[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddział komandosów SEAL, towarzyszący prezydentowi,ilekroć wizyta miała miejsce w pobliżu akwenu, będziepilnował jeziora zarówno nad, jak i pod powierzchnią wody.Dodatkowo jezioro będą patrolować liczne łodzie pomocnicze,a te nie dopuszczą, by osoby niepowołane dopłynęły w pobliżeklubu.Prosty atak w stylu kamikadze na pewno by się niepowiódł.Dojechawszy do autostrady numer 50, Harvath skręcił wlewo i ruszył na zachód, równolegle do północnego brzegujeziora.Coś musiało mu umykać: coś związanego zmotorówką, ale nie miał pojęcia co.Przy zabezpieczeniu całego obszaru wokół klubu w gręwchodził tylko taki atak, którego, gdy zostanie jużzainicjowany, nic nie zdoła powstrzymać.Scot znów wróciłdo pomysłu użycia jakiejś potężnej broni dalszego zasięgu, naprzykład pocisku rakietowego Stinger albo granatnikaprzeciwpancernego.261Zerknąwszy na mapę, zauważył, że zbliża się do zjazduprowadzącego do wynajętego przez Roussarda domu.Kiedyzobaczył tablicę informacyjną, zdjął nogę z gazu i włączyłkierunkowskaz.Parę chwil pózniej jechał już brukowaną aleją ocienionąkoronami wysokich dębów, rosnących w równych odstępachpo obu stronach drogi.Skupił całą uwagę na tym, co go teraz czekało.Przedewszystkim musiał powstrzymać się od zabicia Roussarda, ażdowie się, co tamten zaplanował.Z tego, co wiedział, motorówka mogła nie mieć nic wspólnegoz zamachem Roussarda, a tylko z jego ucieczką.Harvath niemógł wykluczać na wstępie żadnej ewentualności.Kiedy jechał łagodnie zakręcającą drogą, nie mógł zobaczyćciemnego SUV-a, który właśnie skręcił za nim z autostrady.115Kół kilometra przed posiadłością Roussarda Harvathzauważył nieduży dom, który właśnie przechodził gruntownyremont.Ponieważ zbliżała się piąta, na miejscu nie było już.żadnych robotników.Zjechał na wysypany żwirem podjazd izaparkował.Resztę drogi zamierzał przebyć pieszo.Wynajętą przez Roussarda rezydencję z trzech stron otaczałygęste lasy.Harvath postanowił podejść od tyłu, znaprzeciwka drogi.Posuwał się tak szybko, jak mógł bez robienia zbytniegohałasu.Nie poruszało się nic oprócz chmary komarów, którezdawały się podążać za nim krok za krokiem.Na skraju lasu przystanął.Z miejsca, gdzie się zatrzymał,widział cały tył i jedną boczną ścianę domu w stylufrancuskiego chateau.Roussard powiedział agentce nieruchomości, że jezdzilincolnem mark VII, lecz nie stał na podjezdzie.Wszystkie światła w środku były pogaszone, okna zamknięte.Tylko szum klimatyzatora mógł świadczyć o tym, że w domuprzebywa człowiek.Harvath przystąpił do akcji.Przekradł się przez las do miejsca najbliżej garażu, znalazłboczne drzwi i wyciągnął z kieszeni zestaw kluczy, któredostał od agentki nieruchomości.262Przykucnąwszy i schyliwszy się nisko, wyjął pistolet H&K,policzył do trzech i wyskoczył zza drzew.Przemknął się szybko, uważając, żeby nie było go widać zżadnego z okien.Przy drzwiach wsunął klucz do zamka iotworzył je ostrożnie.Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, był lincoln Roussarda.Podszedł do samochodu i położył dłoń na masce,sprawdzając, czy ktoś ostatnio nim jezdził.Nie.Minąwszy kolekcję kolorowych zabawek plażowych, ruszyłpo schodkach do drzwi, które prowadziły do domu.Niespodziewał się, że będą zamknięte na klucz, i nie mylił się.Roussard jak większość ludzi wierzył, że brama do garażustanowi dostateczną barierę obronną.Powietrze wewnątrz domu było znacznie chłodniejsze niż wgarażu i obmyło Harvatha orzezwiającym powiewem, gdywkradł się do środka i cicho zamknął za sobą drzwi.Znalazłsię w korytarzyku tuż obok kuchni.Przez dłuższy czas, który zdawał się ciągnąć wnieskończoność, stał bez ruchu, koncentrując się nawyrównaniu oddechu i nasłuchując najcichszego odgłosuludzkiej obecności.Wyglądało na to, że Roussarda nie ma wdomu.Harvath zacisnął mocniej dłoń na pistolecie i zacząłpedantycznie przeszukiwać budynek.Z wyćwiczonąbiegłością zaglądał do każdego pokoju po kolei, z broniągotową do strzału.Wszystkie pokoje okazały się puste.Na parterze nie dostrzegłani śladu bytności Roussarda.Dotarł do wyłożonychdywanem schodów i wbiegł na górę, przeskakując po dwastopnie.Nie mógł się już doczekać konfrontacji z Roussardemi zakończenia pościgu, który zaczął się w chwili, gdy Trącyzostała postrzelona.Wchodził po kolei do wszystkich sypialni, zaglądając do szaf,łazienek i pod łóżka.Nic.Dotarł do głównej sypialni i wreszcie zobaczył świadectwa, żeRoussard rzeczywiście tu mieszkał.Aóżko było niezasłane, aumywalkę i kabinę prysznicową w łazience pokrywaławilgoć.Roussard musiał korzystać z nich nie dawniej niżrano, lecz garderoba okazała się pusta: nigdzie żadnejwalizki, plecaka czy torby.Roussard przygotował się już doucieczki, ale wydawało się to bez sensu: ślub miał być dopierojutro. Po co pakować ubrania, przybory toaletowe iwszystko inne na dzień przed czasem?"Przeszklone drzwi balkonowe dawały widok na jezioro.Uwagę Sco-ta natychmiast przykuł pomost przystani i brakmotorówki Cobalt, którą Nancy Erikson załatwiła dlaRoussarda.263Złe przeczucie ścisnęło Harvathowi żołądek.Wycofał się tą samą drogą, którą przyszedł, jeszcze razsprawdzając wszystkie pomieszczenia.Kiedy dotarł dogarażu, uchylił drzwiczki lin-colna od strony kierowcy iotworzył bagażnik.W środku czekała na niego jaskrawoniebieska torbapodróżna.- Mam cię - powiedział.Ale kiedy ją otworzył i przeszukał zawartość, zdał sobiesprawę, że nie ma właściwie nic.Ubrania, przyborytoaletowe, wszystko najzupełniej zwyczajne.Nie dość, że wtorbie nie znalazł żadnego dowodu winy, to jeszcze niczego,co sugerowałoby, jakie Roussard ma plany.Zatrzasnął bagażnik i zamierzał już wrócić do domu, gdyspostrzegł duży plastikowy pojemnik na śmieci stojący przybramie.Podbiegł do niego i odrzucił pokrywę.Na dnie spoczywałabiała torba ze śmieciami.Wyciągnął ją i zabrał ze sobą dojadalni.Zgarnął wszystko ze stołu, rozerwał torbę i wysypał na blatzawartość.W słabnącym świetle popołudniowego słońcazaczął przebierać w małej kupce śmieci, które zebrały siępodczas krótkiego pobytu Roussarda.Były tam puste butelki po wodzie mineralnej, pojemniki podaniach odgrzewanych w mikrofalówce, popiół, pety i kilkapustych paczek gitane'ów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]