[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A Wallace w jakiej jest cenie! Musisz spróbować.Dobrykupiec powinien mieć na składzie taki towar, na jaki jest popyt wdanej chwili.Aktualność, aktualność i raz jeszcze aktualność.Egzotyczność lubisz? Owszem.160 Owszem, to za mało, ale dobrze, że ją choć lubisz.Autor,który chce zdobyć światową popularność i zrobić pieniądze, musipisać swoje utwory według następującej recepty: tło egzotycznelub salony finansjery światowej, osią akcji romans, kilka silnychepizodów erotycznych, trochę tajemniczości, lecz, broń Boże, nieniesamowitość; tego dzisiejsza publika nie lubi.Spytaj w wypoży-czalniach, czy ktoś czyta Edgara Poe.Ach, byłabym zapomniała.Czy nie pociąga cię czasem tak zwana powieść psychologiczna? Psychologiczna? Dlaczego pytasz? Dlatego, że ci życzę jak najlepiej, a życząc ci tak, mówię:pisz raczej książkę kucharską, niż te bzdury, zwane szumnie po-wieścią psychologiczną.Jeden taki płód ducha, a jesteś pogrzeba-ny na zawsze w opinii czytelników. Może tutejszych czytelników, bo w Europie. W Europie jest to samo, tylko tam wegetuje jeszcze garśćmegalomanów, którzy sądzą, że są arystokracją umysłową, że sączymś lepszym, niż uczciwie pracujący urzędnik, modystka, ma-nicurzystka, fryzjer czy inny porządny człowiek, co napracowaw-szy się przez dzień cały, szuka w lekturze wypoczynku a nie zaga-dek, których sam autor rozwiązać nie potrafi.Taki megalomanziewa nad swoją ulubioną psychologiczną powieścią, ale będziegłośno wołał, że nareszcie znalazł dobrą książkę.Nawet sam w touwierzy w końcu, myśląc: To ci musi być mądre, skoro nawet janic z tego nie zrozumiałem.Oczywiście tego już głośno nie po-wie; przeciwnie spotkawszy drugiego cymbała, będzie z nimwiódł ożywioną dyskusję przez cały wieczór na temat genialnychmyśli autora tej rewelacyjnej powieści i, rzecz prosta, każdy bę-dzie innego zdania.Pogląd Cecily, acz wyrażony w formie nazbyt radykalnej, za-wierał dużo słuszności, a jej powierzchowna, co prawda, erudycjaw tej dziedzinie była dla mnie prawdziwą niespodzianką, gdyż, jakto już przedtem nadmieniłem, za czasów naszej znajomości, litera-tura była dla niej t e r r a i g n o t a , jak nieznaną była Amerykaprzed odkryciem dzielnego Krzysztofa.Nie mogłem się więc161powstrzymać od okrzyku zdziwienia, co moją małżonkę zmiesza-ło. Więc sądziłeś, iż jestem aż tak głupia? rzekła z udanymoburzeniem. Wyobrażałeś sobie, że ja mam takie pojęcie o lite-raturze, jak na przykład o astronomii? Nie, mój drogi.Tak zle naszczęście nie było nigdy z twoją Cissy, a poza tym w ostatnichczasach uzupełniłam nieco swoją wiedzę w tym kierunku, rozu-mując słusznie, że mi się to może przydać.Widząc błysk zaciekawienia w moich oczach, przeskoczyłaczym prędzej na inny temat: Z okazji tapetowania pokoi na piętrze poleciłam swego cza-su przenieść wszystkie twoje rzeczy tu, na dół, i zauważyłamwśród nich sporo zapisanych zeszytów.Czy to są manuskrypty? Manuskrypty odparłem, ubawiony trochę naiwnością tegokłamstewka.Znając Cissy dobrze, mogłem być pewien, że raczejowo tapetowanie pierwszego piętra było następstwem wyniesieniamoich rzeczy, niż na odwrót.Cóż dla niej znaczyła sumka kilkusetdolarów, za którą w dodatku odświeżyła sobie część mieszkania.Rzecz tak się miała oczywiście, że Cissy, nie chcąc dopuścić domego wyjazdu z Hedgeville, poleciła przenieść moje rzeczy znarożnego pokoju na piętrze do swoich apartamentów, co jednaknie odniosło zamierzonego skutku.Pogodziwszy się następnie zemną i pragnąc jakoś możliwie przyzwoicie upozorować koniecz-ność niegościnnego postępku, kazała naprędce wytapetować kilkapokoi. A więc manuskrypty ciągnęła dalej, unikając mojegowzroku. Przeczuwałam to i dlatego przechowywałam je w pan-cernej kasie razem z biżuterią.Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć głośno o swym od-kryciu, o owych plamach na kartkach i podobnych pamiątkach ponieznanym czytelniku moich utworów. A co zawierają właściwie te skrypty? Jakiś dramat czy po-wieść?162 Jedną powieść i kilka nowel. Aha! Udały ci się te rzeczy? Trudno mi o tym wyrokować.Opinia autora o własnychdziełach bywa zawsze skrajnie radykalna.Raz wydaje mu się, żestworzył rzecz genialną, najlepszą w świecie, drugim razem ogar-nia go lęk, że popełnił kicz, na widok którego psy będą wyły.Jazaliczam się raczej do tej drugiej kategorii. No, tak.Moje zdanie także byłoby bardzo subiektywne, po-nieważ jestem twoją żoną. A co gorsza, nie umiesz po polsku, więc nie zrozumiałabyśani słowa. I to prawda. Nie ma więc innej rady, jak wysłać te skrypty do jakiegośwydawcy w Polsce i. W Polsce? przerwała mi i tam może je wydać? I czekaćrok, zanim się trzy do czterech tysięcy egzemplarzy rozejdzie? Niezwariowałam jeszcze.Ty musisz zdobyć przede wszystkim naj-większy rynek księgarski, nasz rynek! Tu, u nas, dobrze zarekla-mowana powieść osiąga nakład kilkaset tysięcy egzemplarzy.Tojest interes! No, dobrze, dobrze, ale ja piszę dotychczas wyłącznie popolsku. A ja znajdę człowieka, który ci wszystko, co napiszesz,przełoży na język angielski, oczywiście nie darmo.Każdy chcedobrze zarobić.Musi to być jednak człowiek odpowiedni w całymtego słowa znaczeniu.Musi znać doskonale oba języki, musi znaćświat i tak dalej. Ba, znajdz takiego na poczekaniu! Będę szukała.Czekaj, czy mi się zdawało, że przy lunchuu poczciwej Langdon rozmawiałeś z Shafterem po polsku? Możeby tak on.Nie wiem, co dalej mówiła, bo nagle błysnęło mi w mózgu po-dejrzenie, któremu poświęciłem całą uwagę.Mr.Shafter, pół Po-lak, pół Amerykanin, jego natrętna ciekawość, jego pytania i163porozumiewawcze spojrzenia, które zamienił z Cecily, dalej nie-estetyczne pamiątki po tajemniczym czytelniku moich utworów nakartkach manuskryptów, dalej ustawiczne aluzje Cissy do mejtwórczości, o czym nigdy dawniej nie było mowy.Czy te faktynie pozostawały względem siebie w jakimś ściślejszym stosunku?A cała obecna rozmowa, której epilogiem było naprowadzeniemnie na osobę redaktora Shaftera? Czy nie chciano tu ze mnąodegrać lichej komedii?Dalsze słowa Cissy nie rozproszyły bynajmniej tych podejrzeń. Ależ tak mówiła z ożywieniem Rebeka, która zna Sha-ftera dobrze i u której on teraz mieszka w Baton Rouge, wspomi-nała mi kiedyś, że jego matka była twoją rodaczką.Zwietnie, zna-komicie! Wiesz, co znaczy dobra pamięć.Zaraz jutro do niej zate-lefonuję i zaproszę go do nas, o ile jeszcze nie wyjechał do Nowe-go Jorku.Musi przejrzeć twoje manuskrypty i wydać sąd o warto-ści tych utworów.Już ja go przypilnuję, żeby nie marudził.Cóż tyna to? Dobrze odrzekłem lakonicznie, powstrzymując się odwszelkich uwag.Bo wydało mi się teraz prawie pewnym, że Mr.Shafter zapoznał się już dawno z treścią moich utworów, że wydałjuż o nich swą opinię, że.co gorsza, Cecily znała tę opinię, za-nim przyszła do mnie do więzienia z propozycją zawarcia małżeń-stwa.Tak.Tego się po niej można było spodziewać.Dwa logiczne wnioski można było wyciągnąć z tego rozumo-wania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]