[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mały nosi czerwony fez i białą luzną szatkę.Rachid mówi:- On jest bardzo ważny.Niedawno został obrzezany.Pozwala nam zrobić zdjęcie.Do porannej herbaty jemy migdałowe i sezamowe ciastka, po czymwracamy do masseria, żeby się spakować.Rachid opowiada o Jose-phie Conradzie.Ed słania się na nogach i jest jakiś bezcielesny- jak anioł.Rachid mówi:- Zostawiasz w Fezie dwa kilo.Energia, jaką wlał we mnie garbaty człowiek, wciąż działa.Dajemy Rachidowi cztery literackie dodatki Timesa", które przywiezliśmy z sobą, wiedząc, że pochłonie każde słowo.Obiecujemy przysłać mu książki.Na pożegnanie przytula mnie mocno - pewnie samsiebie tym zaskoczył.Zjawia się Hafid z wózkiem.Ed cieszy się, że wracamy do domubez tadżinu.Przed hotelem czeka na nas samochód.Od przedstawiciela spółki, która zostawiła nas własnemu losowi na drodze doFezu, dostaję bukiet kwiatów.Z piskiem opon odjeżdżamy do Ca-sablanki, gdzie nie widzimy nic oprócz fragmentu portu, palm i hotelu - jest już ciemno.W łóżku Ed opowiada mi cały film Casablanca".Kiedy już śpi, wspominam swoją siostrę Nancy.Wyszła zamąż za świeżo upieczonego absolwenta University of Georgia, który od razu trafił do wojska.Dostali przydział do bazy w pobliżuRabatu.Naszą rodzinę ogromnie to zdziwiło.Wyciągnęliśmy atlas,żeby sprawdzić, gdzie mieści się ta daleka placówka.Nancy z mężem odpłynęli, mimo protestów naszego umierającego ojca.Ciskałgromy, że znajdą się wśród ludzi, których zaledwie trzy pokoleniadzielą od kanibalizmu".Tymczasem to my okazaliśmy się dalecyod cywilizacji.Niebawem zaczęły napływać listy z opisami Berberów, gorących zródeł na pustyni i ponurej bazy marynarki, gdzieurodził się jej syn.Pochłaniałam te listy.Pozwolono im popłynąćw rejs okrętem wojskowym po Morzu Zródziemnym.Zawijali na kilka dni do Marsylii, Neapolu, Aten, na Cypr - cała lista portów z drugiej strony tęczy.Zledziłam tę trasę na różowych, szarych i żółtychkolorach mapy.Moja mama popłakała się na widok zdjęcia małegoBoo: trzymała go czarna kobieta z iskierkami w oczach, z rękamii kostkami nóg obwieszonymi biżuterią, z tatuażem na dłoniach.Teraz, tyle eonów pózniej, sama jestem w Casablance i mogę chodzić ich śladem po suku, widzieć ich znowu młodych, zajętych kupowaniem skórzanego pufa.Odjeżdżają swoim malutkim morrisemminor przez równinę, która wygląda jak ogromny bochen chleba,potem przez pola sezamu, mięty, lasy korkowych dębów docierajądo tego punkciku na mapie, gdzie zaczynali swoje wspólne życie.Tego popołudnia musieliśmy przejeżdżać obok ich skrętu w lewo.Pętle, przystanki, skrzyżowania, proste odcinki, doganianie, jazda za kimś, prowadzenie w życiu - wszystko to bardziej tajemniczeniż rotacje gwiazd.A moja matka, która nigdy daleko nie podróżowała, związała listy wstążeczką i trzymała je w biurku.- Jak będziesz miała szansę, jedz - powiedziała mi.Przycisk dla Colette:BURGUNDIAWiśnie, przepiórcze jaja, bataty, białe szparagi po sześć euro za kilogram, soczyste, erotyczne morele, zielona fasolka szparagowa (taakurat pochodzi z Kenii), wiadra peonii i róż, grona szkarłatnychpomidorów - środek krytego marketu w Auxerre roi się od klientów,ładujących płócienne torby owocami i jarzynami.Wiejskie kobietyplotkują przy swoich koszach z jajkami.Mógłby to być równie dobrze targ we Włoszech czy Portugalii, ale jeśli blisko granicy, to tylko Francja.Wystawy z mięsem są urządzone z takim samym pietyzmem jak gabloty jubilerskie na Ponto Vecchio we Florencji.Patrzymyna związanego indyka, nadzianego suszonymi śliwkami, zawijane zrazy wieprzowe, różowe szynki z galaretką, kurczaki o czarnych łapkach, pieczenie zawinięte w koronkowe czepki.Naliczyłam dwadzieścia gatunków terrin: z ryb, z różnych wątróbek, wieprzowiny, warstwwarzyw i kurczaka.W pudłach z wypiekami leżą puchate gougeres1wielkości piłki, paszteciki z królika i solidne bochny chleba.Sam serwystarczyłby za powód podróży do Francji.Kobieta obok mnie dyskretnie szturcha kilka z nich, kiedy sprzedawca nie patrzy.Jej wprawne palce potrafią odróżnić stopień dojrzałości.Pochyla się niżej, żeby sprawdzić skórkę.Potem pokazuje swój wybór: kulkę o wyglądziemasła, miękką jak dziecięcy policzek.Ed wybiera kilka podusze-czek" farmerskich serów, kilka kozich, które wyglądają jak torcikiz wapna albo guziki do płaszcza.Pieniądze przyjmuje dwóch ludzi.Płacę jednemu i odwracamy się, żeby odejść.Wtedy ten drugi wrzeszczy, że mamy zapłacić, ten pierwszy wrzeszczy na niego, wybuchawielka rodzinna awantura, ale nikt nie zwraca na to uwagi.Szczęśliwi, ładujemy samochód.To nasz trzeci dzień w Burgun-dii i jak dotąd kręcimy się w kółko jak psy, zanim się usadowią naRodzaj bułeczek z lekkiego ciasta z kapuścianym nadzieniem.dobre.Wynajęliśmy piękny, zapuszczony stary dom z kamienia w małej wiosce Maginy nad Yonną.Szkoda, że nasi przyjaciele Susan i Colenie mogą go kupić.Kochają Francję i zamieniliby ten ogród w mały raj.Drzewa owocowe już są.Domy są swego rodzaju emanacjąducha swoich właścicieli.I tak zaczynam snuć fabuły o angielskimwłaścicielu łóżka z wczesnej Ikei, które pachnie, jakby ktoś niedawno w nim umarł, i o wiadomości, której szukał w stosach starychgazet sprzed dziesięciu lat.Okazały kominek i fortepian w połączeniu z plastikowymi krzesłami każą mi daremnie poszukiwać odpowiedzi na pytanie: Dlaczego?".Wyczuwam w tym całą powieść.Na fotografiach w agencji wynajmu widać romantycznie nakrytystół i niewyrazny pokój ze szklanymi drzwiami z widokiem na rzekę - marzenie właściciela o domu takim, jakim był przed nieszczęśliwym splotem wydarzeń w powieści.Idylliczna rzeka istnieje naprawdę - uwielbiam zapach rzeki.Aódz wiosłowa leży przy brzegu, napół zanurzona w wodzie.Telefon nie działa (oczywiście do drugiegorozdziału bohater nie chce słyszeć niczyjego głosu), nawet komórkanie odbiera sygnału.Co będzie, jeśli któreś z nas pośliznie się na stosie spleśniałych puzzli i będzie potrzebowało karetki? Kiedy pytamy opiekunkę domu, jak uruchomić telefon, ta odpowiada:- Och, prawdopodobnie nie zapłacili rachunku.Spisek gęstnieje.Pogrążony w smutku właściciel nie zwraca uwagi na podstawowe detale.Kuchnia. Dobrze wyposażona, przestronna kuchnia z wydzielonym kącikiem jadalnym".Próbuję dostrzecw niej wyzwanie, a nie tylko miejsce, gdzie się gotuje kapustę.Dwiezatłuszczone półki, pleśń, wolno stojący relikt kuchni z palnikamijak dla lalki i piekarnikiem nie większym od tostera.Obiad zjemyna melaminie.Nie zdziwiłabym się, gdyby spod lodówki nagle wypełznął wąż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]