[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Olaboga, stulko! mówiła momma. Stulka" znaczy dziewczynka, a olaboga" wia-domo. Olaboga! mówiła momma, zupełnie bez-dradna. Być bezdradną" oznaczało nie wiedzieć, co po-cząć".Przymiotnik bezdradny" występował najczę-ściej w połączeniu zupełnie bezdradny" i nie miałnic wspólnego z przeniewierstwem, a jeżeli miał, todlatego że sprzeniewierzyłam się rodzinie, będąc taknieuleczalnie sobą. Olaboga! mówiła momma, zupełnie bez-dradna.Na mój temat było dwa razy więcej olaboga!" niż natemat Asy.Asa wspinała się na wierzchołki osik, ale to ja z nichspadałam.Pewnego razu wisiałyśmy na trzepaku, zaczepionekolanami, z głową w dół.Nagle doszłam do wniosku, że przecież nie mogętak tu zwisać jak nietoperz, i rozluzniłam uchwyt.61I tylko szczęśliwym zrządzeniem losu nie dozna-łam wstrząsu mózgu i nie skręciłam karku. Olaboga, stulko! powiedziała momma.Tylko tyle: Olaboga, stulko!".'HUWALiGEN!(OLABOGA! STODUAA CHAOPOKI STULKA KESMUSABAGNIUCHA OLABOGA! UOWIECK] CHAODNICASTOLA DAUGAZKIMUKI)MOJA BABCIA I JEDZENIEU MARCELA PROUSTAZawsze wszystko zjadałam.W domu i w gościach.Można było przeglądać sięw talerzu i zaoszczędzić na zmywaniu.Moja siostra była dobra we wszystkim, ale ja by-łam najlepsza w zjadaniu do ostatniego okruszka, nie-nasycona.Wielu czytelników Prousta my do nich nie na-leżeliśmy odczuwa wręcz zmysłową tęsknotę przyopisie kucharki wyszukującej składniki do swoich wy-śmienitych potraw.Jak gdyby wybór świeżych produktów dobrejjakości był zastrzeżony wyłącznie dla lepszego to-warzystwa we Francji z przełomu XIX i XX wieku.Jak gdyby nasze produkty nie były o wiele bardziejświeże.Czas, miejsce i klasa społeczna Prousta zyskały nie-śmiertelność, ponieważ miały swojego piewcę, którypotrafił opisać różne doznania smakowe.U nas jedze-nie miało zamykać usta.Oczywiście na tyle, na ile tobyło możliwe.W powieści W poszukiwaniu straconego czasu ku-charka kupiła błękitną flądrę, bo kupczyni zaręczyła,63że świeża; indyczkę, bo Franciszka zobaczyła ładną natargu w Roussainville-le-Pin"*.W naszej rodzinie jedliśmy to, co było dostępneo danej porze roku.Ryby były wtedy, gdy wujowie złowili je w gór-skim potoku albo jeziorze.Oprawione na miejscu,wkrótce trafiały na patelnię; te bajeczne palie o złota-wym i jędrnym mięsie, czerwone złoto strumienia.Od czasu do czasu szczupak.Zimą miętus z ikrą.Uśmiercony pałką, wycią-gnięty spod grubej warstwy niebieskiego lodu i udu-szony przez mommę w śmietanie.U Prousta to pani domu ustalała menu, a Fran-ciszka dokonywała wyboru produktów.To właśniejej wybór i sposób przetwarzania składników decy-dował o tym, czy na stole gościły posiłki czy dziełasztuki kulinarnej.U nas decydował produkt, a za kulinaria i menuodpowiadała momma nawet jeżeli nie myśleliśmyw takich kategoriach.Momma czyściła, patroszyła, smażyła, dusiła, goto-wała, piekła, blanszowała albo mieszała.W ten sposóbzamieniała produkty w jedzenie, cały czas korzystającz aktualnych zasobów.Podaż określała popyt zgodnie z zasadą gospodar-ki samowystarczalnej, a nie rynkowej.* M.Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, przeł.Tadeusz Boy--%7łeleński.64Przesądzał sezon.Po świniobiciu jedliśmy sine kluski z wieprzowi-ną albo schabowe, po polowaniu na łosie mięsołosia, i tak dalej.Rydze przy zródle, pomarańczowe złoto świerko-wych lasów, to bogactwo, którego nie przebiją żadneakcje i obligacje.Rydze trzeba było zbierać błyskawicznie, nim zro-baczywieją blaszki.Dokładnie wypłukać, oczyścić,a pózniej nawlec na nitkę i wysuszyć na strychu.Oprócz tych niewielu świeżych, które smażyło sięna prawdziwym maśle.Równie wyśmienite były smardze, choć nie sma-żone, tylko duszone w śmietanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]