[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, ale ostatnio bywał pan taki zajęty.- Wystarczy, że szepnie pani słowo, a zmienię plany- Nie chciałabym nadużywać pana uprzejmości - powiedziała i dodałaz uśmiechem.- Jestem pewna, że lord Pedlam rad będzie służyć mi wskazówkami.Ethan mocno zacisnął szczęki, w oczach pojawił się złowróżbny błysk.- Nie wątpię, że byłby rad, ale muszę panią ostrzec, iż mało prawdopodobne, bypanią zadowolił.Postąpiłaby pani znacznie rozsądniej, wybierając sobie bardziejdoświadczonego nauczyciela.Ledwo powstrzymała rumieniec, który już wpełzał na jej policzki, ale nieodważyła się spojrzeć na Juliannę, by sprawdzić, czy ta zdaje sobie sprawę z aluzjii podtekstów, które niczym elektryczne iskry przebiegały przez pokój.W desperackiej próbie ucieczki spojrzała raptem na wiszący na ścianie zegarz tarczą w kształcie księżyca.- Och, spójrzcie państwo tylko, która godzina.Czy naprawdę zrobiło się już wpółdo dwunastej? Zupełnie straciłam rachubę czasu, wybaczcie mi, proszę, Julianno,milordzie, ale muszę już wracać do domu.Podniosła się.Ethan również.- Na mnie też pora.Jak mówiłem, nie mogę zostać długo.Odwrócił się gładko do Julianny i złożył jej wytworny ukłon.- To była prawdziwa przyjemność, jak zawsze.Dziękuję za herbatę.- Mnie też było miło, Ethanie.Zerknął na Lily.- Odprowadzę panią.- Och, to nie jest konieczne.Przyszłam na piechotę, a jak pan wie, do domu mamstąd dwa kroki.- Tym niemniej dama zawsze potrzebuje ochrony.Pójdę z panią.Dlaczego nie wzięłam ze sobą pokojówki? Ale wcześniej ciągnięcie Susanwydawało się zbędne, bo wiedziała, że będzie z Julianną i jej służbą, włączając w tobudzącego respekt Hannibala.Widząc jednak upór malujący się na twarzy markiza, zdała sobie sprawę, że niema sensu oponować.- Doskonale.Ruszył do drzwi.Lily objęła Juliannę, która też wstała i przyciągnęła przyjaciółkę bliżej do siebie.- To dobry człowiek, ale uważaj - wyszeptała baronowa.- Nie chciałabym, żebyścierpiała.- Nie obawiaj się.Nie będę.- Gdybym tylko miała w tej kwestii taką pewność,jaka brzmi w moim głosie, pomyślała.- Tylko odprowadzi mnie do domu.- Naturalnie.Pamiętaj, że jutro nie możemy się spotkać, bo idę na proszoneśniadanie.Chyba że chciałabyś mi towarzyszyć.Zdobycie drugiego zaproszenia niebędzie żadnym problemem.- To bardzo miło z twojej strony, ale mam kilka spraw do załatwienia.Zatem dozobaczenia.Rzuciwszy te słowa pożegnania, przeszła przez pokój i położyła dłoń na ramieniuEthana.Kiedy wyszli z rezydencji, opuściła rękę.- Nie musisz mnie odprowadzać, milordzie.Sama świetnie dam sobie radę.Jeślisię pan obawia, może pan poczekać i patrzeć, póki nie dojdę do drzwi.Sięgnął po jej rękę, położył ją na powrót na swoim ramieniu i przytrzymał.- Wtedy byłbym za daleko, by służyć pomocą na wypadek jakiegoś nieszczęścia.A tak mam pewność, że jesteś bezpieczna.- Jak doskonale wiesz, milordzie, nie spotka mnie w tej okolicy żadna krzywda.- Są inne niebezpieczeństwa oprócz złodziei i złoczyńców.Mogłaby pani naprzykład upaść i się zranić.Roześmiała się.- To raczej mało prawdopodobne, a nawet gdyby tak się stało, jestem pewna, żesama zdołałabym wstać.- Ale cierpiałaby pani, a tego bym nie chciał.Przez jakieś pół minuty szli w milczeniu.- Co u ciebie słychać, Lily?- Wszystko dobrze, dziękuję, milordzie.- Ethanie.Byłem Ethanem, gdy widzieliśmy się ostatni raz.- Gdy widzieliśmy się ostatnio, wydarzyło się wiele różnych rzeczy - stwierdziłaspokojnie - które teraz należą do przeszłości.Jego ręka zesztywniała na jej dłoni.- Naprawdę? Jesteś pewna?- Tak, całkowicie.- Nie wyglądało na to w bawialni Julianny przed chwilą.Uniosła wzrok, by spojrzeć mu w oczy.- Nie? Coś musiało się panu przywidzieć.- O, słyszałem i widziałem wszystko doskonale - szepnął, opuszczając wzrok najej usta.Nagle zabrakło jej powietrza w płucach.Uznała, że może to na skutek zbytszybkiego marszu i poczuła wyrazną ulgę, gdy kilka chwil pózniej dotarli do jejdrzwi.- Jesteśmy na miejscu - rzuciła.- %7łyczę miłego dnia, lordzie Vessey.Wiem, żepan się śpieszy i nie może wejść, więc go nie zatrzymuję.Spodziewała się, że zgodzi się z nią, tymczasem on postawił nogę na pierwszymstopniu frontowych schodów.- Hm.mam jeszcze kilka minut.Możemy swobodnie ustalić dzień i godzinę,kiedy spotkamy się, by wyszukać dla pani jakiś odpowiedni karykiel i zaprzęg.- Faeton - odparowała.- I nie sądzę, by mój terminarz pozwolił na taką eskapadę,nie w najbliższej przyszłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]