[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż próbuję wytłumaczyć sobie to wszystko.– Więc każdy tu cierpina amnezję?– Nie.Większość pamięta, co robiła chwilę przed śmiercią.A nawet jak sięczuła.– jej głos słabnie.– To ja jestem dziwna.Pamiętam tylko, że poszłamna imprezę z Timem.To był bal maskowy, wielka impreza, no sama wiesz.Toznaczy, nie miała być aż tak wielka.Pokłóciliśmy się.– Na poważnie? – Nie mogę sobie wyobrazić Tima, który się z kimś kłóci.Byłzawsze taki.delikatny.Może Meggie powiedziała coś, co go sprowokowało?Może to nielojalne z mojej strony, ale jako jej młodsza siostra wiem, jakwkurzająca potrafiła być za kulisami.– Nie, nie wydaje mi się.To znaczy, w każdym związku jest raz lepiej, razgorzej.Ale to nie było aż tak poważne, żeby.czy ludzie tak właśnie myślą?Że to on?I co mam jej teraz powiedzieć? – Nikt nie wie.Wzdycha.– Starałam się o tym wszystkim n i e myśleć.Poszliśmyna imprezę do baru, a później chciałam pójść do klubu, ale Tim powiedział,że powinniśmy wrócić wcześniej, bo następnego dnia były twoje urodziny.I taksię zaczęło.Nie wiem, jak się skończyło.Przypominam sobie nagrania z kamer na ulicy, które pokazywanow wiadomościach.Meggie i Tim idą na bal maskowy do baru, później kłócą sięprzed wejściem i razem wracają do akademika.Ostatnie nagranie pokazujeTima siedzącego w barze dużo później.– Wyszliście razem około pierwszejw nocy.Tyle tylko wiadomo.– A zresztą, niech to wszystko szlag – wzdycha.– Jak, Florrie?– Jak co?– Jak umarłam?– Zostałaś.uduszona.Wydaje stłumiony okrzyk.– Co? Przepraszam.Nie powinnam ci tego mówić.– Nie, Florrie, w porządku.Teraz już coś rozumiem.– Powiesz mi?– Zawsze w moich koszmarach powtarzała się ta sama scena.W koszmarachz dzieciństwa.– W jej głosie wyczuwam wahanie.– Co ci się śniło? – pytam, chociaż mam okropne przeczucie, że już wiem.– No, że zostaję pogrzebana żywcem.Brakuje mi powietrza, zasypuje mnieziemia i nikt mnie nie słyszy.– Och, Meggie.– Nie rób scen – ucina ostro i wiem, że ten ton oznacza coś w stylu „nie ważsię mnie pocieszać”.Wpatruję się w linię horyzontu.Słońce zaczyna zachodzić i wszystko dookołama ciepły brzoskwiniowy odcień.Woda jest ciemniejsza, prawie zielona.Niewiem, co powiedzieć.– Meggie?Lewym uchem wyłapuję pociągnięcie nosem.– Meggie, ty płaczesz? Niepłacz, proszę.Jestem przy tobie.Ale płacz nie ustaje.Moja siostra n i g d y nie była beksą.Nie płakałau ortodonty, gdy zakładano jej aparat.Nie płakała też, kiedy złamała nadgarstekna trampolinie u sąsiada, tydzień przed szkolną premierą Nędzników, w którejgrała główną rolę.Oczywiście wcieliła się w postać Cosette – trzymała miotłęjedną ręką, a łachmany zasłaniały gips.Mowy nie było, żeby dublerka pojawiłasię na scenie zamiast niej.– Chciałabym być przy tobie – wyznaję, ale sprawiam tylko, że Meggiezaczyna płakać jeszcze głośniej.No i tak szczerze mówiąc, do czego bym się jejtam przydała? Nie umiem nikogo pocieszać.To ja zwykle p o t r z e b u j ępocieszenia.Sprośnymi żartami Cary, najbardziej nieudolnymi sztuczkamimagicznymi taty albo kołysankami Meggie.I nagle przychodzi mi coś do głowy.Nigdy nie próbowałam śpiewać.To niemiało sensu przy tak utalentowanej siostrze.Ale Meggie cierpi teraz takbardzo, że chyba warto spróbować? Biorę głęboki oddech.– Twej łaski niepojęty cud.Słyszę echo mojego chrapliwego głosu w słuchawkach.Niestety nie brzmi oncudownie.Więc zamiast tego zaczynam melodyjnie szeptać.–.jest ocaleniem mym.Przynajmniej przestała płakać.Szepczę dalej i kiedy przytaczam linijkępo linijce, uświadamiam sobie, że to była j e j pieśń.Ta, którą zaśpiewała takpięknie w drugim odcinku Śpiewaj ze smakiem, dzięki czemu trafiła na pierwszestrony gazet.Szczerość, z jaką śpiewała, wzruszyła babcie na widowni do łez.Chociaż za kulisami Meggie zastanawiała się nieprzyzwoicie, co właściwietakiego niepojętego jest w tej łasce.– Zabłąkanemu wskazał szlak,ślepemu wzrokiem był.Teraz już tylko nucę, bo nie znam drugiej zwrotki.I Meggie zaczyna śpiewać dalej.– Przez brudy, znoje, sioła, łzy.wiódł mnie jej słodki ton.Ona przywiodła mnie aż tu.Z nią swój odnajdę dom.Głos łamie jej się na słowie dom, ale poza tym znów brzmi jak Megan„Słowiczy Głos” Forster.Nie muszę jej w i d z i e ć, samo to, że słyszę,wystarcza, by przypomnieć sobie wszystko, co sprawiało, że była dla mnie takważna.– Tysiące lat jak chwila są.Blask słońca jest jak cień.Gdy Twoja chwała, Boże mój.rozjaśnia każdy dzień.[2]Kiedy kończy, klaszczę w dłonie tuż przy mikrofonie laptopa.– Och, Meggie,twój głos w ogóle się mimo tego wszystkiego nie zmienił – mówię.– Mimo czego? Mimo bycia martwą?Nie odpowiadam.– Ani razu tu nie śpiewałam, wiesz?– Co?– Od kiedy jestem.tutaj.Ani razu.Miejsce nie wydawało mi się stosowne.Albo się nie wychylasz, albo wykonujesz swój popisowy numer à la wielka diwana środku molo.– Znowu staje się zabawna, sarkastyczna, n o r m a l n a.Czujęsię lepiej, ale sekundę później jest mi źle.To nie ona powinna m n i erozweselać.W końcu to nie ja jestem martwa.– Nie musisz się zgrywać, Meggie.Już nie musisz mnie chronić.Kolejna chwila ciszy.Teraz jestem p e w n a, że dookoła słyszę rozmowy.Czy ci ludzie w tle zawsze tu byli, tylko ja nie potrafiłam szybciej odcyfrowaćtych dźwięków?– Dobra.A zatem czuję się parszywie, Florrie.Jestem samotnai zdesperowana.Wstaję rano i codziennie słońce świeci tak samo idealnie.Na niebie nie ma ani jednej chmurki.To jak w tej idiotycznej piosence Tysiącelat jak chwila są.Może nie ma już stąd ucieczki.Może zmarnowałam ten małykawałeczek życia, który miałam, i teraz już nic nie mogę zrobić.– Och – chcę jej powiedzieć, że na pewno tak nie jest.Nie zmarnowała anijednej sekundy życia, przecież tęsknią za nią miliony.– Bardzo mi przykro,Meggie.Czy coś cię boli?– Nie.Nie odczuwam żadnego fizycznego bólu.Tutaj.Jak to powiedzieć?Każdy jest w jednym kawałku.Nieuszkodzony.Niektórzy z nich umarli okropnie,ale nie mają nawet rozdarcia na koszulce.Chociaż jest kilka par celowoporwanych dżinsów.– To dobrze – mówię i wyobrażam sobie, co by było, gdyby byli w takimstanie, w jakim umarli: plaża pełna umarlaków z odciętymi albo zwisającymibezładnie częściami ciała, krew lejąca się na piasek.Staram się wyrzucićz głowy ten obraz i koncentruję się na pytaniach, które pomogą mi zrozumieći z o b a c z y ć.– Jak wielu w a s tam jest?– Nie wiem.Jednego dnia kilkadziesiąt osób, innego całe setki.Ta plaża, noona jakoś ciągnie się w nieskończoność.Zresztą sama zobacz.Robię obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni.Wszystko jest turkusowe i złote,jak niesamowita maska pośmiertna Tutanchamona.Poza molo, baremi porozrzucanymi tu i tam domkami z bambusa i liści palmowych dookoła tylkopiasek, morze, niebo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Griffin Kate Matthew Swift 04 The Minority Council
  • Roberts Nora Rodzina Stanislaski Kate. Pasja życia
  • Lord Brown Kate Zapach gorzkich pomarańczy
  • Kate Steele Venus Connection gay
  • Lynch Sarah Kate Miód na serce
  • Lynch Sarah Kate Biesiada z aniołami
  • Welsh Kate Wszystko będzie dobrze(3)
  • Furnivall Kate Rosyjska konkubina
  • Zabojcze cialo Kate White
  • Parks Adele Mów do mnie jeszcze
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl