[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To niemożliwe.Nie jestem policjantem, tylkofotografem.Nie mam z nimi nic wspólnego, oprócztego, że dają mi od czasu do czasu zarobić.- Z kimś tam przecież się kontaktujesz.Przekonajich, że się mylą.Mnie się nie udało.Proszę cię.- Przykro mi, nie mogę się wtrącać w śledztwo.Nie powinienem nawet z tobą o tym rozmawiać.Gdyby się dowiedzieli, nie dostałbym już żadnegozlecenia.- W takim razie dziękuję za poświęcony czas.Pójdę już - wstała i zaczęła pakować do torebki telefoni notes.- Poczekaj.Mogę sam się rozejrzeć, zapytać tui tam.Do stolika podeszła kelnerka.- Co podać?Sara usiadła.- Poproszę herbatę i wuzetkę - powiedziała.Damski zgłodniał, widząc, jak dwaj studenci, którzy usiedli obok, jedli kotlety pożarskie z ziemniakami i mizerią.Stwierdził jednak, że nie wypada zamawiać obiadu.- Dla mnie tylko kompot ze śliwek.- Zmieszczę się w dwudziestu złotych? - zapytała,przeczesując portfel.- Tylko tyle mam przy sobie.- Tyle pani wystarczy - odparła kelnerka.Zanotowała zamówienie i odeszła.- Znajdziesz tego, kto to zrobił?- Spróbuję.Oczywiście, jeśli on istnieje.Wpatrywała się w niego, jakby oceniała szanse narozwiązanie sprawy.Niewysoki, barczysty, w mocnoprzechodzonej wojskowej kurtce, a do tego złamanynos i podkrążone oczy.Wyglądał raczej na złodziejaniż na fotografa.Gdyby w jej kraju ktoś taki zapytałją na ulicy o godzinę, pewnie szukałaby w torebcekluczy, żeby je wbić mu w grdykę, jak na kursach samoobrony dla kobiet.Ale teraz nie był jej potrzebnynauczyciel gry na harfie, tylko ktoś, kto pomoże znalezć zabójcę narzeczonego.- Zajmij się tym, Edgarze.Kelnerka przyniosła herbatę, ciastko i kompot.Damski wypił duszkiem całą szklankę.Sara zaczęłaod bitej śmietany, która zdobiła czekoladową polewę.- Zwietnie mówisz po polsku.- Czternaście lat mieszkałam w Polsce.Mój ojciec stąd pochodzi, a mama z Gujany.Poznali sięw Kanadzie.Ojciec wyjechał na placówkę, budowaćport.I został.Matka była stewardessą.Z ojcem i jegorodziną rozmawiałam wyłącznie po polsku.Jestemdwujęzyczna.- Nie masz w Polsce rodziny?- Nikogo.Ojciec ściągnął rodziców.Z koleżankami kontakt się urwał.Jedyną osoba, jaką tu znam,jest stryj mojego narzeczonego, Franciszek, były wojskowy.Odwiedziliśmy go zaraz po przyjezdzie.- Powiadomiłaś go już?- Dzwoniłam, ale nie odebrał.Do baru wszedł chłopiec z plastikowym wazonemwypełnionym gozdzikami, zatrzymał się przy nichi spoglądając na Damskiego zapytał:- Kwiatuszek dla pani?- Idz stąd, synek, przeszkadzasz - powiedziałDamski i machnął dłonią, jakby przeganiał muchęz talerza.- To nie randka, zle trafiłeś - dodała.Zdawało mu się, że Sara uśmiechnęła się do chłopca.Chłopiec, niezrażony, wyszedł na ulicę i tam zaczepiał przechodniów.Kelnerka przyniosła rachunek.- Zapłacę - powiedział.- Nie ma mowy - zaprotestowała.- To nie randka.Położyła banknot dwudziestozłotowy na talerzuwysłanym serwetką.Kelnerka przyniosła resztę.- Ile kosztuje bilet na autobus?- Trzy sześćdziesiąt.Mogę ci pożyczyć.- Miło z twojej strony, ale nie trzeba.W hotelumam czeki podróżne, po prostu nie wymieniłam.A propos, jakiego oczekujesz honorarium - zapytała.Wiedział, że w końcu padnie to pytanie i przez całąrozmowę szukał dobrej odpowiedzi.Ale nie znalazł.- Dogadamy się.- Jak to, dogadamy się? Dogadajmy się teraz.- Pomagam ci i już.- Chcesz mi poświęcić swój czas za darmo?Damski zrozumiał, że popełnił błąd, odkrył o jedną kartę za dużo.- Nie biorę pieniędzy za to, że mam coś sfotografować, tylko za gotowe zdjęcia.Od ciebie też nic niewezmę, zanim nie ruszę sprawy do przodu.- Rozumiem, to uczciwe z twojej strony - powiedziała.- Czy fotografujesz jeszcze coś oprócz.- Denatów? - dokończył.- Właśnie.- Fotografuję polityków.- Pracujesz dla gazety, agencji?- Raczej dla siebie.- Ale ktoś chyba kupuje od ciebie zdjęcia?- Oni sami kupują.Przepraszam na chwilę - wstałod stołu, zanim zdążyła zadać następne pytanie.Ruszył w stronę toalety, mijając po drodze parę,która właśnie weszła do baru.On miał na szyi złotyłańcuch wypuszczony na dres, ona ubrana w skórzaną mini i obcisłą bluzkę w kolorze lodów pistacjowych.Damski od razu zorientował się, że to towarzystwo z pobliskiego pigalaka.Wybrali stolik oboknich.Zapach frytury i kapusty w sekundę ustąpiłmarkowym perfumom.- Brała pięćdziesiąt.Dziewczyny ją oprawiły, żez takimi limami wróciła - powiedziała kobieta, przykładając pięści do oczu.- Dumping - podsumował mężczyzna.- Potem kłamała, że małolaty ją napadły - dodałakobieta.Rozmawiali tak głośno, że Sara, by pokazać, że jejprzeszkadzają, odwróciła się i spojrzała w ich stronę.Mężczyzna zareagował błyskawicznie:- Chcesz się przysiąść, córeczko?- Ja też mogę? - zapytał Damski.Zrobił krokw kierunku mężczyzny.- Skąd jesteś, koziołeczku, z Pacanowa? - mężczyzna zwrócił się raczej do swojej partnerki niż doDamskiego.Kobieta zaśmiała się, pokazując żółte zęby.- Nie, z Jagiellońskiej 100
[ Pobierz całość w formacie PDF ]