[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem został nauczycielem.sam sięoszukał, wprowadził w błąd.A dziś nie rozumie już sensu rekreacji.Dostrzega trochę na uboczu sylwetkę pana Meyera.Pan Meyer czeka naniego, jak zwykle.Pan Meyer jest bardzo nieśmiały i za nic w świecie nieprzerwałby, choćby tylko ukłonem, rozmowy pana Mercadier zdyrektorem.Piotr uśmiecha się na tę myśl.Lubi pana Meyera.Rozumiejąsię.Przeprasza dyrektora i podchodzi do kolegi.Pan Meyer jest trochę wyższy od Mercadiera.Chudy, ze smutną, długątwarzą, w okularach, z czarną brodą.Ma niewiele ponad trzydziestkę, aletrzyma się pochyło.Prawie nieustannie zaciera ręce.Wykłada matematykę.Pochodzi z Alzacji.W liceum dość zle widziany, bo jest jedynym tutaj%7łydem.Tak nieśmiały, że trzeba było całej potęgi muzyki, aby przemówiłktóregoś dnia do kolegi Mercadier.Bo pan Meyer gra na fortepianie.Granamiętnie, w każdej wolnej chwili.Ale w jego smutnym kawalerskimmieszkaniu ma tylko wynajęty gruchot.Mencadierowie mają Erarda.Natym Erardzie wykiełkowała przyjazń.Paulina oczywiście nie aprobujeznajomości męża. W mojej rodzinie powiada nikt nie przyjmował u siebieIzraelitów. Z wyjątkiem twoich kuzynów Champdargent, moja kochana, którzymają w sobie krew żydowską! Jesteś niemądry! Przecież to zupełnie co innego.A zresztą.Pan Meyer gra doskonale na fortepianie.Można go zapraszać, gdy sągoście, jest urozmaicenie.A rozrywek nie ma wiele w tym smutnym mieście wschodniej Francji oczywiście poza garnizonem.Czasem obaj nauczyciele wracają razem, z nowymi nutami, świeżosprowadzonymi z Paryża.Wieczorem, po lekcjach, zamykają się w salonie.Tam przy świetle gazowej lampy pan Meyer gra, Piotr siedzi obok i obracakartki.Mercadier oczywiście uczył się kiedyś, ale wyszedł z wprawy.Brak mutakże cierpliwości.Nigdy nie starał się dobrze grać.Godzinami czytałnuty pomagając sobie na fortepianie.Teraz już się od tego odzwyczaił, a naprowincji koncerty odbywają się rzadko.Upierał się, aby w domu byłdobry fortepian, na którym brzdąkała Paulina.Uczyła się grać w klasztorze.Ma nawet jakiś tam głosik.Jej repertuar zaczyna się od Modlitwy dziewicyi kończy na Kadrylu lansjerów; śpiewa parę walców i serenadę Gounoda.Inic jej nie skłoni, aby nauczyła się czegoś więcej. A zresztą mówi ten twój pan Meyer uznaje tylko muzykęniemiecką.Piotr wzrusza ramionami.Niemiecką czy chińską.Jest rzeczą pewną, żeznajomi Pauliny złym okiem patrzą na pana Meyera.W tym mieście %7łydzinie są lubiani.Dzięki Bogu, nie ma ich dużo.Rzeznik z rodziną.Dwajkrawcy.Nic szczególnego.Niech wracają do Frankfurtu! Po Sedanie niechcemy mieć u siebie tych zamaskowanych Niemców. Ja powiada Piotr nie zajmuję się polityką.Człowiek jestczłowiekiem, a pianista pianistą.Całe szczęście, że ten Meyer jest nieżonaty.Gdyby miał żonę i dzieci,stosunki musiałyby się ułożyć inaczej.Bo przy całej niezależności umysłuPiotr nie miał ochoty prowadzić wiecznej wojny.Nie marzył o narzuceniuludziom Meyera.Jeżeli ludzie nie mogą lubić %7łydów, jest to ich sprawa.Mercadier lubił w Meyerze milczącego towarzysza.Nie trzeba z nim byłodługich rozmów, muzyka ponosiła koszty ich stosunków.Sprzyjała pewnejskłonności do melancholii, która coraz silniej występowała u PiotraMercadier.Oszczędzała mu udawania, a nawet myślenia; Liszt, Chopin,Beethoven, Mozart zabarwiali marzeniem ich wieczory.Salon Paulinyznikał, w miarę jak narastała fraza, jak rozwijały się harmonie dzwięków.Piotr nie widział już nic z tego, co go drażniło, gdy bywał pastwą swegokrytycyzmu, nie widział tego wszystkiego, co nagromadziła tam kobieta,której wystarczyło, że on jakiegoś przedmiotu nie cierpiał i że o tympowiedział, aby ona upierała się przy tej rzeczy i zdobiła nią ich dom.Zmysłowe upojenie muzyką przez długi czas zastępowało Piotrowiwszelkie inne namiastki uczuciowe.Muzyka.Nostalgia, jaką z sobąprzynosi, łatwo staje się klapą bezpieczeństwa w życiu spokojnym, bezwstrząsów.Piotr zapominał o pochylonym nad klawiaturą pianiście, dośćśmiesznym, gdy się nań spojrzało, robiącym różne miny, uważnym, okościstych palcach, z wyrazem wysiłku na twarzy, nie mającym nicwspólnego z wyrażanymi uczuciami.Był wreszcie sam, wolny, wśpiewnym i dramatycznym świecie, gdzie nie trzeba się wstydzić łez.Dawał się unosić, ulegał temu szlachetnemu i dozwolonemu szaleństwu, tejniewidzialnej rozpuście zmysłów i serca.To była jego rekreacja dorosłegouczniaka, jego bójki i gonitwy, jego sportowe zabawy, dziecinneszaleństwa.Ale miejscem zabaw był salon uroczej pani Mercadier, cały z żółtegojedwabiu i czarnego drzewa.Tam powracały do niego myśli z bardzo dawnych czasów.Odnajdywałzwątpienia i wahania młodości, filozoficzne niepokoje, bezprzedmiotowenadzieje i gorzki smak życia, który zatracamy w nieświadomości naszychdni, w rutynie przyzwyczajeń, w codziennych zajęciach.Poczucie nieużyteczności istnienia.Czego oczekiwał od życia? Czy kiedykolwiek czegoś się po nimspodziewał? Dziś głęboko w to wątpił, skłonny raczej znalezć upodobaniew tej nieużyteczności niż nad nią rozpaczać.Nie jego życie wydawało musię bez celu, lecz życie w ogóle.Pomyśleć, że są głupcy, którzy lamentują,że na przykład nie są Napoleonami! Tak jakby z punktu widzenia ludzkościzaszczytniej było pędzać armie po całej Europie i z kosmykiem na czolebiwakować na spustoszonych równinach niż, powiedzmy, szyć obuwie wswoim kramiku albo dodawać liczby w ogromnej księdze.Takie myśli dawały mu poczucie wyższości nad światem i czyniłyznośnym los, przeciw któremu zrazu się zwracały.Fraza muzycznasprawiała, że wszystka ta filozofia występowała z brzegów, i było to jakszerokie tchnienie, jak pęd na koniu.Pan Meyer dał mu poznać Wagnera, o ile było to możliwe na fortepianie.Boże, jak żyć bez opery, bez orkiestry, skrzypiec, bez drżenia podnoszącejsię kurtyny!.Ale fakt jest, że się bez tego obchodzimy.Librettawagnerowskie nabrały dla Piotra potężnej i bliskiej poezji.Czytał płynniepo niemiecku, choć w mowie mocno się jąkał.Tristan i Izolda stali się dlaPiotra wzniosłą rekompensatą jego pożycia domowego.Należy dodać, żeWagner miał wówczas posmak rzeczy zakazanej, a to z powodu roku 1871.Piotr nie mówił o tym, ale w głębi duszy uważał się za germanofila.Była tomilcząca forma protestu przeciwko ogólnej przeciętności.Jak się to godziłoz jego szczerym patriotyzmem, który nie był frazesem do tego stopnia, żew krachu panamskim chętnie byłby utracił dwa razy tyle, byle oszczędzićFrancji tej porażki? Otóż tego nie można było pogodzić.Nie jest topierwsza sprzeczność, jaką spotykamy u Piotra Mercadier.I nie będzieostatnią.On sam nie zdaje sobie sprawy z tych rozbieżności.Jest ichigraszką.Tak jak jednocześnie kochał dawniej Paulinę i był obojętny na to,co ona myśli i co czuje. Ale po co się dręczyć? Czego spodziewać się od życia, jeśli nie tejtrochę muzyki? Prawda, Meyer? Mój drogi Mercadier mówił nauczyciel matematyki opuszczającwieko fortepianu nie powinien pan tak mówić, pan ma dzieci.a to jużdaje cel w życiu.dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]