[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elizabeth zapomniała o roli mediatora.Jej oczy ciskały gromy.- Rany boskie, Henry! Możesz drwić ze swojej straty, ale mógłbyś przy-najmniej uszanować uczucia żony!Henry zmierzył ją wzrokiem.- Nie mów mi o stracie.Nie masz zielonego pojęcia o tym, jak wielka jestmoja strata.Marjorie wybiegła z pokoju.Elizabeth pospieszyła za nią.Henry siedziałi patrzył.- Wygląda na to, że zepsułem wam wieczór - zauważył rzeczowo, sięga-jąc po butelkę.Stephen dyszał ciężko.Deszcz zacinał ukosem, a on nie miał na sobie płasz-cza.Michael maszerował z tyłu.Stanęli naprzeciw siebie na środku pokoju,ociekając wodą, parując jak rozgrzane konie.- Richard posunął się za daleko - rzekł zdecydowanie Stephen.- Nieprawda.- Ależ tak! Chciał cię przestraszyć.- Więc dlaczego wyszliśmy?- Po prostu wyszliśmy i już.- Ale dlaczego?- Bo on naprawdę cię przestraszył.Zaraz by wyszło na jaw, że się boiszi wszyscy by się z ciebie śmiali.Michael przyjrzał się bratu.- Ale ja nie byłem jedynym, który się bał, prawda?- Co to ma znaczyć?- Dobrze wiesz, co to znaczy.- Ja się nie bałem! To całe wywoływanie duchów to jedna wielka bujda!Każdy to powie, jeśli ma choć trochę rozumu.136- Więc dlaczego się bałeś?- Nie bałem się! To ty się bałeś! Wyszliśmy ze względu na ciebie!- No więc dobrze, bałem się! Ale ty też! Czemu nie chcesz się do tegoprzyznać?- Bo to nieprawda!- Prawda!- Nie! Wywoływanie duchów to bujda, tak powiedział ojciec!Michael spuścił głowę i popatrzył na kałużę wody zbierającą się wokółbutów.- Jeśli to bujda - powiedział cicho - to dlaczego kazał nam obiecać, żenigdy nie będziemy próbować?Stephen nie odpowiedział.- On też się boi, prawda? Mówi, że to bujda, ale sam w to nie wierzy.Uważa,że to jest niebezpieczne.A ty myślisz tak samo.Stephen milczał.Michael podniósł głowę.- Prawda?- Sam nie wiem, co myśleć - przyznał szczerze Stephen.Spojrzeli sobie w oczy.- Jeśli to niebezpieczne - powiedział wolno Michael - to powinniśmy ichpowstrzymać.- Nie powiedziałem, że tojest niebezpieczne.- Nie musiałeś.- A nawet jeśli tak, to co? - zawołał Stephen.- To ich wybór.My nie mamyz tym nic wspólnego.Michael nie mógł uwierzyć własnym uszom.- Jak możesz tak mówić.- Bo to prawda.- Nick i Jon to nasi przyjaciele.- Jon nie jest już^naszym przyjacielem.Teraz ma Rokeby'ego.- Ale Nick jest naszym przyjacielem!- Już nie.- Jest!- Nie jest! Mógł wyjść z nami, ale tego nie zrobił.Dokonał wyboru.- Stephen.- Przestań! To nie nasza sprawa!- Ty egoistyczna świnio!- No dobra, i co z tego? Powiedziałem ci, co zrobimy.Nie chcę więcejo tym słyszeć.- Nie możesz mi ciągle mówić, co mam robić! Mam tego dość! To mojeżycie!Stephen ryknął wściekle.Gniew wystrzelił z niego jak pocisk.Rzucił się na brata, okładając go pię-ściami i kopiąc.Michael próbował się zasłaniać, krzycząc z bólu.Krew ude-rzyła Stephenowi do głowy.Z każdym ciosem wyrzucał z siebie złość, któranagromadziła się w nim przez wszystkie te lata, kiedy rodzice wpajali mu, że137jest odpowiedzialny za brata.Przez wszystkie te lata żył ze świadomością,gdyby coś stało się Michaelowi, rodzice obwinialiby jego, Stephena, ale gdybyjemu coś się stało, Michael byłby niewinny; i przez wszystkie te lata wiedział,że nigdy by mu nie wybaczyli, gdyby bratu naprawdę przytrafiło się coś złego,I przez wszystkie te lata wiedział, że gdyby coś takiego się stało, nie wyba-czyłby sobie do końca życia.Wściekłość uleciała równie szybko jak się pojawiła.Stephen zatrzymał sięi cofnął.Michael szlochał, zgięty wpół.Ten widok przywołał wspomnieniepierwszego dnia w szkole, gdy stali obaj i patrzyli, jak samochód rodziców zni-ka za zakrętem.Michael, przerażony tym, co ich czeka, płakał.Dla Stephenanie było łez, tylko świadomość^ brat go potrzebuje.Wiedział, że zabije każ-dego, kto spróbuje skrzywdzić Michaela.To było wtedy takie proste.Równie proste jak teraz.Stephen objął brata, starając się ukoić go słowami, jakie wypowiada się dodziecka.W pierwszej chwili Michael próbował odtrącić jego ręce, ale po chwilizaniechał oporu.- Nie?- Nie ma żadnej paczki.Jonathan nie wie, że tu jesteśmy.- Zgadłeś.Jonathan nic nie wie.To sprawa tylko między tobą a mną.- Nieprawda.To sprawa między Jonathanem a mną.Chciałeś obrócić goprzeciwko mnie, ale ci się nie udało, więc teraz uciekasz się do grózb.- Dlaczego nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy? Jonathan nie potrzebujecię, tak samo jak ja.Nie powiedział ci o tym tylko dlatego, że obawia się o cie-bie.Nie lubi cię.lituje się nad tobą.Ale czy można go winić? Jesteś żałosny.Zabiłbym się, gdybym był taki jak ty.- Ty naprawdę mnie nienawidzisz, co?- Tak - odparł z uśmiechem Richard. Naprawdę.Nicholas wstał powoli.Oddychał powoli i spokojnie.Sam się dziwił swo-jemu opanowaniu,- Możesz mnie nienawidzić, ile tylko chcesz, a i tak mnie nie przestra-szysz.Może Jonathan uważa teraz, że jesteś wspaniały, ale niebawem przejrzyna oczy i zobaczy, jaki jesteś naprawdę.A kiedy to się stanie, rzuci cię jak śmie-cia, a ja roześmieję ci się prosto w twarz!Nicholas odwrócił się i ruszył do drzwi spokojnie, z godnością.Następnezdanie Richarda całkowicie go zaskoczyło.- Jak się miewa rodzina? - spytał Richard.Nicholas stanął i odwrócił się.- Co?- Twoja rodzina.Jak się czuje?- Nie twoja sprawa.- Mama nie ma łatwego życia.Jak sobie radzi?- Moja mama? O czym ty mówisz?- To musi być dla niej trudne, ta świadomość, że z babcią może być tylko"coraz gorzej.Ta ciągła obawa, co się stanie.Pamiętasz, jak babcia poszła dosklepu w koszuli nocnej i dopiero policja przywiozła ją do domu? Czy od tejpory wydarzyło się coś podobnego?163Nicholas otworzył usta.- Skąd.?- Nic dziwnego, że twoja mama zachowuje się tak, jakby nic się nie dzia-ło.Kto w takiej sytuacji nie schowałby głowy w piasek, zamiast coś zrobić?Przecież o wiele łatwiej skakać koło męża, piec ciasto dla syna i wmawiać so-bie, że wszystko jest- w porządku, a kiedy babcia zostawi włączony gaz albowpadnie pod autobus, to będzie po prostu straszny wypadek i nikt nie powinienmieć z tego powodu poczucia winy.Krew odpłynęła z twarzy Nicholasa.Oniemiały, wpatrywał się w Richarda.- Jesteś przywiązany do babci, prawda? Jestem pewien, że ona do ciebieteż.A może nie? Może jednak wolała twojego brata, tak samo jak rodzice.Nicholas czuł się tak, jakgdyby ktoś zdarł z niego skórę i jezdził po cielebrzytwą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]