[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O żesz świński ryj, okrągły i z dziurkami! zaklął mężczyzna, najwyrazniej z trudempowstrzymując się od głośniejszego krzyku.Przez chwilę trzymał nieruchomo zranioną dłoń, przyglądając się kroplom krwi spadającymna białą pościel. Przerwa techniczna poinformował Beatę i udał się za przepierzenie, skąd wrócił ześcierką.Jednak nie od razu obwiązał nią ranę, przedtem wytarł rękę w prześcieradło,pozostawiając na nim krwawe ślady. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło stwierdził, przyglądając się plamom,i zapytał: Spektakl zyskał na realizmie, nie sądzisz?Beata ani drgnęła.Mężczyzna podszedł do stołu i zebrał leżące tam kamienie.Prowizoryczny opatrunek z kuchennej ścierki chyba mu nie przeszkadzał.Wrócił dorozbebeszonej lalki i wrzucił do niej kamienie.Kilka z głuchym stukiem spadło na podłogę, cow ciszy, która zapanowała, zabrzmiało jak bicie werbla.Beata Krzak wydała z siebie bulgoczący dzwięk i zaczęła rzucać się na krześle.Po kilkuniezgrabnych ruchach straciła równowagę i spadła na podłogę, boleśnie tłukąc sobie biodro.Gdyzdołała przybrać pozycję siedzącą i spojrzała na tapczan, gdzie wszędzie były plamy krwi,szaleniec (facet był szaleńcem, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości) zaszywałrozdartą bieliznę lalki wyciągniętymi ze szkatułki nićmi. No, gotowe odezwał się, jak gdyby nagle przypomniał sobie o istnieniu studentki.Powinienem zaszyć brzuch, nie gorsecik, ale za łykowata z niej gąska. Wymownie wskazał naopatrunek.Wreszcie zerwał z ust dziewczyny taśmę.Bolało jak cholera, ale nie zważała na to,zachłystując się łapczywie powietrzem.Nigdy nie przypuszczała, że oddychanie przez nos kosztuje tyle wysiłku. No to gdzie jest Magda? zapytał głosem cichym i łagodnym.Można rzec, słodkim jakmiód. I pamiętaj, że jeśli powiesz nieprawdę, wrócę tutaj i powtórzę przedstawienie.Chyba niemasz wątpliwości, kto tym razem zagra łóżkową rolę?Powiedziała mu prawdę. Ten facet też mnie o to pytał. I powiedziała mu pani? Szydło wstał.A więc miał rację.Wiedział.Przeczuwał, że to dopiero początek.Beata Krzak skinęła głową.Zgniotła w popielniczce papierosa i raptem się rozpłakała.Przezchwilę inspektor poczuł nieodpartą ochotę przytulenia dziewczyny i pogłaskania jej po krótkich,pomarańczowych włosach.Nie był pewien, co go przed tym powstrzymuje, czy odstraszającykolor tych włosów, czy raczej nadzwyczaj zgrabne udo, wysuwające się spod szlafroka aż posamo biodro.Jakakolwiek byłaby przyczyna, zamiast zachować się po ojcowsku, chrząknął tylkoz zakłopotaniem i wycofał się z pokoju. Jedziemy! rozkazał jednemu ze stojących na korytarzu mundurowych. Ty, Przemek,zostajesz powiedział do drugiego. A ja? zapytał fotograf, wciąż przeżuwający fakt, że wykonał dziś niezły zestaw zdjęćzwykłej lalce. A co mnie do tego? Szydło wzruszył ramionami. Ty masz swoją robotę, ja swoją. Panie inspektorze! W drzwiach pojawiła się marchewkowa głowa Beaty Krzak.Właśnie zdałam sobie z czegoś sprawę.Pytał pan o znaki szczególne tego mężczyzny. Tak? On jest leworęczny.Szydło pośpiesznie skinął głową.To było coś co lubił gdy los stał po stronie prawa,zawężając krąg poszukiwań. Jeszcze porozmawiamy powiedział.Ponaglił Jarka i zbiegli schodami w dół. Dokąd, szefie? zasapał Roman. Do Zamku Książąt Pomorskich.Minął portiernię, lecz będąc już przy drzwiach, zatrzymał się, nie zdając sobie sprawy, że dlaidącego za nim policjanta wygląda w tej chwili jak porucznik Colombo, który nigdy nieprzestawał główkować.Zawrócił. Może mi pani odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie? zapytał portierkę.Kobieta skinęła głową. Czy jest pani całkowicie pewna, że osoba podająca się za matkę Magdy była kobietą?W pierwszej chwili Szydło pomyślał, że oto po raz drugi w historii świata wystąpiłprzypadek przemiany kobiecego ciała w słup soli.Portierka patrzyła wprost na niego, lecz oczywyglądały jak wykonane ze szkła.Nie mrugała.Na twarzy nie drgał nawet jeden mięsień.Czy ona w ogóle oddycha? Proszę pani! Zapukał w szybę. Pytam, czy to nie mógł być ucharakteryzowanymężczyzna.Może było ciemno i.Ocknęła się; mogłoby się wydawać, że z jakiegoś tajemnego transu, gdyby nie to, żeodpowiedziała zupełnie trzezwo, wręcz opryskliwie, jak do kogoś kto nadmiernie się narzuca: Przecież żarówki świecą! Co pan myśli, że chłopa od baby nie potrafię rozróżnić? Ja tam czasem nie potrafię.Szczególnie jak obraz w telewizorze śnieży skwitowałz humorem Szydło i odszedł.Portierka z powagą patrzyła za policjantami, dopóki nie odjechali niebieskim polonezem.Wtedy wyjęła spod swetra coś, co oglądała z zadziwiająco martwym wyrazem twarzy.Kilkagodzin temu była to legitymacja uprawniająca do kolejowej zniżki, ze zdjęciemprzedstawiającym matkę Magdy Papisten.Teraz nie.Jezus Maria! Miała mętlik w głowie.Teraz nie! Chyba oszalała.Ze zwykłej kartki, wyrwanej niedbale z notesu, spoglądała na nią kudłata morda,wymalowana naprędce ołówkiem.Wilk z wyszczerzonymi zębiskami.Jak coś takiego pokazać policjantom?!Przecież nie mogła im powiedzieć, że jednak poprosiła tamtą kobietę o dowód tożsamości,zgodnie z regulaminem akademika! Pewnie, że nie wpuściłaby nikogo bez okazaniadokumentów, środek nocy czy nie.Ale jak miała im o tym powiedzieć?I co? Pokazać tę paskudną kartkę?Przecież nikt by nie uwierzył!NIEDZIELA.Zamek Książąt Pomorskich. Ratunku! krzyknęła Magda Papisten w zakratowane okienko zamkowych drzwi.Ratunku! Czy ktoś mnie słyszy?!Niespodziewanie trzasnęła mała szybka, tak zakurzona, jakby ostatnio czyszczono ją za życiaAnny de Croy.Odłamki szkła omal nie wbiły się w policzek dziewczyny. Ciii rozległ się głośny szept. Chwytaj Gnat! Szybko!W szczelinie ukazał się żółtawy przedmiot, w kształcie wydłużonego walca.Z jednej stronybył zakończony kulką. Ratunku! zachłysnęła się Magda. Tu jest morderca! Proszę otworzyć!Przedmiot, przypominający mozdzierzowy tłuczek, przez moment balansował na krawędziwybitej szybki, po czym upadł na kamienną posadzkę, z odgłosem wskazującym na dość znacznyciężar.Równocześnie zza pleców Magdy dobiegł niepokojący hałas.Odwróciła się, szybkoi nerwowo.Przyglądał się jej człowiek w kraciastej marynarce.Przekrzywiał głowę, jakby podziwiałmalarskie dzieło. Pożoga, zostaw ją! zagrzmiał głos zza drzwi. Dobrze wiesz, że jest moja! To ty, Wielgus? Twarz mężczyzny nazwanego Pożogą wydłużyła się.Nie wyglądał nazadowolonego. Ja. Tego się obawiałem.Dziś w nocy to też byłeś ty.Zledzisz mnie, psi synu! Powinieneś wiedzieć, Pożoga, że ona ma przy sobie Gnat.Lepiej znikaj!Kratka na marynarce tylko zamigotała w szarzyznie zamkowej sieni, gdy jej właścicielodskoczył w cień.Magda przywarła plecami do drzwi, w pierwszej chwili przekonana, żemężczyzna rzucił się na nią.Osunęła się w dół, szorując plecami po gładkim drewnie.Dopieroteraz dotarło do niej, że napastnik nie zaatakował.On.uciekł?!Gnat!Natrafiła ręką na to coś, wrzucone przez okienko.Zacisnęła dłoń.Było bardzo zimne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]