[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszawszy to, postać stanęła przestraszona.— Zounds! Kto tu jest?W tej samej chwili wyciągnęły się w moim kierunku dwiedługie ręce.— Sir Dawid! Czy to naprawdę pan? — zawołałemuradowany.— Och! Ach! Yes! Well! To ja! I pan! To pan! Yes! Lindsaybył kompletnie zmieszany z radości i mnie samegoniespodzianie wprawił w zmieszanie, objął mnie bowiem,przycisnął do siebie i usiłował pocałować, przy czym jegochory nos stanowił wielką przeszkodę.— Nigdy bym nie pomyślał, sir Dawidzie, że pana tutajznajdę!— Nie? Ten goryl, o no! Ten węglarz przecież powiedział, żemusimy tędy przejść.— Widzi pan, jak przydatna to była informacja! Ale proszępowiedzieć, jak się pan uratował!— Hm! Wszystko odbyło się szybko.Koń pode mnązastrzelony, wygrzebałem się spod niego, zobaczyłem, żewszyscy pojechali za panem, skoczyłem więc na bok.— Dokładnie tak jak Allo!— Allo? Też tak zrobił? Też jest tutaj?— Siedzi po tamtej stronie! Chodźmy! Zaprowadziłemdzielnego Englishman a do naszego punktu obserwacyjnego.Wielka była radość Kurda, kiedy ujrzał drugiego ocalonegotowarzysza.Dał jej wyraz dźwiękiem, który można byporównać jedynie z burczeniem uszkodzonego kołowrotka.— Jak się panu poszczęściło? — spytał mnie Lindsay.Opowiedziałem mu całą historię.— Więc pański Rih bez szwanku?— Oprócz guza, tak.— Mój koń zabity.Dzielne zwierzę! Zastrzelę tych Bebbów!Wszystkich! Yes!— Nie stracił pan swojej strzelby?— Strzelby? Miałem im zostawić moją flintę? Jest tutaj!Z powodu ciemności zupełnie tego jeszcze nie zauważyłem.— Może się pan zatem cieszyć, sir Dawidzie! Tej strzelby niedałoby się zastąpić inną.— Mam również rewolwer, nóż, a tutaj kilka nabojów wworeczku.— Co za szczęście! Ale nie wie pan, czy udało się zbiecjeszcze komuś z naszych?— Nikomu.Halef leżał przygnieciony koniem, a Haddedihniosaczeni byli przez dwóch Bebbów.— Biada, w takim razie wszyscy trzej są straceni!— Poczekajmy, mister Kara ben Nemsi! Allach akbar —Bóg jest wielki, jak mówią prawdziwi wierni.— Ma pan rację, sir Dawidzie.Miejmy nadzieję, ale potem,gdyby miała się okazać płonna, musimy zrobić wszystko, żebyuwolnić towarzyszy, o ile jeszcze będą przy życiu, tylko wniewoli.— Słusznie! Ale teraz idźmy spać! Jestem zmęczony,przebyłem długą drogę! Spanie bez derki! Nędzni Bebbowie!Podła okolica! Yes!Lindsay zasnął, a Kurd razem z nim.Ja natomiast długojeszcze czuwałem, później zaś mozolnie wspiąłem się na górę,żeby zajrzeć do konia.Potem i ja spróbowałem zasnąć,pozostawiając czuwanie wiernemu Dojanowi.Sen zakłóciło misilne szarpnięcie za ramię.Obudziłem się.Dzień dopieroszarzał.— Co się dzieje? — spytałem.Zamiast odpowiedzi Kurd wskazał pomiędzy drzewami naprzeciwległy kraniec zarośli.Ukazał się tam kozioł, którywyraźnie zmierzał do pobliskiego wodopoju.Potrzebowaliśmymięsa, zatem choć wystrzał mógł nas zdradzić, sięgnąłem posztucer.Wymierzyłem i pociągnąłem za spust.Huk sprawił, żeLindsay zerwał się ze snu wyprostowany jak świeca.— Co jest? Gdzie wróg? Co? Yes!— Leży tam, sir Dawidzie!Lindsay popatrzył we wskazanym kierunku.— Och! Roebuck — kozioł! Wspaniale.Bardzo nam sięprzyda! Nic nie jadłem od wczoraj w południe.Well!Allo oddalił się szybkim krokiem, żeby przyciągnąć ubitązwierzynę, a w kilka minut później w osłoniętym miejscupłonęło ognisko, nad którego żarem piekła się soczysta pieczeń.W ten sposób znalazła się szybka rada na głód, a i Dojan mógłsię najeść do syta.W czasie jedzenia postanowiliśmy, że poczekamy jeszcze dopołudnia, później jednak zbadamy, co robią Bebbowie.Kiedyśmy rozmawiali, Dojan nagle się poderwał i wlepił wzrokw głębię lasu.Przez dobrą chwilę wydawało się, że jestniepewny.Potem jednym susem zniknął, nawet na mnie niespojrzawszy.Szybko wstałem, żeby sięgnąć po sztucer ipośpieszyć za nim, natychmiast jednak się zatrzymałem, kiedyzamiast ostrzegawczych dźwięków dobiegł mnie głośny,radosny skowyt zwierzęcia.W chwilę później dołączył do nas mały Hadżi Halef Omar,wprawdzie bez konia, ale w pełnym uzbrojeniu ze strzelbą,pistoletami i nożem wetkniętym za pas.— Hamdulillah, sihdi, że cię odnalazłem i że jesteś żywy! —powitał mnie.— Serce przepełniała mi troska o ciebie.Pocieszałem się jednak, że żaden wróg nie może dogonićtwojego Riha.— Hadżi! — zawołał Lindsay
[ Pobierz całość w formacie PDF ]