[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziałabym, że i tu mamy jedynie poszlaki wy-nikające z tego, że sprawca zdjął z ofiary dżinsy i bieliznę.Sugestia napaści seksualnej jest oczywista, ale nie wypowiemsię na ten temat z całą pewnością.- Dlaczego? - spytał ostrożnie Frank.- Chodzi o to, że w procesie rozkładu rejon sromu staje siębardzo opuchnięty.- trzej mężczyzni jak na komendęprzerwali kontakt wzrokowy z Lara -.i dochodzi do pęknięćtkanki, właśnie takich jak w tym wypadku.W takiej sytuacjitrudno cokolwiek ustalić.Cała nadzieja w wynikach wymazu zpochwy i odbytu.Ale jeśli napastnik użył prezerwatywy, niemamy na niego absolutnie nic.- A co z miejscem zbrodni? Dlaczego zwłoki były do po-łowy przykryte?- Ja pracuję tylko na tym, co znajdę w ciele.O całą resztępytajcie speca od profili psychologicznych - odparła zuśmiechem Lara.- Nie chciałbym więcej usłyszeć czegoś takiego - powie-dział Joe, gładząc policzek Anny leżącej na kanapie.Wiedziała, o czym mówił: o zduszonym krzyku, którywydobył się z krtani Shauna.Czuwali przy synu całą noc,zanim zasnął.Od tamtej pory nie zjawił się na górze.Joegłaskał Annę tak długo, aż jej powieki stały się ciężkie, aoddech powolny i rytmiczny.Wreszcie ucałował jej ciepłeczoło i delikatnie ułożył jej głowę na poduszce.Z szufladykomody stojącej w holu, przy drzwiach, wyjął latarkę, a potemwymknął się cicho i ruszył w stronę lasu.Oran Butler siedział na sofie, trzymając wyciągnięte nogi naławie.Z talerza, który trzymał pod brodą, jadł zapiekaną fasolę.W drzwiach kuchni stanął Richie.- Butler, jesteś, kurwa, obrzydliwy - powiedział.- Zobacz, jaki burdel.Mógłbyś na przykład nie.Oran uciszył go gestem.- Jestem wykończony.Nie zaczynaj.Razem uczestniczyli w policyjnym szkoleniu, a teraz dzielilimieszkanie przy Waterford Road, dziesięć minut samochodemod wioski.Oran był jednym z sześciu funkcjonariuszysłużących w jednostce do zwalczania handlu narkotykami,oddelegowanych do pracy poza Waterford.- Co tam w robocie? - spytał Richie.- Jak zwykle.Próbujemy przyskrzynić tych samych ludzi cozawsze.W piątek szykuje się coś większego.nalot namagazyn dywanów Healy'ego, na terenie Carroll Indu-strialEstate.Zaskoczymy sukinsynów.0'Connor ślini się na samąmyśl, to może być jego wielki dzień.Butler pochylił się, otworzył puszkę piwa i uniósł ją wtoaście.Spojrzał na szklankę Richiego.- Zasrana woda mineralna.%7łałosne.- Przymknij się, palancie.- Jakiś ty oryginalny i spostrzegawczy - odparł ironicznieOran.- Możesz też nazwać mnie piegusem.Pociągnął łyk i z uśmiechem pomachał puszką w stronękolegi.Joe mógł podjechać wyżej i pójść prosto do miejsca, wktórym znaleziono ciało, ale nie chciał niczego przeoczyć.Latarka dawała nikłe, mgliste światło, ledwie wystarczające doodnalezienia drogi pośród drzew.Unosząc wysoko nogi, byprzedrzeć się przez gąszcz wrzośców, pomyślał o tym, żektokolwiek przyniósł Katie w to miejsce, żywą czy martwą,zdobył się na niemały wysiłek.Po piętnastu minutachposzukiwań znalazł niebiesko-biały strzęp folii owinięty wokółdrzewa; kolejny fragment policyjnej taśmy dostrzegłdwadzieścia metrów dalej, pod drzewem.Rozejrzał się uważnie,kierując snop słabego światła na ziemię.Wreszcie dostrzegłmiejsce, w którym zapewne znaleziono zwłoki.Ruszył w jegostronę, ale nim dotarł do celu, cofnął się o krok i skierowałlatarkę w bok, ku ziemi.Wyjął z wewnętrznej kieszeni długopisi rozgarnął nim suche liście.Znieruchomiał, przyglądając sięczemuś z uwagą, a potem ujął to w dwa palce i przybliżył dozródła światła.Miał przed sobą brązowawy, papierowy wdotyku walec długości pięciu milimetrów, zwężający się najednym końcu, a ułamany na drugim.Wiedział, co to jest, alenie był pewny, co oznacza to znalezisko.Rozdział czternastyStinger's Creek, północne rejony środkowego Teksasu,rok 1984- Co z oczu, to z serca! - zaśmiał się wujek Bill, gdy jużnacieszył się widokiem Duke'a, który stał na ganku za domem iwypatrywał go bezskutecznie.Chłopak spojrzał w stronę zródłagłosu.- Tu jestem! - zawołał Bill, machając ręką.- Zażyłeś mnie - przyznał z uśmiechem Duke.- Noweubranie maskujące?- Tak jest.Stare tak mi wyblakło, że było prawie białe.Przecież nie będę paradował przed jeleniami jak idiota, w bieli.Kupiłem też nowiutkie siedzisko Bakera - dodał, klepiąc lekkąkonstrukcję przyczepioną do pnia.- Wszechmocny wujek Billna wysokościach - zaśmiał się.- Nie będą wiedziały, co jezabiło.- Chcesz polować?- Ano tak.Za parę tygodni jadę do Uvalde na otwarciesezonu na jelenie.- Bill zeskoczył na ziemię i poklepał Duke'apo plecach.- Muszę wszystko wypróbować, zanim ruszę.Cotam u mamy?Duke wiedział, że wujek Bill nie przepada za jego mat-ką.- W porządku.Tylko.w porządku.- No, to dobrze - mruknął Bill, pochylając się nad łukiem.- Myślisz, że mógłbyś nauczyć mnie strzelać? Billuniósł głowę.- Mówisz poważnie, synu?- Bardzo - odparł Duke.- Jestem wystarczająco duży?- Jeśli tylko potrafisz słuchać, utrzymać łuk w ręku ipamiętać o bezpieczeństwie.Duke zasalutował.- W porządku.W takim razie zaczniemy od tego, jak siętrzyma łuk.Ten tutaj to łuk bloczkowy.Prawdziwa piękność.Większa moc, mniejszy wysiłek.Musimy tylko ustalić, którąręką będziesz go trzymał, a którą.- Piszę prawą - wtrącił Duke, unosząc dłoń.- To nic nie znaczy.Liczą się oczy - dodał Bill, wskazującna nie palcami.- Chodzi o to, które z nich jest dominujące.Duke pokręcił głową.- Dobra.Zrobimy tak - powiedział Bill.- Wybierz sobiejakiś obiekt w oddali.- Może być ten kubeł na śmieci?- Doskonale.Teraz wyciągnij ręce w jego stronę i przymknijlewe oko.OK? A teraz prawe.Zacznij zbliżać ręce do twarzy.Przyłóż oko do tego trójkątnego prześwitu między dłońmi.Które przyłożyłeś, Duke?- Prawe - odparł chłopak.- W takim razie masz dominujące prawe oko, tak samo jakwujek Bill
[ Pobierz całość w formacie PDF ]