[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiast znalazłam się u jej boku.- No i jak? Zadaje dużo pytań? Jakich?- Chciał wiedzieć, czy jestem w klasztorze szczęśliwa poza tym nic więcej.- Eeee, i to trwało tak długo? zapytała Betty nieufnie. Byłaś w środku dwadzieścia minut, niczym na spowiedzigeneralnej.Clare nic nie zdradziła, uśmiechając się jedynie dowłasnych myśli.- Uważam, że z każdą rozmawia inaczej.Wizytator jestżyczliwym, roztropnym człowiekiem, którego nikt nie musi sięobawiać.Przy tym spojrzała w kierunku drżącej siostry Rity, a taodetchnęła, gdyż była następna w kolejce.Była w takimnastroju, jakby miała iść do dentysty, i nie byłyśmy w staniejej pojąć.Trochę zdenerwowania, owszem, to było zrozumiałe,ale takie zachowanie? Nikomu nie przyszło do głowy, że stanmojego ducha był jeszcze poważniejszy przecież byłamniczym parszywa owca pośród zdrowych.Czy wizytatorprzejrzy moje wnętrze? W tym wypadku mogłam jutropakować manatki i jechać do domu.- Maryann idzie! No i co, jak tam było? Wyglądasz nazadowoloną?Wzięłam Ritę pod rękę i podprowadziłam pod samedrzwi.- No, Rita, wez się w garść.Ona uczepiła się jednak Maryann, która była jejsąsiadką z celki.- Jaki on jest?- Idz, jest naprawdę wspaniały mogę wracać do domu.- Cooo?- Rita, czekają na ciebie!Wreszcie drzwi zamknęły się za biednym barankiemofiarnym.Biegiem wróciłam do naszej gromadki.- Co powiedziałaś, Maryann? Jedziesz do domu?Zadowolona skinęła głową.Po niej najmniej byśmy siętego spodziewały.Opanowana i spokojna żyła przez tetygodnie pośród nas, nigdy się na nic nie skarżąc, chociaż, niesprawiała wrażenia, że jest szczególnie szczęśliwa.- Ale z jakiego powodu, Maryann?Betty wręcz paliła ciekawość.Maryann usiadła.- Sama nie wiem, jak to się stało.W pewnej chwilipoczułam, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, więcopowiedziałam, że moi rodzice chcieli mnie zmusić domałżeństwa z pewnym bogatym człowiekiem, którego wręcznie cierpię.A ponieważ nie przestawali mnie namawiać,uciekłam do klasztoru, bo tutaj wreszcie miałam spokój.- No dobrze, a co teraz?Prostując się, siostra Maryann obrzuciła nastryumfującym wzrokiem.- Dostanę od niego pismo dla moich rodziców, mówiąceo tym, że małżeństwo wymuszone w jakikolwiek sposób,podobnie jak i śluby zakonne, są według prawa kościelnegonieważne.W obu wypadkach Kościół rozwiązuje istniejącąrelację.Tak więc wracam do domu, jeśli tak możnapowiedzieć, z listem żelaznym od biskupa.Betty spojrzała na nią z podziwem.- A jeśli każą ci się wynosić, wrócisz do nas zpowrotem?Maryann potrząsnęła głową.- Nie, gdyż dotarło do mnie, że nonsensem jestwstąpienie do klasztoru z takiego powodu.I pewnie też niewytrzymałabym.Jeśli okaże się to konieczne, wizytatorzatroszczy się dla mnie o jakąś pracę poza domem.Wstała.- No, idę pakować moje rzeczy.- Co? Chcesz jechać jeszcze dzisiaj?Roześmiała się.- Moje drogie, czuję się wręcz wyzwolona.Nie, mojemiejsce nie jest tutaj.Dziwne, żal mi jej było, że nie mogła zostać.Czyżbymnie samej tak się tutaj spodobało? Nie rozumiałam samejsiebie.Nerwowo zerknęłam w kierunku drzwi kiedy Ritawyjdzie, będzie kolej na mnie.Tymczasem sprawa sięprzeciągała, najwidoczniej wizytator musiał najpierwodczekać, aż wyschnie potok łez.Wcale bym się nie zdziwiła,gdyby wezwał sanitariuszy.Odeszłam nieco na bok i zaczęłam spacerować wzdłużkorytarza.Wreszcie wyszła Rita blada, ale o dziwo bezjednej łzy na twarzy.Zadrżały mi kolana.Niestety, niedowiedziałam się, jak jej poszło, choć pozostałe natychmiast jąotoczyły.Zamknęłam za sobą drzwi.Byłam w środku.Wizytator nie siedział uroczyście w fotelu z wysokimiporęczami, lecz stał przy regale z książkami, jakby międzyaudiencjami miał jeszcze czas w nich powertować.Odwróciłsię powoli ku mnie.Uśmiech sprawił, że na jego twarzy pojawiło się całemnóstwo drobnych zmarszczek i teraz mogłam już ocenić, żenie jest najmłodszy.- Aha, jeśli się nie myślę, mam do czynienia z siostrąEileen?- Owszem.- Usiądzmy na chwilę.Zdaje mi się, że żywi siostraszczególne zainteresowanie Akwinatą, studiami i nauką.Pewnie marzy siostra o karierze nauczycielki albo katechetkiw naszym zgromadzeniu, nieprawdaż?Wytrzeszczyłam na niego oczy.- Nie, nawet mi to nie przyszło do głowy.Ucieszyłabymsię jedynie z tego, gdybyśmy miały więcej wykładów teologii,nic poza tym.- Aha wizytator spojrzał na swoje dłonie i zamilkł nachwilę.- Być może byłaby siostra zainteresowana podjęciempropozycji naszego biskupa, aby dominikanki wydawaływłasne czasopismo, które pomogłoby młodym ludziom wświecie rozpoznać powołanie zakonne.Musiałoby onooczywiście być prowadzone według zasad i wymagańnowoczesnego dziennikarstwa.Nie miałaby siostra ochotyzostać redaktorką?Spojrzałam na niego prawie rozgniewana. - Nie, czcigodny księże!Teraz on podniósł nagle głowę, obrzucając mniewnikliwym spojrzeniem.- Nie? Naprawdę chce siostra tak radykalnie zerwać zeswoim wcześniejszym zajęciem? Nie przypadło siostrze dogustu?Zagryzłam wargi.Co tu odpowiedzieć? Byłam przecieżjeszcze związana umową o pracę z moim szefem.Nie mogłamsamowolnie przyjąć stanowiska w innej gazecie i psuć muszyki, pisząc dla innego wydawcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]