[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jest pansłaby.Uwielbiam to.I tak jestw każdej dziedzinie.Dlatego ośmieliłam się to napisać.Młodzi krytycy filmowi tez tu piszą, na przykład oSpielbergu, ze ma mentalność infantylnego małego chłopca,bez wyobrazni.Chyba mu to wyślę.Papier zniesie wszystko.Szczególnie papier gazetowy.22 stycznia 2001, poniedziałekAnastazego, Wincentego.Koniec wszystkiego.Skończyłam.Wczoraj wieczorem pospektaklu, jadąc do domu, zdałam sobie sprawę, zewykonałam zadania zaplanowane na te szalone sześćmiesięcy.Czy mi się udało? Co mi się udało? Jakie to maznaczenie? Czy warto było tak pracować? Nie wiem.Dziś udaję się w podroż.Za chwilę wsiadam z dziećmi dosamochodu i najpierw jedziemy do Sankt Blasien doprzyjaciół.Przede mną cały dzień podróży, gadanie z dziećmii obiecany Harry Potter, którego mają mi przeczytać, na głos,w drodze.Zobaczę, od czego zwariowały wszystkie dzieci naświecie.Nie mogę się doczekać.Jutro nie napiszę, będęnocować gdzieś koło Norymbergi w jakimś hotelu, nie będęrozpakowywać laptopa.%7łyczcie nam dobrej podróży.Podobno mgła i ślisko, a w Szwarzwaldzie śnieg jak stopięćdziesiąt".To określenie mojego syna.Ale tamdojedziemy dopiero jutro.Boże, ja w ogóle nie mam siłyjezdzić na nartach!24 stycznia 2001, środa, 15.05Jestem na miejscu.Moje Sankt Blasien i dom przyjaciół.Szwarzwald.Czarnolas.Od pięknych wido-ków i dojmującej ciszy, i spokoju można dostać zawrotugłowy.Podróż miałam nadzwyczajną.Najpierw, jeszcze w Polsce,jakiś pan o wzroście dwa metry dwadzieścia centymetrówdługo mnie ściskał i przytulał, nie mogąc się nacieszyć, żemnie w życiu spotkał, a ja z moim wzrostem metrsześćdziesiąt sześć, sięgając mu do pępka, w butach napłaskim obcasie, dowiadywałam się od niego, ze nigdy niewyobrażał sobie, że jestem aż tak wysoka!!! Oglądał mnie jakulęgałkę na straganie.Miłe.Potem wszyscy celnicy dopytywali, gdzie moje pozostałedziewięćdziesiąt dziewięć paszportów ze Stu twarzyKrystyny Jandy" i chcieli autograf.Poszłam z dziećmi spaćjuż o ósmej wieczór, w jakimś hotelu pod Dreznem, zdalniesterowana przez przyjaciół z Niemiec, którzy krzyczeli, żemam natychmiast się zatrzymywać gdziekolwiek, bo Niemcyto prowincja i potem nikt nas nie przyjmie na noc.Drugiego dnia podróży nagle mój samochód stanął naautostradzie między Heilbronnem i Stuttgartem.i nie chciałjechać dalej.Wezwałam pomoc drogową, zawiadomiłam omojej przygodzie telefonicznie pół świata, od Nowego Jorkupo Milanówek, i spokojnie dalej słuchałam, jak moje dzieci,bardzo ucieszone całą przygodą, czytają mi Harry Pottera.Pogodzinie przyjechał pan w białym kombinezonie, nalał mibenzyny z białego kanisterka i powiedział, że stacja jest dwakilometry dalej, jednocześnie z miłym uśmiechemzawiadamiając, ze bez benzyny samochód nie jedzie.Dojechałam na miejsce o czwartej po południu z wieczniedzwoniącym telefonem, przez który wszyscy na mniepotwornie krzyczeli, a głównie mąż.Usłyszałam też wiele uwag na temat samochodu, benzyny iblondynek.Chcę wam jeszcze powiedzieć, że Harry Potter torzeczywiście nadzwyczajna książka.Absolutnie rozumiem,dlaczego wszystkie dzieci świata zwariowały na jej punkcie.Zwietnie napisana, zabawna, mądra.A w interpretacji moichsynów podwójnie atrakcyjna.Te cudowne radosne glosyprzedzierające się przez ryk silnika z niesłabnącymentuzjazmem sprawiły, ze całe te dwa dni podróży byłycudne, a Harry Potter ma dla mnie wielkie znaczenie i czar,być może tylko w interpretacji moich dzieci.%7łeby poznaćjego historię do końca, postanowiłam jezdzić po tutejszejokolicy w kółko, żeby dzieci mogły mi ją doczytać w nie-zmienionych warunkach.Dziś zaczyna się Nowy Rok chiński.Rok Węża.Wczorajskończył się mój, Rok Smoka.Wieczorem idziemy wszyscydo chińskiej restauracji, żeby to uczcić.W sąsiednim domutydzień temu ktoś się powiesił z nudów.Pozdrawiam.26 stycznia 2001, piątek, 07.29Wczoraj, jadąc tutejszymi do zwariowania pięknymi,krętymi drogami, wśród stuletnich świerków, sosen i buków,słuchałam piosenki Ramona.Pamiętacie? Najwspanialejśpiewa ją Louis Armstrong.Uświadomiłam sobie, że była toulubiona piosenka mojego nieżyjącego juz ojca.Mój ojciecinżynier-mechanik miał słuch absolutny i rozliczne talenty.Między innymi siadał do każdego właściwie instrumentu i nanim grał, bez wcześniejszych nauk w tym kierunku.Ramonępamiętam śpiewaną przez niego ładnymciepłym głosem, z interpretacją prowincjonalnegolowelasa, podrywacza i cwaniaka.Akompaniował sobie nafortepianie, grał od razu na dwie ręce", to byłozdumiewające, wszystko tak grał, ze słuchu, bezzastanowienia.Kiedy grał i śpiewał Ramonę, było to oznakąnajwyższego zadowolenia i dobrego humoru.Ramona, twe ciało pręży się i gnie.Ramona, ty ramion lassemowiń mnie.Dziś dopiero wiem, ze całe dzieciństwo i młodośćsłuchałam w jego wykonaniu najsłynniejszych ariioperetkowych z %7łycia paryskiego, Księżniczki czardasza iinnych, pieśni Szuberta, Mendelssohna, granych iśpiewanych ot, tak, z głowy, bo oczywiście nie znał nut.Rosyjskich pieśni Wołga, Wołga itp.Jak również wszystkiego,co wpadło mu do ucha z radia.A gust miał taki jak wszyscy ipodobało mu się to, co innym.Dzięki temu i ja dzisiaj mamgust jak inni i tęsknoty zbliżone do najczęściej spotykanych,popularnych.I uważam, że to moje szczęście.Odróżniam,doceniam, podziwiam, ale serce jest przy przeciętnymkanonie piękna.Pamiętam, jak kiedyś na wakacjach ojciec u gospodarza, uktórego wynajmowaliśmy dom na Mazurach, znalazł jakąśstarą harmonię.I całe wakacje słyszałam jakieś pięknemelodie.Dopiero po latach odkryłam, ze słuchaliśmy całegorepertuaru Edith Piaf.A tym, czego wtedy słuchaliśmynajczęściej, był Milord.Dobrego dnia.Nie ma śniegu.Jedziemy do Bazylei.Juztam kiedyś byłam.Ale w jakiej sprawie? Jakoś nie mogęsobie przypomnieć!28 stycznia 2001, niedziela, 15.38Dziś Tomasza.Zwięty Tomasz z Akwinu, dominikanin, doktor Kościoła.Powiedziano o nim, ze był największym świętym wśróduczonych, a między świętymi największym uczonym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]