[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy nie myślałam, że suszone mięso jest takie dobre - powiedziała.- Chyba będziesz głodny.- Chyba tak.- Uśmiechnął się do niej i poklepał konia po szyi.- Czemu musimy tak wcześnie wyjeżdżać?- Chcesz jechać do Kansas City, prawda? A to daleka droga i im dłużej będziemy zwlekać, tym więcej czasu nam zajmie.- Tak, masz rację.- Spróbowała się uśmiechnąć.Wczoraj wieczorem podróż z Aleksem do Kansas City wydawała się zabawna.Wiedziała jednak, że rodzice będą się zastanawiać, gdzie ona jest i martwić o nią.Alex powiedział, że może do nich napisać, lecz.- Alex! - zawołał Morgan Bennet z brzegu polany.- Mamy towarzystwo.Zaciekawiona poszła za Aleksem ku stromemu brzegowi i spojrzała w dół na krętą stromą drogę.Wczoraj, kiedy tu przyjechali, było ciemno, toteż nie miała pojęcia, że widać stąd cały szlak jak na dłoni.Natychmiast rozpoznała jeźdźca.- To Lije - mruknął Alex z ponurą miną.- Możemy się wymknąć drugą stroną - zaproponował Margan.- Nie.Jest zbyt blisko nas.Sorrel zagryzła wargę, domyślając się, że Lije przyjechał tu po nią.Musieli wczoraj odkryć jej ucieczkę.Kątem oka dostrzegła, że Morgan wyciąga rewolwer.- Zaraz to załatwimy - powiedział, celując w Lijego.- Nie - wyszeptała ze zgrozą.W tym samym momencie Alex przytrzymał dłoń Morgana.- Mam lepszy pomysł.- Wycofał się z punktu obserwacyjnego i ruszył w stronę chaty.- Ukryję konie, a ty, Morgan, schowasz się w drugim pokoju.Sorrel zaczeka na Lijego w chacie i powie mu, że jest tu sama.Tylko trzymaj się prawej strony pokoju, Sorrel.Ja zakradnę się od frontu i wtedy go załatwimy.- Chwycił dziewczynę za łokieć i pociągnął w stronę chaty.- Co zamierzacie zrobić? - zapytała niepewnie.Alex zerknął na Morgana, po czym uśmiechnął się.- Zwiążemy go, żeby nie mógł za nami jechać.Przynajmniej, dopóki się nie uwolni.A ty co myślałaś? Że go zabijemy?- Nie byłam pewna.- Popatrzyła na Morgana, przypominając sobie, jak celował w Lijego.- Masz na myśli to tam na polanie? - zapytał Alex z kpiną w głosie.- Morgan miał zamiar tylko spłoszyć mu konia.Na piechotę trudno się chodzi po tych górach.Zanim by tu dotarł, nabawiłby się pęcherzy.Nie martw się, Sorrel.Wszystko będzie dobrze.Zostaw to mnie i Morganowi.I trzymaj się prawej strony izby.Dobrze?- Dobrze - skinęła głową bez przekonania.- Wejdź do chaty.Kiedy tu się zjawi, zawołaj go.Patrzyła niepewnie, jak Morgan szybko i cicho znika we wnętrzu chaty.Przypomniała sobie, co Lije mówił o Bennecie.Poczuła się nieswojo.- Alex.może powinnam wrócić z Lije.- Co?Utkwił w niej spojrzenie czarnych jak węgiel oczu.Poczuła nagły dreszcz strachu.Za chwilę jednak Alex spuścił wzrok.Kiedy ponownie na nią spojrzał, w jego oczach malował się ból.- Myślałem, że chcesz być ze mną.Chciałem zabrać cię w różne miejsca i pokazać tyle rzeczy.Jesteś jedyną krewną, jaką mam, Sorrel, jedyną osobą, której na mnie zależy.Lecz jeśli wolisz być z nimi.- To nie tak, Alex - zapewniła go pospiesznie.- Nie chcę tylko sprawiać ci kłopotu.- Ale ja chcę, byś była ze mną.- A ja chcę jechać z tobą do Kansas City.Odetchnął z ulgą.- Lepiej wejdź do chaty, zanim Lije się tu zjawi.- Dobrze.- Ruszyła do drzwi.- Pamiętaj - zawołał cicho Alex.- Morgan będzie w drugim pokoju, lecz nie zdradź się z tym.Skinęła głową i weszła do środka.Rozejrzała się po izbie, dostrzegając nierówne ściany z nieociosanych belek, kamienne palenisko, prosty drewniany stół, krzesła i wąskie łóżko, na którym spała tej nocy.Podeszła do niego i usiadła na brzegu.Gruby siennik i sznurkowe sprężyny nie dorównywały miękkością puchowemu łóżku w jej sypialni, lecz wczoraj była zbyt zmęczona, by zwracać na to uwagę.Położyła dłoń na guzłowatym materacu i zadrżała, zastanawiając się, czy są w nim wszy.Było tu brudno.Nie mogła pojąć, po co Aleksowi chata w górach.Ziemia nie nadawała się tu do niczego.Była zbyt kamienista do uprawiania i bydło nie miałoby tu co jeść.Ta chata pasowała raczej na przestępczą kryjówkę.Nagle zaczęła się zastanawiać, czy to wszystko, o czym mówił Lije, nie jest prawdą.Dotknęła medalionu na szyi.Posłyszała jakiś ruch na zewnątrz.To pewnie Alex prowadził konie na tyły chaty.Ogarnął ją dziwny niepokój.Spojrzała na brudny koc zasłaniający wejście do drugiej izby.Stał za nim Morgan z bronią.Przeszedł ją dreszcz strachu.Gdzieś w lesie krzyknęła sójka.Sorrel drgnęła i zacisnęła palce na brzegu łóżka.W tym momencie usłyszała stukot kopyt na kamienistym gruncie.Wiedziała, że Lije zobaczy chatę, dopiero kiedy minie skalny występ.Teraz powinien wjeżdżać już na polanę.Położyła się na twardym sienniku.Musi udawać, że wszystko jest w porządku, że wszystko będzie w porządku.Leżała i nasłuchiwała, starając się wychwycić każdy najdrobniejszy ruch Lijego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]