[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nocą przez bagno iść? Nie ma szans, ja was nie poprowadzę.Powiem tak: tego tutaj trzeba wyciągnąć z błota.Trzeba, bo jeślifaktycznie jest myśliwym, a najwyrazniej jest, to bagno zna nie gorzejode mnie.Drugi przewodnik nie zawadzi.- No i po co?- A po to, że sam nie poprowadzę, a we dwóch może nam się uda.Zresztą sam zrozumiałem, że z jednym już chodziliście.I co, jakoś gonie widzę tutaj? Zjadło go coś pewnie, co?- Szuter ci pewnie opowiedział.Za długi ma jęzor.- Co? Nie, ja tak, przypadkiem mi w ucho wpadło, jak ktoś mówił.Rano jeszcze, przy słupodrzewie, jak się pakowaliście.A gdyby coś zemną się stało?- Tylko uciekać nie próbuj, bo.- Halo pogroził mi pięścią.- Uciekać? Wolne żarty, ja zainkasować chcę moje pięć dych.Nie oto chodzi, tu logika jest prosta: na bagnach wszystko się zdarzyć może,a dwóch przewodników lepszych jak jeden.- Aha, jasne.Po prostu szkoda ci frajera i chcesz go ratować.Chociaż.Nie no, w sumie jakaś myśl w tym jest.Może i faktycznie sięprzyda.Facet w błocie nastawił ucha.Halo spojrzał na Rzeznika, tenzastanowił się, a potem powiedział głośno:- Ej, ty tam! Albo cię tu zostawimy w cholerę, albo wyciągniemy.Ale wtedy pomagasz temu tutaj dalej prowadzić oddział.Idziemy nadrugą stronę bagna, dla ciebie pieniędzy nie będzie, tylko żreć damy.Jak przeprowadzisz, jesteś wolny jak wiatr.- Spoko-loko, koleżko mój ty sympatyczny! - rozciągnął się wuśmiechu Kaługa, któremu już pewnie stanęło przed oczamisterczenie w tym utopisku do paskudnej śmierci.- Zgoda! Ja tu tylko,rozumiesz, w błocku cały jestem, warto by się przesuszyć, ogienekjakiś.- Po drodze wyschniesz.- Jasna sprawa! Bez dwóch zdań.Tylko, rozumiesz, strzelbę diabliwzięli, błoto wciągnęło.- Dostaniesz giwerę.- Eee, to siła i moc! No już, wyciągajcie mnie!Rzeznik kiwnął Wieprzowi, a ten podszedł do drzewka.Na wyciągnięcie Kaługi z bagna potrzeba było raptem pięciu minutwspólnych wysiłków wielkoluda, Szutera i Szarego.Błoto cmoknęłoniechętnie, wypuszczając niedoszłą ofiarę, która okazała się byćniewysokim, ale zażywnym jegomościem o okrągłej twarzy i równieokrągłych oczach, nadających mu wyraz nieustającego zdumieniacudami świata.- Puchatek - warknął Wieprzu, odrzucając drąg i patrząc namyśliwego krytycznie.- Jaka z ciebie Kaługa? Kubuś Puchatek, jak mibabcia miła!- Kaługa, bo jestem Apolinary Borowski- Kaługin, po matce dwojganazwisk - odparł ten z godnością, rozpinając ciężką od błota kurtkę ipatrząc na bandytów znacząco.-Apolinary z greckiego, rozrywający.Widzą panowie, ja z Lublinarodem, podróże zawodowe tu zaniosły i.No i potem się wszystkozaczęło, więc wracać nie było jak.No cóż, panowie, za ratunek wpotrzebie dziękuję i kłaniam się pokornie, a dla organizatora całegoprzedsięwzięcia szczególnie ciepłe słowo i wyróżnienie z czerwonympaskiem.Zciągnął przez głowę koszulę, rzucił obok kurtki na ziemię i zrobiłkrok ku mnie, otwierając kordialnie objęcia.- Ej, co to, to nie! - Odsunąłem się, wyciągając ostrzegawczo palec.- Ja się z nieczystymi mężczyznami obejmować nie zamierzam, a ty cośza często o tym rozrywaniu wspominasz.Jak się umyjesz, to przyjdz.Chociaż nie, w sumie to lepiej nie.- No cóż, to w takim razie chociaż rękę uścisnę.- Kaługa złapałmoją dłoń, potrząsnął energicznie.Popatrzył na pozostałych.- No,koledzy sympatyczni, tuszę, że panowie się spieszą i nawet nie będzieczasu na krótkie pranie? No cóż, zatem pozwólcie, że brud tylkostrząsne i komu w drogę, temu czas.Kaługa szybko przejął zadanie prowadzenia oddziału w swojewypaćkane błotem ręce.Nie da się zaprzeczyć, że doświadczeniem dopięt mu nie dorastałem, więc wkrótce moim głównym zmartwieniemstało się to, jak ukryć ten fakt przed całą resztą.Trzeba było trochę zmienić kurs, jako że teraz celem nie była jużGniłówka, którą należało ominąć szerokim łukiem.- W tamtym kierunku jak pójść, topiel straszna.- Idący obok mnienowy przewodnik machnął ręką w prawo.- Pomiędzy topielą aGniłówką jest ścieżyna, wije się toto i zakręca, ledwo ją widać, ale jest.Po niej pójdziemy, mało kto wie, że można.Ale ty, Stas, pewniewiesz?- A nie, o tej nie słyszałem - odpowiedziałem na pozór beztrosko,czując, jak idący za nami Rzeznik, Halo i Ryba wpatrują się w mojąpotylicę.- Ja to w ogóle za tym topieliskiem nie przepadam.Tam jestzbyt niebezpiecznie, staram się omijać.- Mhm, fakt - zgodził się Kaługa.- Ogniki nad topielą wiszą.Widziałeś nocą?- Tylko z daleka.Płyną tak po wodzie.Zdziwił się.- Widziałeś te ruchome? No patrz, a mnie tylko stojące się udawało.Ale i tak strach zdejmuje! I nie wiadomo, co to za licho.Jak zaczynaświecić gdzieś tam, w głębinach, to aż ciarki przechodzą, krótkiepranie? No cóż, zatem pozwólcie, że brud tylko strząsnę i komu wdrogę, temu czas!- Torf może się palić - zaproponował nieśmiało Szuter zza plecówtowarzyszy.- Jaki znowu, włochata twoja leśna mać, torf! - oburzył się Kaługa.- Torf się tak nie pali! A i poza tym, torf by dym dawał.No, nieważne.%7ładen torf w każdym razie.I ludzi jeszcze tam widziałem, alestrasznych, jak nie ludzi zupełnie.Pod wieczór jakoś tak było, mgła sięściele, rozumiesz, a ja widzę, jak idą, w samym sercu topieli.Wysocy,chudzi tacy i wszyscy, jak jeden mąż, tacy sami.I nic na sobie niemają, zupełnie.- Goli czy jak? - zdziwił się Szuter.- Gołych facetów na bagniewidziałeś? Coś ty podejrzany jesteś.Kaługa zrobił nieokreślony gest ręką.- No, może nie to, że nadzy, ale.Nie byłowidać, potem we mgle zniknęli.Chodzi o to, że obok topieli trzebabardzo ostrożnie.Kiedy już na ścieżkę wejdziemy, tę, co obok Gniłówkibiegnie, to z jednej strony będzie wieś, a z drugiej od razu topiel.Szybko trzeba będzie iść, słyszałyście, dziewczynki? - Obejrzał się naidących za nami.- Spódnice zakasać i wpodskokach tam.No borozumiem, panowie wybaczą śmiałość, ale z tymi z Gniłówki spotykaćsię nie chcecie? No właśnie.Widzę po minach, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]