[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uderzyło o podłogę i pisnęło donośnie.Obawy, że stworzenie doznało urazu, szybko się rozwiały.Ztłumu gości wybiegła młoda, ładna dziewczyna o lśniących,brązowych włosach i przemiłym uśmiechu i pospieszyła do małpki.- Och, Galahadzie, znowu? - oburzyła się.Schyliła się nadskulonym zwierzątkiem.- Czy ty się nigdy nie poprawisz?Wyciągnęła do małpy smukłe ramę.Stworzenie spokojniechwyciło ją za nadgarstek, po czym wspięło się na bark,błyskawicznie wyciągnęło kobiecie z włosów lśniącą szpilkę i zaczęłoją żuć.- Sibyl - Tregaron usłyszał niezadowolone mruknięcie Hythe'a.Dama wzruszyła ramionami.Małpce nie spodobał się ten ruch,bo zaczęła się wiercić.- Przepraszam - odezwała się dziewczyna.- Myślałam, że ciociaAlfie się nim zajmuje.- Na ciocię Alfie - padła sucha odpowiedz - nie można liczyć wtakich sprawach, prawda?- Nie, raczej nie - odparła Sibyl wcale niespeszona zirytowanymtonem hrabiego.- Ale ona bardzo się stara.- Uśmiechnęła sięszelmowsko do Hythe'a i odeszła z małpką na ramieniu.Tregaron miał wrażenie, że zwierzę pokazało hrabiemu język.53RSPatrząc za znikającą w tłumie kobietą, pomyślał, że ma ona wsobie coś wyjątkowo atrakcyjnego.Jednak on szukał kogoś zupełnieinnego.Jego żona nie mogła być zuchwała ani impertynencka.Niemogła mieć dzikiej, zle wychowanej małpki.Zresztą dobrzewychowanej też nie.Nie żeby nie lubił zwierząt.Przecież od ponadsiedmiu lat miał Gryffydda.Trzeba było jednak wyraznie powiedzieć,że stworzeń, które niszczą ubrania swoich właścicieli i wprowadzajązamęt na eleganckich przyjęciach, nie wolno trzymać w domu.To spotkanie towarzyskie okazało się o wiele bardziej ożywione,niż oczekiwał, i w dodatku o wiele mniej poważne.Nagle ktośpoklepał go po ramieniu.Gdy odwrócił się, zobaczył uśmiechniętątwarz elegancko ubranego młodzieńca, który wydał mu się znajomy.- To naprawdę Tregaron! - zawołał mężczyzna.-Słyszałem, żewróciłeś, ale musiałem cię zobaczyć na własne oczy.Niech mnie, tojuż chyba z dziesięć lat albo i więcej.Młodzieniec rzeczywiście mu kogoś przypominał ze swoimiciemnymi włosami i śmiejącymi się oczami.Gospodarza balu.Tregaron zamrugał.- Julius?Młodszy brat Hythe'a uśmiechnął się szeroko.- Tak, tak, wiem.Dorosłem.Każdemu się to zdarza.Ale zaraz,ty nie masz żadnego kieliszka.Markiz z rozbawieniem patrzył, jak Julius Rome chwytakieliszek szampana z tacy niesionej przez przechodzącego oboklokaja.Wcisnął Tregaronowi szkło do ręki i sięgnął po następny54RSkieliszek, a potem jeszcze po dwa.W rezultacie obaj mieli zajęte obieręce.Tregaron nie był bliskim przyjacielem brata hrabiego, gdyżdzieliła ich zbyt duża różnica wieku.Za to ich matki bardzo się lubiły,więc w młodości często się spotykali.Tregaron zapamiętał Romeajako wesołego, inteligentnego chłopaka.Najwyrazniej wcale się niezmienił.- Stary dobry Tarquin - oznajmił Julius po wypiciu jednegokieliszka szampana.- Zawsze we wszystkim celował.Stan małżeńskibardzo na niego wpłynął.Zawsze był dobrym człowiekiem, alestrasznie sztywnym.Poznałeś jego żonę? Chyba nie, skoro jesteś wmieście od niedawna.Tregaron nie wiedział, co jeszcze wiedział Rome.Gdy wydarzyłsię skandal, Julius był na uniwersytecie, ale na pewno już słyszał ocałej sprawie.- Nie miałem przyjemności poznać lady Hythe -odparł ostrożnie,uważnie wpatrując się w twarz rozmówcy.- Bardzo chętnie jednaknaprawię ten błąd.- Wcale się dziwię - radośnie odrzekł Julius.- Domyślam się, żesam rozglądasz się za ewentualną żoną.Bóg jeden wie, po co inaczejzjawiłbyś się na przyjęciu u mego brata.Biedaczysko maniery miałnieskazitelne, ale bawić się nie umiał.Nie mogłeś wiedzieć, jakbardzo się zmienił.No, ale gdzie jest.Ach, tak, tutaj.Chodzmy.Przedstawię cię Sibyl, a ona zapozna cię z innymi młodymi damami.- Sibyl?- Moja bratowa.Cudowna dziewczyna.55RSNie mogło być dwóch o takim imieniu na tym balu Tregaronodnalazł wzrokiem małpkę, nadal siedzącą na ramieniu kobiety.Lady Hythe, poprawił się w ducha A więc taką żonę wybrał sobienudny jak flaki z olejem Hythe.On sam taką kobietę chciałwprowadzić do swego domu, aby dodała mu szacunku i powagi.Stwierdził, że powinien jeszcze raz przemyśleć swój plan.Rozejrzał się po zebranych pannach.Większość była ładna,nawet jeśli to tylko młodość dodawała im uroku.Wszystkiepochodziły z arystokratycznych rodzin i znały etykietę.Niektóreodziedziczą fortunę, inne nie, ale jemu nie zależało na pieniądzach.Kilka na pewno będzie inteligentnych.Jedna lub dwie niewątpliwiemu się spodobają.W tłumie gości dostrzegł Chloe Somersham i musiał stwierdzić,że rzeczywiście wyrosła na piękną dziewczynę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]