[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcale niemiała zamiaru, jakoś samo tak wyszło.Nie chciała przestraszyć Joela, ale tych innych w szkolewcale nie było jej szkoda.Zasłużyli sobie.Sami zaczęli, po co pytali, czy to prawda, że mamiei tacie ucięło głowy? Jakby się czuli, gdyby to ich rodzice zginęli? Wtulając twarzyczkę w białefutro Poppy, zaczęła cichutko płakać.Mogła sobie na to pozwolić, bo wiedziała, że nikt jej niezobaczy.Babcia była na dole z Joelem, a dziadek wyprowadził Toby ego na spacer.Toby szedł przodem i węszył w krzakach, Bob podążał za nim, trzymając smycz.To byłdopiero drugi tydzień września, ale już dawało się zauważyć oznaki nadchodzącej jesieni.Nadpowierzchnią kanału unosił się leciutki welon mgły, powietrze pachniało chłodem i wilgocią.Poobu stronach ścieżki trawa lśniła od porannej rosy, a żółte i mokre liście opadłe z wierzbzaścielały ziemię jak maleńkie, śliskie rybki wysypane z sieci.Gdy doszli do domu Willa, Tobyzajrzał za żywopłot, jakby w nadziei na coś do jedzenia bo często zdarzało się, że dostawał odgospodarza jakiś przysmak.Tym razem jednak Willa nie było.Cóż, w końcu sobota to dlaantykwariusza dzień roboczy.Nieco rozczarowany, Bob ruszył dalej.Po minionej nocy chętniepogadałby sobie z Willem.Już dawno zauważył, że mężczyzna potrafi słuchać.Może powinnizaprosić go na drinka.Mogliby zaprosić też Dorę i McKendricków wiedząc doskonale, żeoczywiście pojawi się tylko Harvey.Mogliby urządzić coś w rodzaju spóznionego sąsiedzkiegopowitania.Tyle tylko, że oznaczałoby to mnóstwo zachodu i kłopotów, na co nie miał siły.Utrzymywał się jakoś na powierzchni, ale nic więcej.To się zmieni powiedział sobie.Będzielepiej.Musi być lepiej.Doszedł ścieżką nad kanałem do zakrętu, gdzie kończyły się domy przy Maple Drivei rosła kępa dzikich bzów z gałęziami uginającymi się od ciężkich, lśniących gron.Toby rzuciłsię za pardwą, którą wypłoszył z poszycia.Bob zaniepokoił się, że pies może wskoczyć do wodyw pościgu za ptakiem, więc przywołał go do nogi.Usłyszał terkotanie silnika i odwrócił się.yródłem hałasu była nadpływająca barka, z jej cienkiego, mosiężnego komina dobywały siękłęby smolistego dymu.Toby szczeknął kilka razy w jej stronę.Kiedy barka zrównała się z nimi,opatulona po szyję kobieta, trzymająca w dłoni ster, pomachała ręką w stronę Boba. Piękny poranek! Pewnie tak zgodził się bez przekonania.Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio cośwydało mu się piękne. Nie pomógłby mi pan? spytała. Chciałabym zacumować, żeby napić się herbaty.Jeżeli złapie pan linę, będzie mi dużo łatwiej.Zaskoczony tą prośbą i faktem, że najwyrazniej podróżowała samotnie, Bob przyspieszyłkroku, wyprzedzając łódz, tymczasem kobieta skierowała barkę ku brzegowi.Wyłączyła motori żwawym krokiem przeszła na dziób.Podniosła starannie zbuchtowany zwój liny i rzuciła mugo.Złapał ją, zatrzymując barkę, kobieta tymczasem powróciła na rufę, wetknęła do kieszenikurtki kilka kołków i wyskoczyła na brzeg, trzymając w rękach drugą cumę oraz gumowymłotek. Może pan zaczekać, aż go porządnie wbiję? Oczywiście.Toby podbiegł, żeby sprawdzić, o co chodzi, trzymając się na rozsądny dystans odwznoszącego się i opadającego młotka.Bob tymczasem przyglądał się kobiecie.Najwyrazniejświetnie sobie radziła.Miała ogorzałą cerę, co nadawało jej wygląd osoby z charakterem.Ciekawe, dlaczego podróżuje samotnie.A może nie, może jej towarzysz po prostu jeszcze śpipod pokładem jak zabity.Ciekaw był, jak może wyglądać wnętrze takiej barki.Wiedział, że terazurządza się je luksusowo, z wszystkimi szykanami: ciepła i zimna woda, dywany, ogrzewanie,toalety, nawet prysznic.Zaglądając przez jedno z obramowanych mosiądzem okienek, dostrzegłfragment wnętrza kabiny; wyglądało bardzo przytulnie.Nieraz miewał ochotę zafundować sobietakie wakacje na wodzie, ale jakoś nigdy nie doszło to do skutku.Najpierw dzieci były za małei istniała obawa, że wypadną za burtę i się potopią; potem były już za duże i istniała obawa, żebędą się strasznie nudzić.Poza tym, jak wiadomo, szewc bez butów chodzi: kanał ShropshireUnion przebiegał tuż koło ich domu, więc wyprawa nim nie wydawała się aż tak wielką atrakcją.Tak więc zamiast tego większość wakacji letnich spędzali we Francji.Wspominając jakże liczne przyjazne dzieciom kempingi, na których się zatrzymywali, Bob poczuł lekkie ukłucie żalu,jakby coś go ominęło. No dobra, rufę mamy z głowy, teraz uwolnię pana kobieta znalazła się przy nim i poduważnym okiem Toby ego wetknęła drugi kołek w mokrą ziemię, a następnie wbiła go młotkiem.W oka mgnieniu zawiązała fachowy węzeł i schludnie zwinęła nadmiar liny. Widać, że ma pani w tym wprawę zauważył Bob, gdy skończyła.Ruch rozgrzał ją,więc zdjęła wełniane nakrycie głowy, przypominające nieco kapturek na imbryk z herbatą,ukazując kręcone, szpakowate włosy. Fakt, zdarzało mi się już to robić powiedziała z szerokim uśmiechem, rozpinajączamek błyskawiczny obszernej kurtki.Bez tej czapki nie wyglądała już na tak ogorzałą, jak musię zdawało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]