, jak tutaj stoję.Jeśli nie widzisz powodu, żeby impomóc, trudno, sama upiekę ciasto.Do tego nie trzeba mieć szczególnych darów!Prychnąwszy dla nadania swoim słowom większego znaczenia, zawiązałapelerynę pod brodą, pchnęła drzwi i wyszła na chłód, zamykając je za sobą zgłośnym trzaskiem.Jej śladem wleciał do środka wir śnieżnych płatków, któryutworzył kopczyk na podłodze w sieni.Po wyjściu kobiety Deliverance podeszłado trójnożnego krzesła u szczytu stołu i opadłszy na nie, złapała się za głowę.Palcami bębniła po powierzchni czepka.Mercy udawała, że zajmuje się warzywami w kociołku i sprawdza, jak pie-cze się chleb we wnęce kominka, ale całą uwagę miała zwróconą ku matce.Cze-kała.Deliverance westchnęła i z łokciami wspartymi na stole, przesunęła palce kuskroniom.Mercy zerknęła na nią ukradkiem i przekonała się, że matka ma za-mknięte oczy.- Jakby to jej ciasto mogło przynieść coś dobrego - mruknęła Deliverance,nie otwierając oczu, chyba sama do siebie.Mercy potraktowała te słowa jak zagajenie rozmowy, odwiesiła żelazny po-grzebacz niedaleko ognia wśród innych sprzętów kuchennych i przysiadła się dostołu.Wzięła miskę z żółtkami i zaczęła je ucierać.Gdy tak siedziała, natrafiłastopami na ciepłą kulę pod stołem, która zamruczała pod wpływem dotyku.ZimąPies zwykł spać pod stołem w izbie, prawie niewidoczny w półmroku.Przez chwilę siedziały z matką w milczeniu, Mercy drewnianą łyżką mie-szała żółtka, dodawszy do nich łyżkę melasy.W końcu odważyła się odezwać.RLT- Dlaczego powiedziałaś jejmości Sibley, że niczego nie widzisz, matko? -spytała.- Przecież zawsze coś widzisz w białku.Deliverance otworzyła oczy i spojrzała na córkę.Zawsze kiedy patrzyła nanią w ten sposób, Mercy miała wrażenie, że jest całkiem przezroczysta niczym tobiałko pływające w szklance pełnej wody.Odwróciła oczy, ale matka wciążmierzyła ją wzrokiem.- Kiedy ostatnio była prana ta koszula? - spytała Deliverance, dotykając wy-ciągniętym palcem skrawka lnu pod szyją Mercy.- Mam w kufrze starą.Jutro ją wywietrzymy.Mercy odłożyła drewnianą łyżkę i zwróciła się twarzą ku Deliverance.Przezostatni rok przerosła matkę i nawet stała się nieco tęższa.Wciąż jednak nie miaław tym domu nic do powiedzenia, mimo że teraz prawie niepodzielnie była tu go-spodynią.- Dlaczego, matko? - domagała się wyjaśnienia, zniecierpliwiona.- Odpo-wiesz mi, zmuszę cię!- Czyżby? - odparła Deliverance z wymuszonym uśmiechem.- A co takiego każesz mi powiedzieć, Mercy Dane, hę? - Wstała, podeszła dookna i zdrapała z szyby trochę szronu.Przy oknie powietrze było chłodniejsze,więc oddech Deliverance tworzył wyrazny obłok pary i sprawiał, że szron szybkopowracał.- Mam powiedzieć, że te dziewczęta udają? - spytała chłodno.- Zeprzywołują diabelskie siły, żeby trochę poigrać i urozmaicić swoje nieznośnedni? Wystąpiłabym wtedy przeciwko córce pastora.Zarzuciłabym jej kłamstwo imogłabym zostać oskarżona o oszczerstwo, gdyby dowiedziono mi, że jestem wbłędzie.Albo inaczej.- Znowu zwróciła się ku Mercy, krzyżując ręce pod bius-tem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]