[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A co ze skarbem? Nigdy go nie znaleziono! triumfująco krzyknął Jock.Wieśniacy z Dubl une zakopali go w roku 1590, a sporządzono tylkojedną mapę. Więc gdzie jest? Brian był już trzezwy jak kamień, tylkoglos drżał mu z podniecenia.Jock zachichotał. Gdzie jest? powtórzył Brian. Wiem! zaryczał Jock. Ja mam mapę. Pokażesz? przebiegle poprosił Brian.Jock zaniósł się śmiechem i trzepnął go przez kolano. Zdejmij ten pieprzony strój.Ugotuję ci śniadanie.Baraninę.Apotem złożymy wizytę tej chodzącej zbrodni seksualnej.Dopierowtedy ci pokażę. Po wielkich wysiłkach Brian ściągnął trójpalczaste stopy, zerwałz czaszki mohikańską fryzurę, ale chociaż mocno się starał,napełniony wodą, niezgniatalny garb nie chciał mu się poddać, mimokilku wielce siarczystych przekleństw. Jock! wrzasnął Brian. Wez, kurwa, pociągnij za tenkurewski pasek, sam nie mogę. To po kiego żeś to kurestwo na plecy wkładał, Brianie Taylor mamrotał Jock, grzebiąc przy absurdalnej pajęczyniepodtrzymującej protezę garbu. Dziwne. zastanawiał się, gdy przyjrzał się z bliskaprzezroczystej plastikowej torbie. To nie jest śmieszne, zdejmij to! zaryczał Brian.Jock westchnął. Nigdy nie widziałem.Bo kto o zdrowych zmysłach wsadzabudzik do plastikowej torby, a potem napełnia ją wodą? A jednakchodzi.Słońce wzeszło, pełne spokoju.Delikatny wiaterek rozwiał mgłyi opary, a potem ucichł, zostawiając ziemię wilgotną i pełnąwyczekiwania, gdy słońce wznosiło się powoli nad Findidnann Hali.Pierwsze małe ptaszki ćwierkały zawzięcie, latając wokół kominów wposzukiwaniu samiczek albo najbardziej odpowiedniego miejsca,żeby się zesrać.W tej pełnej splendoru górzystej scenerii, niezmienionej od dniawczorajszego, nastąpiła eksplozja.W temacie eksplozji; ta była dośćmała, ale pomarańczowoczarny grzyb dymu i płomieni był całkiemdobrze widoczny z rezydencji lorda Iitama.Coś we wsi przestałoistnieć. Co to było? zawołał Roderick, zrywając się w łóżku dopozycji siedzącej, aż pomponik na szlafmycy zadyndał mu wściekle.Cios karate w wykonaniu Margot spadł na jego gardło zniewiarygodną zaciętością. Ja śpię warknęła przez zaciśnięte zęby i tak trzasnęłapięścią w jego klatkę piersiową, że chłop padł, prawie rozwalając łoże. I jestem chora dodała. Zpij już! wcale nie musiałakrzyczeć, gdyż Roderick był już wyliczony. Urokliwa hacjenda" leżała w dymiących zgliszczach, a wielkiekłęby oleistego dymu zasłaniały niebo.Na ulicy znalazło się to, copozostało po Brianie Taylorze i Jock'u McVitie Barcelona trójpalczasta powłoka kudłatej stopy.Mark West wyskoczył ze swej kryjówki w szafie z okrzykiem naustach i obłędem w oczach, a w drżącej prawicy ściskał nóż do chleba.Przypominał apoplektycznego Czarnobrodego. Cyntia! wrzasnął zgrzytając maniakalnie zębami, zewzrokiem wbitym w drzwi sypialni. Nigdy mnie nie wezmą żywcem! zasyczał i wpełznął z powrotem do szafy.Lokaj znalazł się na szczycie najwyższej wieżyczki na sekundypo tym jak eksplozja wyrwała go z czarnego, pozbawionego marzeńsnu.Dysząc z wysiłku od wspinaczki, stanął bosy, w samej koszuli inaprowadzał jeden z teleskopów Iitama na wioskę. O, cholera.Lokaju, piekielnie dobre fajerwerki, co?Przeszedłeś samego siebie.Lokaj odwrócił się i zobaczył rozczochranego lorda Zlizgacza,wkręcającego w oko monokl z taką zawziętością jak nigdy dotąd. Cholera, nie dość, że obsypał mnie ten ceglany pył ciągnąłIitam to jeszcze omal nie wypadłem z tego cholernego portretu.Aprzy okazji, coś ładnego mi się śniło: pochylałem się nad licytatorką,dookoła skórzane pasy i uprząż do latania i już całkiem dobrzezabawiałem się tym młotkiem do licytacji, aaa. Ja tego nie zrobiłem, sir zaoponował Lokaj, pełenniepokoju. Co? warknął Iitam. Daj popatrzeć. Walnął sługęłokciem i dotarł do teleskopu. Lokaj, słuchaj, to ten wredny ipaskudny pub.Jakież to szczęście.Ile ja byłem winien temuMcVitiemu pieniędzy; teraz już mu chyba nie są potrzebne.Jednegodrania mniej, co? Iitam z trzaskiem złożył teleskop i wyszczerzyłsię w uśmiechu do wschodzącego słońca. Ależ dzień.Lokaju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]