[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba się było wyrzec nie tylko myśli o zobaczeniukiedykolwiek bliskich, przyjaciół, znajomych, ale także wyjść poza wszelkie układy i związki;dobrowolnie skazać się na dożywotnią już rolę obcego w każdym miejscu i czasie.Toteż tylkodlatego, że byłem jeszcze pod silnym wrażeniem śmierci matki, która zmarła kilka miesięcywcześniej, i że czułem się bardzo osamotniony, zdecydowałem się w końcu na uczestniczeniew wyprawie.Wydawało mi się, że oprócz własnego życia nie mam właściwie nic do stracenia,a młodzieńcza chęć przygody popychała mnie w nieznane.Byłem wtedy młodym absolwentem Ogólnoziemskiego Ośrodka Kształcenia PilotówKosmicznych, znajdującego się w tym samym mniej więcej miejscu, w którym w wiele tysięcylat pózniej wybudowano miasto Brazylię.Zaraz po zakończeniu nauki i uzyskaniu odznakiZiemskiego Pilota Kosmicznego Pierwszego Stopnia, gdy nie wiedziałem jeszcze dokładnie, cobędę robił dalej ani gdzie będę pracował, wezwał mnie do siebie niespodziewanie mójbezpośredni przełożony i wieloletni nauczyciel, Agg Ann.- A więc nie jesteś jeszcze zdecydowany co do swojej przyszłej pracy? - zapytał, gdyusadowiłem się naprzeciw niego w jaskrawożółtym poduszkowym fotelu.- Nie, jeszcze nie - odpowiedziałem i popatrzyłem w szerokie okno za jego plecami,z którego roztaczał się wspaniały widok na nie kończące się, połyskujące w słońcu,biało-srebrzyste zabudowania Ośrodka.- Prawdopodobnie zacznę pracować w Bazach Omm,ostatnio proponowano mi tam niezłą robotę.- W Bazach Omm.- Agg popatrzył na mnie nie bez lekkiej ironii.Przyznałem mu w duszysłuszność, nie były to rzeczywiście zbyt ambitne zamierzenia.- Mam dla ciebie ciekawsząpropozycję, tak mi się przynajmniej wydaje.Nastawiłem uszu.Lubiłem Agga i miałem do niego zaufanie.Wiedziałem, że nie poleciłbymi nigdy byle czego.- Rozpoczęto wstępne przygotowania do długoterminowego załogowego lotu w rejonmgławicy 4-58314.Myślę, że masz wszelkie predyspozycje do tego, aby w nim uczestniczyć.Rozumiem, że nie możesz od razu dać odpowiedzi, jest to sprawa zbyt poważna, dlatego też dajęci oczywiście trochę czasu do zastanowienia.Powiedzmy tydzień.Byłem zupełnie oszołomiony.Tego się nie spodziewałem.Loty długoterminowe rozpoczętoprzed dwudziestu laty i od tamtej pory zaledwie trzy załogi wysłano w kosmos w celu zbadaniaodleglejszych gwiazdozbiorów.Spodziewano się ich z powrotem za mniej więcej tysiąc latziemskich.- Jesteś młody i wszechstronnie przeszkolony - kontynuował Agg.- Zdobyłeśmaksimum wiedzy, którą może w dzisiejszych czasach posiąść astronauta.Wyprawa taka jestwielkim wyrzeczeniem, ale jednocześnie wielką i może jedyną twoją szansą na uzyskanie czegoświęcej niż stanowisko głównego dyspozytora jednej z Baz Omm.- Ilu ludzi poleciałoby razem ze mną?- Tylko dwoje.- Jaki jest przewidziany czas wyprawy?- Około trzech tysięcy lat ziemskich.Pokiwałem głową.Agg pożegnał się ze mną prędko i już za chwilę ruchoma, połyskliwaczarna taśma niosła mnie w głąb Ośrodka.Cały następny tydzień nie robiłem właściwie nic, myślałem tylko o propozycji Agga.Chodziłem nad sztuczne jezioro, ulubione miejsce wypoczynku wszystkich kandydatów napilotów, patrzyłem w lekko falującą wodę i rozważałem wszystkie za i przeciw.Po tygodniuposzedłem znowu do Agga i już od drzwi zawiadomiłem go o swojej decyzji, lecę.Pózniejnastąpił okres zwyczajnych w takich przypadkach przygotowań do wyprawy.Wtedy właśniepoznałem Arfa i Anę.Oni także dopiero co ukończyli naukę w Ośrodku.Byliśmy wszyscyw jednym wieku i nawet uczyliśmy się w tym samym czasie, jednak nie mieliśmy okazji poznaćsię wcześniej.Nie było w tym zresztą, zważywszy ogrom Ośrodka, nic dziwnego.Na szczęścieprzypadliśmy sobie wszyscy od razu do gustu.Arf wydawał się być szczerym i miłym chłopcem,Ana sympatyczną i inteligentną dziewczyną.Zastanawiałem się często, co ich skłoniło doudziału w naszym locie.Jakie były przyczyny powzięcia decyzji? Przypuszczam, że każde z nasrozmyślało często o powodach decyzji wzięcia udziału w tej straceńczej tak czy inaczejwyprawie, jednakże między sobą o tych sprawach nie rozmawialiśmy.Był to jak gdyby temattabu.Po miesiącu żmudnych przygotowań byliśmy wreszcie gotowi do drogi.Ostatniego dnianaszego pobytu na Ziemi udaliśmy się małym białym pojazdem Any do pobliskiej StrefyNaturalnej, w której przyroda trwała jeszcze w swym pierwotnym kształcie.Pomyślałem sobiewówczas, że chyba Arf i Ana są tak samo samotni jak ja, skoro nie muszą się z nikim żegnać.Leżałem pod dużym drzewem, którego nazwy nawet nie znałem, z twarzą wtuloną w suchą,szeleszczącą trawę.Wyobrażałem sobie, jak niedługo leżeć będę tak samo nieruchomo przezdługie setki lat, zamknięty w ciasnym wnętrzu kosmolotu.Widziałem oczami wyobrazniniewielkie pomieszczenie przetrwalni, o metalicznych, gładkich ścianach, za którymi ukrytezostało królestwo Mózgu.Widziałem też ułożony na niewysokim podeście biały kokon.To będęwłaśnie ja.Już za parę dni będę tym owadem ukrytym w szczelnej białej powłoce, mknącymprzez pustkę ku odległym galaktykom, zdanym wyłącznie na umiejętności Mózgu i szczęśliwezbiegi okoliczności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]