[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oboje niewiele ważyli i można ich było łatwo zdjąć ze sznurów.Oboje czyściutko wymyci,z wyszczotkowanymi włosami, mieli nieskazitelnie połatane i schludne ubrania.Nabywca, rasowy handlarz mebli, zwymiotował na ich widok i oświadczył, że nie wezmietej szafy.Dopiero wieczorem zmienił zdanie i kazał ją zabrać swoim ludziom.Zmarłychułożono tymczasem na łóżku, ale musiano ich stamtąd ściągnąć, ponieważ i łóżko byłosprzedane.Sąsiedzi pożyczyli parę stołów i na nich ułożono oboje staruszków, owinąwszyim głowy papierem toaletowym.Papier był jedyną rzeczą, jaka jeszcze do nich należaław mieszkaniu.Zostawili list, w którym napisali, że właściwie chcieli popełnićsamobójstwo za pomocą gazu, ale gazownia zamknęła jego dopływ, ponieważ rachunekod dawna nie był opłacany.Dlatego przepraszają handlarza mebli za kłopot, jaki musprawili.Nadchodzi Izabella.Ma na sobie krótkie granatowe spodnie odsłaniające kolana,żółtą bluzkę i bursztynowy naszyjnik. Gdzie byłeś? pyta bez tchu.Nie widziałem jej od paru dni.Za każdym razem po nabożeństwie wymykałem sięz kościoła i szedłem do domu.Nie było mi łatwo rezygnować ze wspaniałej kolacji i winaz Bodendiekiem i Wernickem, ale wolałem mieć spokój z Gerdą o chlebie z masłemi sałatce kartoflanej. Gdzie byłeś? powtarza Izabella. Gdzieś tam mówię niechętnie. Tam, gdzie pieniądze są sprawą najważniejszą.Siada na poręczy ławki.Nogi ma bardzo opalone, jakby dużo leżała na słońcu.Obajmężczyzni koło minie patrzą niechętnie; potem podnoszą się i odchodzą.Izabellaześlizguje się na ławkę. Dlaczego dzieci umierają, Rudolfie? pyta. Nie wiem.Nie patrzę na nią.Nie chcę się znowu dać złapać; wystarczy, że siedzi tu pokazującswoje długie nogi i spodenki tenisowe, jakby przeczuła, że odtąd chcę żyć według receptyGeorga. Po co się rodzą, kiedy zaraz potem umierają? O to musisz spytać wikarego Bodendieka.On twierdzi, że Bóg księguje każdy włos,jaki spada z czyjejkolwiek głowy, i że wszystko ma swój sens i moralność.Izabella śmieje się. Bóg księguje? Kogo? Siebie samego? Po co? Przecież on wie wszystko. Tak mówię i nagle ogarnia mnie wielka złość, choć nie wiem, dlaczego. Jestwszechwiedzący, wszechdobry, sprawiedliwy i pełen miłości a mimo tego umierajądzieci i matki, których dzieci potrzebują, i nikt nie wie, dlaczego jest tyle nędzy naświecie.Izabella gwałtownie odwraca się ku mnie.Nie śmieje się już. Dlaczego wszyscy ludzie nie są po prostu szczęśliwi, Rudolfie? szepcze. Nie wiem.Może dlatego, że wtedy Bóg by się nudził. Nie odpowiada szybko. Nie dlatego. A więc dlaczego? Bo on się boi. Boi się? Czego? Gdyby wszyscy byli szczęśliwi, nie potrzebowano by Boga.Patrzę teraz na nią.Jejoczy są bardzo przezroczyste, a twarz brązowa i węższa niż dawniej. On jest tylko od nieszczęść mówi. Wtedy go ludzie potrzebują i modlą się.Dlatego to robi. Są również ludzie, którzy modlą się do Boga dlatego, że są szczęśliwi. Tak? Izabella śmieje się z powątpiewaniem. W takim razie modlą się, bo sięboją, że ich szczęście minie.Wszystko jest strachem, Rudolfie.Nie wiesz o tym?Gruba siostra prowadzi koło nas wesołego staruszka.Z okna głównego pawilonusłychać przenikliwe brzęczenie odkurzacza.Oglądam się.Okno jest otwarte, alezakratowane czarny loch, z którego jęczy odkurzacz jak dusza potępieńca. Wszystko jest strachem powtarza Izabella. Czy ty się nigdy nie boisz? Nie wiem odpowiadam, nadal czujny. Chyba tak.Bardzo często bałem się nawojnie. Nie o tym myślałam.To jest rozsądny strach.Myślę o tym bez nazwy. O jakim? O strachu przed życiem? Potrząsa głową. Nie.Wcześniej. Przed śmiercią?Znowu potrząsa głową.Nie pytam dalej.Nie chcę się w to zagłębiać.Siedzimy przezchwilę w milczeniu.Znowu odnoszę wrażenie, że Izabella nie jest chora, ale niepozwalam mu się skrystalizować.Gdy dojdzie do głosu, znowu zacznie się zamieszanie,a tego nie chcę.Izabella porusza się wreszcie. Dlaczego nic nie mówisz? pyta. Cóż znaczą słowa? Dużo szepcze. Wszystko.Boisz się ich?Zastanawiam się. Prawdopodobnie wszyscy się nieco boimy wielkich słów.Tak strasznie częstosłużyły kłamstwu.Może także boimy się naszych uczuć.Nie wierzymy im już.Izabella podciąga nogi na ławkę. Ale są nam potrzebne, najdroższy szepcze. Jak można bez nich żyć?Odkurzacz przestaje brzęczeć.Nagle robi się bardzo cicho.Od grządek ciągniechłodny zapach wilgotnej ziemi.Jakiś ptak wykrzykuje w kasztanach ciągle to samowołanie.Wieczór staje się niespodzianie wagą, na której obu szalach spoczywajednakowy ciężar świata.Czuję ją, jakby balansowała lekko na mojej piersi.Nic mi sięstać nie może, myślę, póki tak spokojnie oddycham. Czy boisz się mnie? pyta Izabella.Nie, myślę i potrząsam głową; ty jesteś jedynym człowiekiem, którego się nie boję.Nawet w słowach! Wymawiane przy tobie nie są one nigdy za wielkie ani śmieszne.Ty jezawsze rozumiesz, bowiem żyjesz w świecie, gdzie tym samym są słowa i uczucia,kłamstwo i urojenie. Dlaczego nic nie mówisz? pyta.Wzruszam ramionami. Czasami nie można nic powiedzieć, Izabello.A często trudno jest przemóc. Oo przemóc? Samego siebie.Istnieją różne opory. Nóż nie może kroić sam przez się, Rudolfie.Dlaczego się boisz? Nie wiem, Izabello. Nie czekaj zbyt długo, najdroższy.Inaczej będzie za pózno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]