[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natomiast pod warstwą uzasadnionych podejrzeń budzisię we mnie rozpaczliwa nadzieja na to, że nie jestem wypaczony żadnym defektem, żeznaczę coś więcej niż skorygowane geny, które przekażę dzieciom, jeśli będę je miał.Zgadzam się więc na taki układ.Na razie.- Dobrze - mówię.- Ale najpierw, zanim cokolwiek ci pokażę, musisz obiecać, że nikomu nie piśnieszani słowa.nawet Tris.na temat tego, co zobaczysz.- Ale jej można zaufać.- Dałem słowo, że nie będę miał już przed nią żadnychtajemnic.Nie powinienem pakować się w sytuacje, które zmuszałyby mnie do złamania tejobietnicy.- Dlaczego nie mogę jej powiedzieć?- Nie twierdzę, że nie można jej zaufać.Chodzi tylko o to, że nie posiada przydatnychnam umiejętności, a lepiej nie narażać nikogo niepotrzebnie.Słuchaj, Agencja nie chce,żebyśmy się zrzeszali.Bo jeśli uważamy, że nie jesteśmy uszkodzeni , to tym samymtwierdzimy, że wszystkie działania Agencji: eksperymenty, modyfikacje genetyczne i całareszta, to strata czasu.A nikt nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że cały jegożyciowy dorobek to ściema.Wiem coś o tym - to samo czułem, gdy usłyszałem, że frakcje to sztucznie narzuconysystem, opracowany przez naukowców po to, by jak najdłużej zachować nad nami kontrolę.Nita odsuwa się od ściany i dodaje coś, co od razu mnie przekonuje:- Jeśli powiesz Tris, pozbawisz ją możliwości wyboru, którą ja ci daję.Zmusisz ją dokonspiracji.A zachowując milczenie, chronisz ją.Przesuwam palcami po swoim imieniu i nazwisku wyrytym na metalowej płytce:Tobias Eaton.To moje geny, mój problem.Nie chcę wciągać w to Tris.- Dobrze - mówię.- Pokaż mi.Rzucana przez latarkę wiązka światła podskakuje z każdym krokiem Nity.Zeschowka na środki czystości wyciągnęliśmy przed chwilą torbę - Nita miała wszystkoprzygotowane.Prowadzi mnie w głąb podziemnych korytarzy.Mijamy miejsce spotkań UG iwychodzimy na pozbawiony prądu korytarz.W pewnym momencie Nita przykuca i macapodłogę w poszukiwaniu zasuwki.Podaje mi latarkę, odsuwa sztabę i unosi właz ukrytywśród kafelków.- To wyjście awaryjne - wyjaśnia.- Wykopali ten tunel na samym początku, żebyzawsze mieć możliwość się stąd wydostać.Wyciąga z torby czarną tubę i odkręca wieczko.Ze środka tryskają iskry, spowijają jejskórę czerwoną poświatą.Wrzuca racę do włazu, a ta leci z dwa metry w dół, pozostawiającpod moimi powiekami smugę światła.Nita zakłada plecak, siada na brzegu otworu i skacze.Wiem, że właz nie jest wysoko, ale gdy mam pod sobą otwartą przestrzeń, wydaje siędużo wyżej.Siadam - na tle czerwonych iskier widzę ciemny zarys swoich butów.Odpychamsię.- Ciekawe - komentuje Nita, gdy ląduję obok niej.Podnoszę latarkę, Nita trzyma w wyciągniętej ręce racę i rusza tunelem, szerokimakurat na dwie osoby i wysokim na tyle, żebym mógł stać w nim prosto.Nie najlepiej tupachnie, jakby pleśnią i zatęchłym powietrzem.- Zapomniałam, że masz lęk wysokości - dodaje.- Ale praktycznie niczego więcej się nie boję - zaznaczam.- Spokojnie, przecież cię nie atakuję! - uśmiecha się do mnie.- Właściwie zawszechciałam cię o to spytać.Robię krok nad kałużą.Podeszwy butów lepią się do brudnego dna tunelu.- Twój trzeci lęk.Zabicie tamtej kobiety.Kim ona była?Raca wypala się i już tylko latarka daje nam światło.Odsuwam się od Nity, bo niechcę w ciemności przypadkowo musnąć jej ręki.- Nikim szczególnym - odpowiadam.- Po prostu bałem się ją zastrzelić.- Bałeś się strzelać do ludzi?- Nie.Tego, że tak łatwo zabijam.Nic nie mówi, ja też nie.Po raz pierwszy wypowiedziałem te słowa na głos i słyszę,jak dziwnie brzmią.Ilu młodych mężczyzn boi się, że kryją w sobie potwora? Człowiekpowinien się bać innych, a nie samego siebie.Powinien pragnąć iść w ślady swojego ojca, anie wzdragać się na myśl o tym.- Zawsze się zastanawiałam, co zobaczyłabym w moim krajobrazie strachu.-Wypowiada te słowa szeptem, jak modlitwę.- Czasem mi się wydaje, że wokół jest tyleprzerażających rzeczy, a czasem, że zupełnie nie ma się już czego bać.Kiwam głową, choć Nita na pewno tego nie widzi.Idziemy dalej.Strumień światłapodryguje, buty szurają o posadzkę, na twarzy czuć powiew od strony niewidocznego jeszczekońca tunelu.Po dwudziestu minutach marszu skręcamy i dociera do mnie zapach świeżegopowietrza, na tyle zimnego, że wstrząsa mną dreszcz.Wyłączam latarkę, a światło księżycawidoczne w oddali prowadzi nas do wyjścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]