[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie najnowszy, choćna chodzie. Musiał należeć do mamy" pomyślałam.Z jego opon jeszcze niezeszło powietrze.Cudowny dzień na przejażdżkę po wyspie! Wyprowadziłamrower na dwór, wskoczyłam na siodełko i pojechałam w stronę szosy.Nie miałam ochoty odwiedzać miasta wjazd po zboczu wzgórzauznałam za zbyt trudny więc zawróciłam i ruszyłam w przeciwną stronę.Domy stawały się coraz mniejsze, aż wreszcie znikły w oddali, a ja znalazłamsię wśród pól.Lubię każdą porę roku, ale pózna jesień wydaje mi sięnajpiękniejsza.Liście już odegrały efektowną scenę pożegnania ze światem,drzewa przygotowały się na nadejście chłodu, wszystko pożółkło,zbrązowiało, wyschło.To czas przed martwotą zimy i odrodzeniem wiosny.194RLTWkrótce dotarłam do lasu pełnego potężnych cedrów i sosen,wznoszących się wysoko nade mną.Zauważyłam zarośniętą piaszczystąścieżkę, biegnącą głęboko w las, i przypomniałam sobie słowa Iris.Czy tonaprawdę droga do Letniej Polany? Pojechałam nią, rozkoszując się słodkąwonią roślin i ciepłem promieni przebijających się między grubymi konarami.Zcieżka doprowadziła mnie do trawiastej polanki okolonej ogromnymistarymi drzewami i usianej najróżniejszymi polnymi kwiatami.Aubiny,stokrotki, maki, splątane krzaki dzikich róż.Skąd się tu wzięły o tej porzeroku? Zauważyłam niskie, wybujałe rośliny, których nie potrafiłamzidentyfikować.Otoczył mnie upajający zapach.Zostawiłam rower i weszłamna tę dziwną łąkę.Znalazłam stare zrujnowane palenisko i ślady po domu.Zaczęłam podejrzewać, że to naprawdę Letnia Polana. Fantastyczne" pomyślałam, wstrzymując oddech i ostrożnie stąpającpo trawie, by hałasem nie spłoszyć wspomnień, jakie tu z pewnościąmieszkały.Zamknęłam oczy i usiłowałam się posłużyć darem", o którymmówiła Iris.Niemal natychmiast zobaczyłam bogate damy z towarzystwa,zakradające się tutaj w opończach z kapturami kryjącymi ich twarze.Pomyślałam o mojej prababce, tak pragnącej dziecka, że uciekła się do magii.Drgnęłam, zrozumiawszy, że nikt z nas by się nie urodził ani Charles, animoja matka, ani ja gdyby nie zioła, które Martine dała Hannah właśnie wtym miejscu.Jakiś głos szepnął mi do ucha: Dzieci poczęte za sprawą czarów sączarownikami, podobnie jak ich dzieci i dzieci ich dzieci".Pomyślałam onadnaturalnej więzi łączącej Charlesa ze zwierzętami.Czy to także zasługaczarów? A te moje wizje"?195RLTNagle poczułam, że nie jestem sama.W powietrzu wokół mnie unosiłysię jakieś istoty.Muskały mnie i trącały.Całkiem jakbym znalazła się wśrodku tornada duchów.Pobiegłam w stronę roweru, ale krzaki róż rozrosłysię i zagrodziły mi drogę, chwytając mnie za nogi węzlastymi gałęziami.Przedarłam się przez raniące kolcami chaszcze, aż dotarłam do roweru.Wskoczyłam na niego i oddaliłam się, pedałując ze wszystkich sił.Kiedyznalazłam się w bezpiecznej odległości, zahamowałam, żeby obejrzeć ręce inogi.Myślałam, że krwawią, ale nie znalazłam nawet draśnięcia.Powoli wróciłam do domu, zastanawiając się, co się wydarzyło napolanie i czy w ogóle coś się wydarzyło.196RLT23Pojechałaś na polanę powiedziała Iris, gdy wpadłam do kuchni.Wyjmowała właśnie z piekarnika zapiekankę z kurczakiem i brokułami.Skinęłam głową, pochylając się, żeby złapać oddech.Mięśnie nóg mipulsowały, gardło wyschło.Nalałam szklankę zimnej wody i wypiłamduszkiem. Nie powinnaś tam wracać.Jeszcze nie oznajmiła gospodyni surowo. Co to za miejsce? spytałam, znowu napełniając szklankę iodgarniając z twarzy mokre włosy. Czuję się, jakbym. urwałam. Niepotrafię tego nazwać.Aakomie przyjrzałam się zapiekance, nagle głodna.Po tym, coprzeszłam, chciałam tylko zanurzyć się w bezpiecznej, znajomej opowieściIris.Usiadłam i zjadłam kawałek parującego dania, a Iris, odkaszlnąwszy,zaczęła mówić. Po śmierci Hannah życie w domu toczyło się nadal.Przez parę latczuliśmy się ze sobą jak starzy przyjaciele.Charles robił karierę, a japrowadziłam dom, nadzorując prace trojga służących.Codziennie stawiałamna stole śniadanie, obiad i kolację.Charles wyrósł na wspaniałego mężczyznę.Oczywiście nigdy nie przestał opłakiwać ukochanych rodziców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]