[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbliżywszy się do wieży zmniejszył niecoprędkość.Jedno spojrzenie upewniło go, że pozostali prześladowcy znajdują się pobokach i nad jego maszyną.Zmniejszył prędkość do minimum.Wieża z każdą sekundąrosła w oczach.Zcigające ich ślizgacze przyhamowały, najwyrazniej nie pojmując dlaczego Han zmierzawprost na przeszkodę.W chwilę pózniej Han przeleciał pomiędzy dzwigarami konstrukcji.Wbrew pozoromnie był to zbyt skomplikowany manewr.Odstępy między potężnymi stalowymi belkamibyły stosunkowo duże.Zcigające pojazdy wybrały tę samą drogę.Ich piloci obawialisię widać, iż gdyby zdecydowali się okrążyć wieżę, Han zyskałby zbyt dużą przewagę.Tymczasem plan Hana polegał zupełnie na czymś innym.Raptownie pociągnął za drążkisterownicze, unosząc ślizgacz w górę, jednocześnie modląc się w duchu, by wieża niemiała żadnych niestandardowych przeróbek.Zlizgacz Hana gładko przemknął pomiędzy dwoma pomostami roboczymi, znikając wprzepaścistym kominie i kierując się w stronę obracającego się radaru.Han obejrzał się za siebie i ujrzał, że trzej zdesperowani prześladowcy podążają za nimi.Ich maszyny poruszały się jednak o wiele wolniej od ślizgacza Hana.Widać było, żedotychczas jeszcze nie latali w takich warunkach. Trzymaj się mocno! krzyknął przez ramię, raptownie kierując maszynę w stronęścigających.Komin był na tyle szeroki, że wrogie maszyny bez trudu rozproszyły się,unikając zderzenia.Po chwili jednak nieprzyjacielskie ślizgacze ponownie zgrupowałysię, podążając za Hanem.Tuż przy wylocie komina Han dodał mocy silnikom.Teraz każdy ruch drążkamisterowniczymi wymagał maksymalnej precyzji i ostrożności.Towarzysząca Hanowikobieta dopiero teraz zrozumiała jego plan i mocno objęła fotel, wtulając głowę woparcie.Było już zbyt pózno na zmianę decyzji.Ich życie zależało od tego, czy ślizgaczzdoła przecisnąć się pomiędzy kratą radaru.W chwilę pózniej byli już na otwartej przestrzeni, na trasie, prowadzącej w stronęmiasta.Szczątki rozbitych maszyn spadały na ziemię, a jedyny ze ślizgaczy, który uniknąłkatastrofy, zrezygnował z pościgu.Twarz kobiety była trupio blada. Czy dobrze się pani czuje? zapytał z ironią w głosie. Nie odzywaj się, leć do miasta, ty psychopato! odkrzyknęła.Spojrzał na nią z aroganckim uśmiechem. Czemu się tak denerwujesz? Dobre intencje jeszcze raz zatriumfowały nadłajdactwem.ROZDZIAA VWracając do Sokoła Tysiąclecia , Chewbacca wyczuł nagle dziwny duszący zapach.Próbując bezskutecznie rozpoznać unoszącą się w powietrzu woń, cicho podkradł się dostatku.Po opuszczeniu hallu pasażerskiego Chewbacca pobieżnie sprawdził statek, by upewnićsię, że nikt z personelu naziemnego nie próbuje się dostać do wewnątrz czy zablokować Sokoła w doku.Pózniej udał się do centrali zarządzania portu i odwiedził parę agencjizajmujących się pośrednictwem pracy.Nie uzyskał tam jednak żadnych pożytecznychinformacji.37Zemsta Hana SoloPrzez to wszystko Chewie nie był obecny podczas nieudanej próby wtargnięciado wnętrza Sokoła , ani nie spotkał się z Hanem.Teraz jednak, czujny jak nigdy,instynktownie wyczuł niebezpieczeństwo.Zbliżywszy się do rampy spostrzegł, żeprzy zamku głównego włazu manipuluje jakiś obcy.Obok leżała otwarta torba, pełnaróżnorakich narzędzi.Jeden rzut oka wystarczył Chewiemu, by dostrzec automatyczneświdry, palnik acetylenowy i inne akcesoria włamywacza.Uszy nieznajomego ochraniałocoś, co przypominało słuchawki.Chewbacca paroma susami wspiął się na szczyt rampy i schwyciwszy nieznajomego zakark, uniósł go w powietrze.Słuchawki zsunęły się z głowy włamywacza, odsłaniającPrzyrząd, do którego były podłączone.Był to niewielki aparat, umożliwiający otwieraniezamków na słuch. Ooooj! wrzasnął nieznajomy, wijąc się i szarpiąc.Chewbacca zwolnił uścisk, niedopuszczając jednak do tego, by włamywacz uciekł; zagrodził mu dostęp do rampy.Intruzcofnął się, oparł plecami o właz, i trzęsąc się z przerażenia, spojrzał na Wookiego.Nieznajomy należał do nieznanej Chewiemu rasy.Był mniej więcej o głowę niższy odHana, a jego ciało pokryte było lśniącą, czarną jak smoła ni to łuską, ni skórą.Jego dłoniei stopy zakończone były silnymi, chwytnymi palcami, poprzerastanymi jaskrawozielonąbłoną.Długi wąski ogon humanoida poruszał się nieustannie, a jego wilgotne czarnenozdrza rozdymały się raz po raz, odsłaniając długie ostre kły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]