[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stop przemocy! Nie będę mięsem armatnim, żeby zaspokoićskłonność tłumu czy jednostek do narzucania władzy innym.A gdyby musiał walczyć o Ewę albo teraz o Martę?Nie.Aż takim tchórzem nie był.Może silne ciało z zastrzykiem adrenaliny dałoby sobie radępomimo braków technicznych i psychopatycznych?W każdym razie sport utrzymywał go w dobrej formie.I seks.Paradoksalnie częstszy w trakcie rozstania z Ewą niż wcześniej,gdy dopiero zaczynało się psuć.Wtedy oboje znajdowali różnewymówki, by się nie kochać.Milik złapał się na tym, że ustalałlimity seksu.Zamiast, jak na początku, kochać się codziennie,zaczęli to robić co drugi dzień, potem dwa razy w tygodniu,wreszcie raz na tydzień czy dwa tygodnie.Przedłużający sięokres Ewy czasem podpierał go psychicznie.Tak, okresywstrzemięźliwości wydłużały się nieubłaganie, dając obojgusygnał ostrzegawczy.Aż godzili się burzliwie i przez weekendnie wychodzili z łóżka.Ale ono też zaczęło ich dzielić.Czuł to.Ewa też to czuła.Dlatego znalazła kogoś innego.Skorzystała zpierwszej oferty? A może drugiej? A może jest niesprawiedliwyi to wyśniona miłość.Taka, o jakiej czytała w tych swoichromansach.Uwielbiała romanse.A co lubi Marta? Kryminały?– Czytasz książki? – zapytał znienacka.Spojrzała zaskoczona.Leżała nago pod prześcieradłem.Jejtrochę za duże (w jego odczuciu) piersi i mocne, umięśnioneuda rysowały się wyraźnie pod cienkim materiałem.Zawszelubił kobiety wiotkie, delikatne, przy których Marta byławręcz.monstrum.Wężem przy motylu.Dlaczego więc mu siępodobała?– Wyglądam na taką, co nie czyta?– Nie, ale jestem ciekaw, co lubisz – odparł.– Ostatnio przeczytałam Bolaña.– Podobało ci się?– Trudne.– Mnie się podobało.– Nie musi nam się podobać to samo.Masz ulubionąpowieść?– Mistrza i Małgorzatę – wypalił bez wahania.– Tylko niekaż mi cytować, bo nie mam pamięci do cytatów.– Ja pamiętam ten o wódce.– „To wódka? Na litość boską, królowo, czy ośmieliłbym sięnalać damie wódki? To czysty spirytus”.– Więc jednak niektóre pamiętasz.Ja lubię Latynosów.Milik nagle zdał sobie sprawę, jak niewiele w gruncie rzeczyich dzieliło.Byli w podobnym wieku, on trochę młodszy,dorastali w czasach schyłku komunizmu, nijakości, pustek wsklepach i na wszelkich półkach, także tych kulturalnych.Wszystko wokół było szare, nijakie, mdłe i napawająceczarnymi myślami.– Wychowałem się na nich.Na nich i na Skandynawach, alenie na kryminałach, tylko tych starszych.Potem wziąłem się zaRosjan.Rosjanie piszą najpiękniej na świecie.– „Choć takbardzo ich nienawidziłem za te wszystkie historyczneupokorzenia”, miał ochotę dopowiedzieć.– Ja tych nowych Skandynawów też lubię.Milczeli przez kilka minut.Milik zagryzł wargę, z dziwnympoczuciem, że znalazł prawdziwą przyjaciółkę.Taką, którazrozumie to, co chciałby jej teraz powiedzieć.Czego nie wyznałdotąd nikomu, nawet Ewie czy Gregowi, a co ciążyło mu naduszy tak, że musiał, po prostu musiał komuś to powiedzieć.– Miałaś dobre stosunki z ojcem? – zapytał.Marta zdziwiła się, że o to pyta.Nie wyczuła żadnegopodstępu, może dlatego odparła szczerze: – Nie bardzo, ale teżnic szczególnie złego się nie działo.Po prostu on jakby.wegetował.Siedział przed telewizorem i nic go nie obchodziło.Tylko telewizor, krzyżówki i sen przez dziesięć godzin.Wstawał, szedł do pracy, wracał, palił papierosy i oglądał filmydokumentalne.Mieliśmy jeden telewizor.Nie mogłam oglądaćprzez to bajek.Czemu pytasz?– Mam wrażenie, że przez całe życie chciałbym sprostaćoczekiwaniom starego.Siedzi mi we łbie i podpowiada.To nietak, tamto inaczej, jesteś nic niewartym robalem, synu.Nic cisię nie udaje, niczego nie kończysz, wszędzie same porażki.Siedzi sobie na fotelu i tak pierdoli.– To normalne.– Co takiego?– Chciałbyś, żeby stary był z ciebie tak dumny jak ty z niego.Milik długo się przygotowywał, by w końcu wyrzucić z siebieto, co miał do powiedzenia.– Mój stary przez ostatnie lata udawał bohaterskiegoopozycjonistę, antykomucha, walecznego bojownika o wolność.Był internowany, działał w podziemiu, opowiadał mi różnetakie dyrdymały o tym wszystkim.Kiedy otwarto archiwabezpieki dla dziennikarzy, wziąłem sobie jego teczkę.I wieszco, to wszystko było gówno prawda.Podpisał lojalkę zaraz pozatrzymaniu, a potem przez pięć lat donosił na kolegów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]