[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chodzi mi o naturi - podsunęłam tonem, który zmroziłby wody laguny.Macaire uśmiechnął się do mnie w typowy dla siebie, protekcjonalny sposób, iotworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz wtrąciłam ostro.- Nie obrażajcie mnie!Zeszłej nocy, niespełna godzinę przed świtem, spała tu naturi.Przywołajcie ją.Zaskoczony Macaire mrugnął raz, a potem zerknął na Elizabeth, którapatrzyła na mnie z zaciekawieniem.Starszy zwrócił swoje zimne spojrzenie wmoją stronę, a wyrachowany wyraz jego oblicza zmroził mi szpik w kościach.- Impressionate - powiedział powoli, przechodząc znów na włoski.Tymrazem jednak dawny akcent rozbrzmiał w tym słowie, zanim Macaire zdołał sięopanować.Coś z jego prawdziwej osobowości wyszło spod przybranej maski,gdy on sam pogrążył się w myślach.- Zastanawialiśmy się, co ty i ten łowcarobiliście na lagunie tuż przed świtem.Wiedzieliśmy, że on potrafi wyczućnaturi, ale nie sądziliśmy, że będzie w stanie przeniknąć przez naszą sieć zaklęć.- On sam tego nie potrafi, ale razem umiemy to zrobić - sprostowałam.BrwiMacaire'a uniosły się nieco na te słowa i nawet Jabari na nie zareagował.Właściwie poruszył tylko kącikiem ust, ale to już było coś.- Molto impressionate.Nadzwyczaj imponujące.To wyjaśnia, jak zdołaliściespopielić tych naturi, którzy znajdowali się tak daleko od miejsca waszegopobytu.Sądziłem, że potrafisz spalić tylko te istoty, które widzisz - powiedziałMacaire.Palce jego prawej ręki poruszały się niespokojnie na oparciu krzesła,na którym siedział teraz trochę bardziej wyprostowany.- Cóż, to i dla mnie coś bardzo nowego, gdy uwzględnić, że wymazano miwspomnienia - zakpiłam.Zwinęłam dłonie w pięści i było to najlepsze, comogłam zrobić, by nie podpalić gobelinów, wiszących wokół mnie na ścianach.- Myślałam, że Sabat będzie dobrze wiedział, na co mnie stać, skoro poświęciłprawie stulecie na eksperymentowanie ze mną.- Moje słowa ociekałysarkazmem lak zjadliwym, że bałam się, iż zaraz przeżre on marmurowąposadzkę.- To była dziedzina Jabariego - powiedział Macaire, lekceważąco machającręką, lecz tym razem gest ten wydał nie nieco sztuczny i znów coś dziwnegobłysnęło w jego oczach.Między Macaire'em a Jabarim zawsze panowało pewnenapięcie.I chociaż nigdy otwarcie się nawzajem nie zaatakowali, bez wahaniawykorzystywali przeciwko sobie różnych swoich pomagierów i stronników.Gotowa byłam się założyć, że albo Macaire nie potrafił mnie kontrolować, alboteż nie dano mu okazji, by tego spróbował.I znów drzwi po lewej się otworzyły, co ucięło rozmowę.Do sali wkroczyłanaturi płci żeńskiej.Miała na sobie prostą, niewyszukaną sukienkę, a jej długiewłosy były zaplecione w warkocz.Istniało pięć klanów naturi -ziemi, wiatru,wody, światła oraz klan zwierzęcy.Ta naturi była zbyt szczupła i wiotka, bynależeć do klanu zwierzęcego, wyróżniającego się na ogół ciemnawą, śniadącerą i mocnymi mięśniami.Członek klanu wodnego nie mógł egzystować zdaleka od wody, z kolei zabarwienie przybyłej naturi różniło się znacznie odtego, jakie widywałam u przedstawicieli klanu ziemi, o skórze i włosach takróżnokolorowych jak kwiecisty ogród w lecie.Tak więc ona mogła zaliczać siętylko do klanu wiatru lub światła.W drugim z tych przypadków miałabymproblemy, gdyby teraz mnie zaatakowała, gdyż mogła się posłużyć ogniemrównie łatwo jak ja.Jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić, by Sabat dopuściłmiędzy siebie członkinię klanu światła.Naturalnie, nigdy wcześniej nieprzyszłoby mi do głowy, że ujrzę naturi, wkraczającą swobodnie do Wielkiej Sali.Z rękami złożonymi przed sobą niczym zakonnica idąca na modły, weszłaspokojnie do pomieszczenia.Wpatrując się w Starszych, skłoniła się im, zupełnie niezwracając przy tym uwagi na naszą trójkę.- Co ona tu robi? - spytałam, a każde z tych słów z trudem przechodziło miprzez gardło i usta.Całe moje ciało napięło się z wściekłości.Wcześniej uważałam,że zareagowałam zle, widząc Sadirę po raz pierwszy od pięciu wieków.Tym razembyło jednak nieskończenie gorzej.Widok tej smukłej istoty o ostrych rysach twarzynatychmiast wzbudził we mnie pragnienie rozerwania jej na strzępy gołymi rękami.Chciałam słyszeć jej krzyki i błaganie o darowania życia.A potem zmusić ją, abybłagała mnie o śmierć.Upiorne wspomnienia mojego dwutygodniowego pobytu w niewoli przedstuleciami w Machu Picchu spadły na mnie z całą ostrością i wyrazistością.Przypomniałam sobie głód i ból, które tak opanowały moje zmysły, że nie było odnich ucieczki.Naturi pojmali mnie i torturowali, chcąc złamać mnie psychicznie.Chcieli, abym użyła swoich mocy do zniszczenia własnej rasy.A gdy teraz wpatry-wałam się w tę naturi, blizny na moich plecach zdawały się płonąć na nowo.Danaus postąpił o krok naprzód i stanął obok mnie.Prawą dłonią odruchowosięgnął po broń, której nie miał przy sobie.Bezsilnie opuścił rękę, zwijając dłoń wpięść.- Chciałaś ją zobaczyć - powiedział Macaire z rozbawieniem w głosie.- Co ona robi na tej wyspie? - Mój głos przeleciał między nimi jak pejcz, którytrzasnął w powietrzu.Macaire zesztywniał i przesunął się na skraj krzesła.- Mamy do ubicia pewien interes - odparł szybko.- Jedyne, co możemy z nimi zrobić, to całkowicie ich zgładzić!Zrobiłam parę powolnych kroków w kierunku naturi, zaginając przed sobąpalce na kształt szponów.Byłam nieuzbrojona, lecz chętnie zabiłabym ją gołymirękami.Naturi zwróciła na mnie spojrzenie zatrwożonych oczu i, potykając się,cofnęła o dwa kroki, zbliżając się do podestu i do Starszych.- Macaire! - krzyknęła cichym, drżącym głosikiem.- Dosyć, Miro! - wrzasnął Macaire, zrywając się na równe nogi.- Ona znajdujesię pod protekcją Sabatu.Na te słowa stanęłam jak wryta.Moje ciało stężało, jak gdyby umysł nagleprzestał nad nim panować i jakby utraciło ono umiejętność posługiwania siękończynami.Niesłychanie powoli odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na Starszych.- Co takiego? - Słowa te ledwie mi się przedarły przez ściśniętą krtań.- Przestań - rozkazał Macaire.Zignorowałam go i zwróciłam oczy ku twarzy Jabariemu, który siedział iwpatrywał się we mnie.- Ty to powiedz - warknęłam cicho, głosem surowym i szorstkim.Jabari powstał z krzesła, trzymając głowę wysoko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]