[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam został262oprowadzony po biurze, poznał warunki płacowe i dostał cyga-ro.Starr - dumny jak paw - pokazał mu pomieszczenie z gadże-tami: ukrytymi mikrofonami, pluskwami, urządzeniami namie-rzającymi.Podkreślał, że ich sprzęt pod każdym względemprzewyższa to, czym dysponuje policja.To jednak jakoś niekręciło Belseya.Czuł, że robota polegałaby na grzebaniu wcudzych brudach - głównie rozwody i roszczenia ubezpiecze-niowe - a sam Starr był egoistą, który lubił znęcać się nad pra-cownikami.Kilka miesięcy później prowadzono śledztwo wsprawie PO, gdy okazało się, że firma miała związki z dewelo-perem poszukiwanym za usiłowanie morderstwa.Starr zapew-niał mu ochronę i system zagłuszania.Tak się również dziwniezłożyło, że podsuwał lukratywne zlecenia każdemu policjanto-wi prowadzącemu to śledztwo.Sieć okazała się zbyt splątana iw końcu wycofano oskarżenie wobec Starra - czemu towarzy-szyło mnóstwo porozumiewawczych mrugnięć i jeszcze więcejdrinków.Po pewnym czasie także dewelopera uwolniono odzarzutów, więc wszyscy byli zadowoleni.Belsey odsłuchał wiadomość jeszcze raz, potem ją skasował.Oddzwonił do Starra.- Chris, tu Nick Belsey.- Nick, jak sprawy i sprawki?- Niełatwo.A u ciebie?- Powolutku.Dotarła do ciebie moja wiadomość?- Charlotte Kelson.- To dziennikarka.Pracuje w „Mailu”, ale mieszka niedale-ko Archway.Zastanawiałem się, czy może nie masz na nią ja-kiegoś haka.- Nie przypuszczam.O co chodzi?- Ostatnio zrobiła się ciut za wścibska.Ale myślę, że i takcoś znajdziemy.- W jakim sensie?- Złożymy jej wizytę po południu.Powiedz chłopakom, że-by się nie spieszyli, jeśli ktoś niepotrzebnie narobi rabanu.- Załatwione.263Belsey zadzwonił na komórkę Charlotte.Nie odbierała.Za-telefonował do redakcji, ale powiedzieli mu, że dziś pracuje wdomu.Popędził do garażu, i ciężko dysząc, wskoczył do samo-chodu szybkiego reagowania.W siedem minut dojechał doArchway - syreny, kogut i klakson.Przecznicę przed jej domemwyłączył syreny.Stanął na zakazie parkowania.Wszystkie zasłony w domu Kelson były zaciągnięte, drzwiwejściowe uchylone.Nie podobało mu się to połączenie.Bez-szelestnie wsunął się do środka.Od przedsionka do kuchni w głębi prowadził korytarz.Wpołowie wyrastała klatka schodowa wyściełana beżową wykła-dziną.Na górze leżała Charlotte.Ręce i stopy miała związane,w usta wepchnięty knebel, ale centymetr po centymetrze prze-suwała się do najwyższego stopnia.Z trudem oddychała.Belsey ostrożnie szedł po schodach.Przerażona Charlotteszerzej otworzyła oczy.Przytknął palec do ust, uwolnił ją zwięzów i wyjął knebel.Przez otwarte drzwi gabinetu na piętrzezobaczył mężczyznę w białej jedwabnej kominiarce grzebiące-go w szafkach.Charlotte zachłysnęła się, głośno chwytając oddech.Intruz się obejrzał.Belsey rzucił się na niego, wymierzająccios w twarz.Tamten runął na wznak.Poderwał się, wyciągnąłz kieszeni pałkę sprężynową i zamachnął się.Pałka otarła się obark Belseya.Zaatakował jeszcze raz, ale nadział się na prawąpięść policjanta, aż odskoczyła mu czaszka.Teraz Belsey natarłgłową, z całej siły uderzając czołem w grzbiet jego nosa.Intruzsię zachwiał.Belsey próbował chwycić go w żelazny uścisk, alezdrętwiała mu prawa ręka.Lewą ręką wymierzył potężny ciosw szczękę przeciwnika.Na jedwabnej kominiarce pojawiła siękrew.Belsey próbował ją zedrzeć, ale mężczyzna się odwrócił.Chwycił go za nadgarstek, chcąc go unieruchomić, lecz napast-nik znał chwyty policyjne i nie zamierzał łatwo się poddawać.Raz za razem walił wczepionym w siebie Belseyem o ścianę.264Z półek posypały się wazony i bibeloty.Charlotte chwyciła zpodłogi jakąś nagrodę dziennikarską - ołowiane wieczne piórona ciężkim drewnianym cokole - i rąbnęła nią intruza w głowę.Nie był zachwycony.Odwrócił się, klnąc i młócąc ramionamijak cepem.Belsey odniósł nieodparte wrażenie, że intruz nielubił, jeśli przeciwnicy mieli przewagę liczebną.Charlotte za-machnęła się jeszcze raz, tym razem celując w twarz.Zama-skowany mężczyzna zachwiał się, nieomal przewrócił, a potemrzucił się w dół po schodach do drzwi.- Niech ucieka - powiedział Belsey.- Niech ucieka?!Belsey patrzył, jak mężczyzna, wciąż zamaskowany, wska-kuje do niebieskiej renówki i rusza, z chrzęstem zmieniającbiegi.- Co to, kurwa, było?! - krzyknęła Charlotte.- Nasze zwycięstwo.Dobrze się czujesz?- Lepiej niż trzy minuty temu.Wrócili do gabinetu, w którym grasował intruz.Stało tambiurko, na półkach leżały teczki z dokumentami i książki.Char-lotte, wciąż rozdygotana, usiadła na fotelu.Belsey chwycił jejdłonie i przyjrzał się nadgarstkom.Krew znowu zaczynałanormalnie krążyć.Puścił je.- Wezwać policję? - spytała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Cooper Dale Moje taœmy, moje życie
  • Haddock Nancy Najstarszy wampir w mieœcie 01 Szalone życie wampira(2)
  • Kraszewski Józef Ignacy Sfinks czyli smutne życie biednego malarza
  • Byron K. Kochaj co masz! Cztery pytania, które zmieniš twoje życie
  • West Annie Œwiatowe Życie Duo 350 Bal maskowy
  • Browning Amanda Œwiatowe Życie Extra 349 Na południu Francji
  • Lee Miranda Œwiatowe Życie 268 Bogaty mšż z Sydney
  • Blaedel Sara Louise Rick 3 Tylko jedno życie
  • Benjamin Weiser Ryszard Kukliński Życie œciœle tajne
  • Szalony Kapelusznik Aniol Stroz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl