[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ben, to, co się z tobą dzieje, rzeczywiście stanowi pewien problem.Bardzo powa\nyproblem.Ale nie martw się o naszych znajomych, bo oni wiedzą, \e jesteś wspaniałą osobą.Benjamin skinął głową.- Czuję się.czasem czuję się trochę skrępowany w ich obecności.- Chodzi o panią Robinson, prawda?- Słucham?- Czujesz się trochę skrępowany przy pani Robinson, tak?- Nie - odparł Benjamin, kręcąc nagle głową - Ona jest.To znaczy.- Ben, znam tę kobietę od blisko dwudziestu lat i wcią\ jej nie rozumiem.- Tak?- Ona jest jakaś dziwna, Ben.- Och - powiedział Benjamin.- Jest w niej coś, co krępuje ka\dego.Nie wiem co.Ale niech cię.niech cię to niepeszy.- Pan Braddock zało\ył ręce na piersi.- Ben, obawiam się, \e to raczej nieszczęśliwapara.- Naprawdę?- Tak mi się wydaje.On ma z nią cię\kie \ycie.Nigdy z nim o tym nie rozmawiałem,ale mam wra\enie, wydaje mi się, \e się na niej raczej zawiódł.- Hm - mruknął Benjamin.Usiadł z powrotem w fotelu.- Niech to zostanie między nami.- Oczywiście.- Ona jest.Ona tak naprawdę jest dość nijaka.Niewiele mówi.Nigdy nie próbujeudzielać się towarzysko, ani nic innego.- Pan Braddock pokręcił głową.- Ciekawe, jak oni wogóle się zeszli.- No có\ - rzekł Benjamin.- Ona jest.myślę, \e ona jest całkiem atrakcyjna.- Jest cholernie pociągająca - stwierdził ojciec.Patrzył przez chwilę w dywan.- Alenie jest uczciwa, Ben.- Nie jest?- Nie sądzę.Wydaje mi się, \e jest fałszywa.Wydaje mi się, \e nigdy nie nauczono jejodró\niać dobra od zła, tak jak ciebie i mnie.Takie mam po prostu wra\enie.Nie potrafię cipowiedzieć dlaczego.- Podniósł wzrok i uśmiechnął się.- Tak czy inaczej, niech cię ona niepeszy.- W porządku.- Co robisz?- Słucham?- Piszesz list?- A, tak.Piszę list.Do takiego chłopaka, z którym skończyłem studia.Mieliśmy być wkontakcie, ale dotąd do siebie nie napisaliśmy.- Zwietnie - pochwalił ojciec, uśmiechając się szeroko.- Utrzymuj stare kontakty.Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać.- Odwrócił się i wyszedł.Benjamin poczekał, a\ ojciec zszedł na dół, po czym zamknął drzwi na klucz.Wróciłdo biurka, wyciągnął list spod pudełka i zaczął pisać dalej.Nie wiem, czy nauczono Panią odró\niać dobro od zła, ale poniewa\ mnie nauczono,mam z tego powodu pewne zobowiązania i nie mogę wieść tak fałszywego \ycia jak dotąd.Skoro właściwie nigdy ze sobą nie rozmawiamy, nie wiem, jakie ma Pani poglądy, aleniewątpliwie to, co robimy, musi kiedyś doprowadzić do nieszczęścia, więc uwa\am, i mamnadzieję, \e Pani podziela to przekonanie, \e nadszedł właściwy moment, aby z tym skończyć.Proszę nie myśleć, \e romans ze starszą kobietą" mi się nie podobał.Nie tylko bardzo mi siępodobał, ale i moim zdaniem stanowił cenny element mojej edukacji.Będzie jednak o wielelepiej, jestem tego pewien, je\eli zapamiętam go raczej takim, jaki był, ni\ takim, jaki mógłbysię stać.Pozdrawiam,Ben- Dostałam twój list - oznajmiła pani Robinson, popijając drinka w barze hotelu Taft kilka wieczorówpózniej.- List? - powtórzył Benjamin.- Obawiam się, \e trochę mnie wówczas poniosło.- Fałszywa?- Słucham?- Naprawdę uwa\asz, \e jestem fałszywa?- Powiedziałem ju\, \e mnie poniosło.Zapomnijmy o tym.Romans przeciągnął się do jesieni.Najpierw pani Robinson przesyłała Benjaminowiwiadomość pocztą, gdy chciała się z nim zobaczyć, i spotykali się w hotelu następnegowieczoru, około północy.W ciągu pierwszego miesiąca listy nadchodziły nie częściej ni\ razna tydzień.Potem zaczęły przychodzić częściej i wreszcie Benjamin poprosił, \eby paniRobinson ju\ nie pisała, bo matka zwykle odbierała pocztę, zanim wstawał z łó\ka ikilkakrotnie zapytała go, kto przysyła te listy.Ustalili więc, \e Benjamin będzie telefonowałdo pani Robinson codziennie po południu, a ona mu powie, czy tego wieczoru będzie mogłaprzyjechać do hotelu.Pewnego tygodnia spotkali się pięć wieczorów pod rząd.W dni schadzek Benjamin jak zwykle jadł kolację z rodzicami, oglądał telewizjęprawie do północy, po czym wkładał garnitur i jechał do hotelu.Tam stawiał pani Robinsonmartini, a następnie wynajmował pokój.Na początku wje\d\ał pierwszy na górę i czekał nanią, ale po paru tygodniach machał po prostu na nią ręką od drzwi baru, gdy dostał ju\ pokój,i razem wje\d\ali windą na piętro.Kiedy ju\ byli w pokoju, Benjamin zawsze dzwonił dorecepcji i zamawiał budzenie przed świtem.Po porannym telefonie pani Robinson wstawała,ubierała się i wracała do domu, by przygotować śniadanie dla pana Robinsona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]