[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Arystotelesmyślał ze smutkiem o ostatniej wieczerzy, którą jadł tam z królem Filipem. Na długo przyjechałeś? spytał Lizyp. Raczej nie.W ostatnim liście poleciłem Kallistenesowi, żeby pisał do mnie tutaj, do Miezy,i czekam na wieści od niego.Pózniej jadę do Ajgaj. Udajesz się do starego pałacu? Złożę ofiarę na grobie króla i spotkam się z kilkoma osobami.Lizyp milczał przez chwilę, po czym powiedział: Słyszałem, że prowadzisz śledztwo w sprawie zabójstwa Filipa, ale może to tylko plotki. Nie, to nie są plotki przyznał Arystoteles z pozorną obojętnością. Aleksander wie o tym? Sądzę, że tak, mimo że na początku powierzył to zadanie Kallistenesowi. A królowa matka? Nic jej o tym nie mówiłem, ale Olimpias jest dobrze poinformowana.Niewykluczonezatem, że wie o moim dochodzeniu. Nie boisz się? Myślę, że regent Antypater dba o to, żeby nie spotkało mnie nic złego.Widzisz tegowoznicę? rzekł wskazując człowieka, który przywiózł go do Miezy, a teraz doglądał mułówprzed stajnią. W sakwie ma miecz macedoński, jaki nosi zwykle straż pałacowa.Lizyp spojrzał w kierunku mężczyzny, który wyglądał jak góra mięśni poruszająca się zezwinnością kota.Z daleka było widać, że to zwiadowca ze straży królewskiej. Na bogów! Mógłby pozować do posągu Heraklesa! Usiedli przy stole. Nie ma tu łoży biesiadnych zauważył rzezbiarz. Jadamy, siedząc, jak za dawnychczasów. Tym lepiej podchwycił filozof. Odzwyczaiłem się już jadać w pozycji półleżącej.Maszjakieś wieści od Aleksandra? Kallistenes zapewne o wszystkim cię informuje? Jak najbardziej, ale pragnę poznać twoją opinię.Jak się miewa? Czyni wszystko, żeby zrealizować swoje marzenia, i dopóki nie osiągnie celu, nic go niepowstrzyma. Jaki to cel według ciebie?Lizyp zamilkł i sprawiał wrażenie, jakby przyglądał się słudze, który podsycał ogieńw palenisku.Po chwili, nie odwracając spojrzenia, powiedział: Zmienić świat.Arystoteles westchnął. Myślę, że masz rację.Pozostaje pytanie, czy zmieni go na lepszy, czy na gorszy.Tymczasem do jadalni wszedł zagraniczny gość, Euhemeros z Kallipolis, i przywitał sięz biesiadnikami, w chwili gdy podawano wieczerzę: rosół z kury z jarzynami, chleb, sery, jaja natwardo z oliwą i solą oraz wino z Tazos. Jakie wieści nam przynosisz od Aleksandra, króla Epiru? spytał Lizyp. Ważne wieści odparł gość. Władca stoi na czele swojego i naszego wojska, odnoszącjedno zwycięstwo za drugim.Pokonał Messapiów i Tarent, i obecnie należy do niego całaApulia, region wielkości jego królestwa. Gdzie jest teraz? spytał Arystoteles. Prawdopodobnie w swych kwaterach zimowych, oczekując wiosny i przygotowując się dowalki z Samnitami, barbarzyńcami z północy, stacjonującymi w górach.Sprzymierzył sięz innymi barbarzyńcami, zwanymi Rzymianami, którzy zaatakują z północy, podczas gdy onwyruszy na południe. Jak go traktują w Tarencie? Nie znam się na polityce, ale z tego, co widziałem, wynika, że raczej dobrze.przynajmniej na razie. Co masz na myśli? Moi ziomkowie są dziwnymi ludzmi.Ich głównymi pasjami są handel i używanie życia,dlatego też niezbyt lubią walczyć.Kiedy mają kłopoty, zwykle wzywają kogoś, by im pomógł.Tak właśnie postąpili z królem Aleksandrem z Epiru.Jestem jednak przekonany, że wiele osóbsądzi teraz, że król Epiru za bardzo im pomaga.Arystoteles uśmiechnął się sarkastycznie. Myślą, że opuścił swe ziemie i młodą małżonkę, narażał się na niebezpieczeństwa,niewygody, nieprzespane noce, wyczerpujące marsze i krwawe walki tylko po to, żebyumożliwić mieszkańcom Tarentu prowadzenie handlu i wesołego życia?Euhemeros z Kallipolis wzruszył ramionami. Wiele osób sądzi, że wszystko im się należy, ale prędzej czy pózniej nadchodzi chwila,w której muszą stawić czoło rzeczywistości.Pozwólcie jednak, że przedstawię wam powód mojejwizyty.Miałem zamiar spotkać się z Lizypem, ale błogosławię boginię Fortunę, że dała miokazję poznać wielkiego Arystotelesa, najwspanialszy umysł Grecji i całego świata.Górnolotny komplement nie wywarł większego wrażenia na Arystotelesie.Filozof pozwolił,by gość mówił dalej.Euhemeros kontynuował: Kilku zamożnych mieszkańców Tarentu postanowiło zebrać pieniądze na posąg, któryrozsławiłby miasto na całym świecie.Lizyp, który skończył już jeść, przepłukał usta czerwonym winem i usiadł wygodniej nakrześle. Mów dalej rzekł. Chcieliby wznieść olbrzymi posąg Zeusa, ale nie w świątyni czy sanktuarium, leczw świetle dziennym, pod gołym niebem, pośrodku agory.Słysząc te słowa, młody Chares otworzył szeroko oczy, ponieważ niejednokrotnieprzedstawiał swojemu mistrzowi podobne pomysły.Lizyp uśmiechnął się, odgadując myśli pomocnika, po czym spytał: Jak duży ma być ten posąg?Po krótkim milczeniu Euhemeros wyrzucił jednym tchem: Powiedzmy, że czterdzieści łokci.Chares podskoczył z wrażenia, a Lizyp ścisnął boczne oparcia krzesła i wyprostował się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]