[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SRQuinn powoli zaczynał rozumieć.Oczywiście wbrew podejrzeniom Susan je-go matka nic mu nie powiedziała.Lady Marriott nie należała do kobiet, które roz-puszczają plotki o własnych dzieciach.- %7łe.że Matt pocałował mnie - ciągnęła Susan swe wyznanie.- Po chwilinadeszła twoja matka i zastała nas w objęciach.- Susan poruszyła się niespokojnie.- Ale myśmy się tylko pocałowali! Matt wcale mnie nie uwodził.Nic podobnego.- Zapewne obydwoje mieliście na to ochotę - zauważył Quinn ze spokojem,jakby komentował sprawę nic a nic go nie obchodzącą.Sam był zdumiony własną reakcją, ale przede wszystkim poczuł ulgę i nagłąwdzięczność do swego brata.Susan nie omieszkała tego zauważyć.- Tego się po tobie można było spodziewać - fuknęła gniewnie.- W ogóle nieobchodzą cię moje uczucia.A ja też mam swoje potrzeby, Quinn.Potrzebujęodrobiny życzliwego, czułego zainteresowania, ty zaś ostatnio przedkładaszwszystko inne nad moje towarzystwo!Quinn w odpowiedzi tylko wzruszył niedbale ramionami, co tym bardziej roz-sierdziło Susan,- Nie możesz więc mnie winić, że ktoś mi się wreszcie spodobał! Skoro niepoświęcałeś mi w ogóle czasu, miałam prawo rozglądać się wokół.- A więc rozejrzałaś się - stwierdził z kamiennym spokojem, ustawiając nablacie filiżanki do kawy.- Podejrzewam, że gdyby matka wam nie przeszkodziła.- To nie było tak! - Susan konwulsyjnie przełknęła ślinę.- Doprawdy? - zadrwił.- Mam ciebie dość, Quinn! - prychnęła ze złością.- Ja ciebie też - mruknął pod nosem i dodał głośniej: - Naprawdę lubisz Mat-ta?- Matt to nie ty.- zająknęła się niepewnie.- To prawda, ale chyba bardziej do ciebie pasuje.Zwłaszcza, jeśli odziedziczySRCourtlands.Bo tak naprawdę o to ci chodzi?Susan z wrażenia straciła głos.Quinn patrzył na nią badawczo.- Rozważam właśnie możliwość ustąpienia Mattowi praw do rodzinnej posia-dłości - dodał po chwili zastanowienia.- Nadal nie ma to dla ciebie znaczenia?- Nie możesz tego zrobić - powiedziała z wyraznym przerażeniem w głosie.- Nigdy nie bawiło mnie zarządzanie majątkiem i udział w polowaniach - cią-gnął tonem zadumy.- Zawsze uważałem, że Matt ma do tego większe predyspozy-cje.Osobiście wolę zająć się czymś innym.- Na przykład czym? - zaciekawiła się.- Może zacznę produkować filmy dokumentalne.Kto wie, może będę pisać.Idealnie byłoby połączyć te dwie rzeczy w jedno.W każdym razie, o czym dobrzewiesz, Courtlands nigdy nie budziło we mnie większych emocji.- Jesteś przyszłym lordem Marriottem! - wykrzyknęła z niedowierzaniem.-Nie możesz tak po prostu z tego zrezygnować.Quinn wyłączył ekspres i nalał kawę do filiżanek.- Mogę - oświadczył po namyśle.- Nie jestem stworzony do noszenia twe-edowych ubrań i objeżdżania włości range-roverem.I lepiej zrobisz, biorąc to poduwagę, Suse,- Mówisz tak, żeby zrobić mi na złość, bo twoja matka przyłapała mnie z Mat-tem! - oskarżyła go Susan z nie ukrywaną goryczą.- Po raz pierwszy usłyszałem o twoim romansie.- To nie był żaden romans! - krzyknęła.- O twoim romansie z Mattem - ciągnął ze znużeniem - dowiedziałem się ztwoich ust.- Ty draniu! - wybuchła w bezsilnej złości.- Wiedziałeś.domyślałeś się, cousłyszysz, jak tylko zaczęłam mówić.Powinieneś mnie powstrzymać!W milczeniu przyjął te gorzkie słowa.Jeśli byłby uczciwy, powinien przy-znać, że wykorzystał jej nagłą szczerość dla własnych celów.Jego związek z SusanSRprzezywał kryzys.Uświadomił to sobie jednak wyraznie dopiero po powrocie zSan Jacinto.Susan zacisnęła usta i patrzyła na Quinna oczami mokrymi od łez.Czuł wy-rzuty sumienia.Naprawdę nie chciał jej zranić.Ale stało się.- A więc dlaczego ze sobą nie śpimy, odkąd wyjechałeś na poszukiwanie tejkobiety? - Nieoczekiwanie zmieniła taktykę.- Być może.- zawahał się - być może instynktownie wyczułem, że sprawymiędzy nami nie układają się najlepiej.- To było dalekie od prawdy.Zanadto zaj-mował się sobą, własnymi uczuciami, by zastanawiać się nad stanem ducha Susan.Po twarzy Susan znać było, że mu nie uwierzyła.Czyż mógł ją za to winić?Nigdy nie nauczy się dobrze kłamać.Ale, na Boga, nie mógł przecież wyznać jejokrutnej prawdy!- Znalazłeś ją, prawda? - stwierdziła nieoczekiwanie.Quinn poczuł, jak świat rozpada mu się na kawałki.- Znalazłeś Julię Harvey i nikomu o tym nie powiedziałeś! - dokończyła z ro-snącą pewnością siebie.- Suse.- Nie zaprzeczaj! - krzyknęła.- Teraz rozumiem, dlaczego od powrotu zacho-wujesz się jak całkiem inny człowiek.Kochasz ją? Do licha, ty ją kochasz!- Mylisz się, Suse.Nie dowiedziała się jednak, co miał zamiar powiedzieć.Nagły dzwonek tele-fonu przyszedł mu w sukurs.Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, ale podniósł słu-chawkę z wyrazem ulgi na twarzy.- To ty, Quinn? - Głos matki był ostry i podniecony.- Quinn, natychmiastwłącz telewizor!- Mamo.- Włącz, proszę - nakazała tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Program, dlaktórego pracujesz.Musisz, musisz to zobaczyć!SRGestem pełnym rezygnacji odłożył słuchawkę.Susan patrzyła na niego ocza-mi rozszerzonymi ze zdumienia, gdy szukał pilota.W milczeniu stał wpatrzony w ekran.Wydawało mu się, że mijają godziny,choć zapewne upłynęło zaledwie kilka minut.Czuł się tak, jakby wypompowanozeń powietrze; był nieprzytomny, ale zbyt zdrętwiały, aby upaść.Dopiero głos Susan przywrócił go do rzeczywistości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]