[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrzasnęliśmy z uciechy i natychmiast powsadzaliśmy ręce w rę-kawy.Piotruś tylko piszczał nic mogąc do nich trafić, aleśmy go z gło-wą peleryną nakryli, więc ucichł.Ojciec, nim się położył, raz jeszczepodszedł do nas. No i cóż? Ciepło wam.bąki? zapytał. Mnie tam ciepło! odpowiedziałem z głębi płaszcza. A mnie jak! krzyknął Felek. O, proszę ojca, jak mi to gorąco,I wystawił swoje długie, chude nogi, żeby okazać, jako o przykry-cie nie dba.Istotnie, przyjemne ciepło szło na nas z.pieca, bo ojciec koksuprzed wieczorem przyniósł, ogień rozpalił i matce herbatę gotował.Usnęliśmy też zaraz.Ale nad ranem zrobiło się nagle bardzo chłodno.Pociągnąłem tedy płaszcz w swoją stronę.Felek zrazu skurczył sięprzez sen.ale potem i on płaszcz ciągnąć zaczął; a gdym nie puszczał,bo juścić od pieca cieplej jemu niżeli mnie było, sam się głębiej podniego wsunąć usiłował.Przy tym wsuwaniu się musiał jakoś nacisnąć Piotrusia, bo malecnagle piszczeć zaczął, a potem się na dobre rozbeczał.Matka stęknęła z cicha raz i drugi. Filipie! Filipie!-rzekła słabym głosem-a zajrzyj no do chłopców,bo Piotruś czegoś płacze.Ale ojciec spał. Chłopcy! odezwała się znowu matka a czego tam Piotruś pła-cze? To Felek, proszę mamy! odrzekłem. Nieprawda, proszę mamy, to Wicek! zaprzeczył natychmiastzaspanym głosem.Matka ciężej jeszcze stęknęła, a gdy malec nie przestawał płakać,zwlokła się z łóżka, wzięła Piotrusia na ręce i zaniosła go na swoją po-ściel.Zaraz też nam się placu więcej zrobiło, więc mi Felek dał sójkę wbok, ja mu też i odwróciwszy się od siebie spaliśmy wybornie do sa-mego rana.W parę dni potem znowu przyszedł handel.Nikt go nie wołał, aleprzyszedł tak, z grzeczności, jak mówił, dowiedzieć się, czy matkaNASKIFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG38zdrowsza.Zaraz też zaczął chodzić po izbie, oglądać szafę, stołki.Aleojciec pochmurny był czegoś i gadać wiele z nim nie chciał.Nazajutrz handel znowu przyszedł.Tego dnia mieliśmy na obiadziemniaki z solą tylko, bo okrasy brakło; chleb też się jakoś skończył, aPiotruś do ochrony bez śniadania poszedł.Mnie ojciec kazał worek nawęgle szykować.Szturchnął mnie Felek w bok, że to niby ciepło bę-dziemy mieli, bo wiatr strasznie po izbie świstał, i zaraz my się roz-śmieli.Stałem już z workiem chwilę, ale ojciec zapomniał widać o wę-glach, bo siedząc na matczynym łóżku zadumał się i wąsy skubał.Chrząknąłem raz, nic spojrzał nawet w moją stronę: chrząknąłem drugiraz, spojrzał, jakby mnie nie widział; a na to właśnie handel wszedł iszafę targować zaczął.Przestępując z nogi na nogę czekałem jeszcze chwilę, ale mi okrut-nie pilno było, bo woda koło pompy zamarzła i Felek poleciał jezdzić;zaryzykowałem tedy i chrząknąłem raz trzeci.Jak się też ojciec nieodwróci, łąk nie palnie pięścią w stół! Skoczyłem duchem do sieni,małom przez próg nie padł, a handel też wyszedł nie bawiąc i na%7łydka z przeciwka palcem kiwać zaczął.Ojciec mnie tymczasem za-wołał, choć mu się jeszcze ręce trzęsły czegoś, szesnaście groszy odli-czył i po węgle biec mi kazał.Kiedym wrócił, ,,handel i %7łydek z przeciwka wynosili szafę.Oj-ciec ode drzwi zastąpił, żeby dużo mrozu nie naszło, matka odwróciłagłowę do ściany i stękała z cicha.Usunięcie szafy z kąta, gdzie stała, jak tylko zapamiętać mogę, od-kryło nam nowe widoki; przykucnęliśmy tedy wśród nagromadzonychtam śmieci i rozpoczęły się poszukiwania.Felek znalazł guzik blasza-ny, który sobie zaraz na rękawie przyszył, a ja wygrzebałem patykiemze szpary dużą, zardzewiałą igłę oraz bożą krówkę z podkurczonymipod siebie nóżkami i wyszczerbionym skrzydełkiem.Natychmiast za-częliśmy na nią chuchać, ale była zdechła.Za każdym z tych odkryć wykrzykiwaliśmy radośnie, a ojciec niemógł nas napędzić do kaszy, którą nam zgotował na obiad i której tylkomatka jeść nie chciała.Przetrząsnęliśmy nareszcie wszystko, a przeko-nawszy się, że już żadnych więcej skarbów w kącie nie ma.wymietli-śmy resztę śmieci do sionki.Teraz dopiero spostrzegłem, że w miejscu, gdzie stała szafa, kawałściany bielszy się wydawał niżeli reszta izby; udzieliłem lej wiadomo-ści Felkowi, a że i matka w kąt ten patrzyła smutnym wzrokiem, wstałNASKIFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG39tedy ojciec od kaszy, wyszukał w skrzynce dwa gwozdzie i w ów ja-śniejszy kawał ściany wbiwszy, powiesił na nich matczyną suknię brą-zową od święta i tę drugą modrą, codzienną, chustką je pięknie okrył iz boków obcisnął.Wyglądało to bardzo dobrze, a Felek z Piotrusiemzaraz się w chowanego bawić tam zaczęli.Matce w tych czasach pogorszyło się jakoś; doktor jej kazał dobryrosół i świeże mięso jeść, a choć płakała na taką utratę i jak mogła ojcubroniła, to jednak coś przez tydzień do rzeznika co dzień latałem, kupu-jąc czasem i całe pół funta.A ,,handel to już tak do nas przywykł, że czy go kto wołał, czy niewołał, co dzień choć przez drzwi zajrzał.Już nawet Hultaj, pies stróża,nie szczekał na niego.Po szafie kupił od nas handel cztery na orzechbejcowane krzesła, cośmy na nich do obiadu siadali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]