[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To byłonaprawdę miłe.- Miałeś rację z tym mieszkaniem - powiedziałam, wtulając się w jego ramię.- Co masz na myśli? - pytał, zajęty analizowaniem moich dłoni.- Rzeczywiście było nam potrzebne - przyznałam.- Też tak uważam - uśmiechnął się zadowolony.- Aż żal tych wszystkich straconychlat.Gdybyśmy zdecydowali się wcześniej, wiele rzeczy mogłoby się potoczyć inaczej.- Może tak miało być.Ja niczego nie żałuję.- Mnie to się nie podobało.- Wiele małżeństw tak żyje.Czasy są takie, że nieraz trzeba do siebie jezdzić.- Ja jestem człowiekiem starej daty.Przepadam za małżeństwem stacjonarnym -mamrotał, całując raz przy razie moje ramiona.- Teraz tak mówisz.- Zawsze tak mówiłem, tylko nie słuchałaś.- Przemierzał ustami moje plecy wzdłużkręgosłupa.- Przyznaj się, przecież lubiłeś swoją samotność.Spojrzał spod ciemnych rzęs, nieprzerywając wędrówki.- Przestań gadać.Mam teraz co innego w głowie.- No widzisz.Wykręcasz się od odpowiedzi.- Małgośka - zawarczał.- Nawet się irytujesz - pogroziłam palcem.Cmokał mnie tu i tam.Mokre ślady jego ust znaczyły drogę pocałunków.Zrobiło misię zimno.Schodził coraz niżej.Przebierał palcami jak flecista.Nie mogłam się skupić.Postękiwałam, ale myślami krążyłam zupełnie gdzie indziej.- Więc uważasz, że nasze małżeństwo było nieudane? Przerwał na moment, prostującplecy.- Czyja coś takiego powiedziałem?- W podtekście - próbowałam dociekać.- Każdy związek ma swoje lepsze i gorsze lata - dał w końcu za wygraną.- Więcej było tych gorszych czy tych lepszych? Westchnął zniecierpliwiony ipoprawił zwichrzone włosy.- Różnie bywało - przyznał.- Ale teraz jest cudownie.Skoncentruj się.- Mam ochotę porozmawiać.- A ja mam ochotę na ciebie w wersji dla niesłyszących.- Ty zawsze wolisz coś innego niż ja.- Jestem wzrokowcem.- Więc mam się nie odzywać? - zapytałam.Karol patrzył pobłażliwie.Czułam, że przeciągam strunę.- Możesz stękać, mruczeć, nawet warczeć, bylebyś przestała wypytywać - mówił,drażniąc palcem brodawki moich piersi.- Jest tak przyjemnie - zrobił maślane oczy.- No dobra - zgodziłam się.- Ale jutro omówimy sobie te sprawy.- Zgoda - przytaknął, zasłaniając ręką moje usta i gasząc na łóżkiem światło.Leżałam chłodna i odliczałam z cierpliwością czas.Na stoliku przy łóżku tykał zegar.Moje zmysły spały, a myśli krążyły wokół trudnych spraw.Karol tym razem jakiś cichy,wtulał się w moje ciało.Z trudnością powstrzymywałam senność.Czułam jego dłonie na plecach i gorący oddech na szyi.Kołysał się lekko, miałamwrażenie, że leżymy w łodzi.Jego palce wolno przesuwały się w dół, muskając od niechceniamoją skórę.Gdzieś z pokoju napłynął zapach męskich perfum.Zamknęłam oczy.Wspomnienie zapachu podziałało niczym afrodyzjak.Czułam, jak otulają mnie inne ramiona,a gęste włosy koloru blond przesuwają się miękko po mojej twarzy.Rosło we mniepodniecenie.Zwinne dłonie niecierpliwie szukały do mnie najkrótszej drogi.Wspinały się iopadały, wchodziły głęboko, żeby dotknąć najwrażliwszych miejsc, sprawiały ból.Cała drżałam.Chciałam krzyczeć, krzyczałam, że kocham, że chcę!!! Jeszcze, jeszcze!Dudniło w mojej głowie, w uszach.Aóżko płynęło, cała skóra pokryła się wodą.Czułam, jakz brzucha spływa mi pot.Nie mogłam pojąć, co się dzieje.Byłam bezgranicznie szczęśliwa.Wszystko się we mnie otworzyło, coś wpełzło dośrodka, śliskie i zwinne, chyba wąż.Tak, miałam w sobie węża.Przesuwał się miarowo,kurczył, rozciągał, wyskakiwał z pluskiem i znów zwinnie wchodził do środka.Każdedotknięte miejsce paliło, pulsowało.Napierałam, żeby spotęgować rozkosz, wpychałam go dośrodka, jak najgłębiej, żeby został, nie odszedł, nie zniknął, żeby nie zabrał ze sobą zapachu,który bez reszty wypełniał mi głowę.Następnego dnia obudziło mnie słońce.Zapomniałam przed spaniem zaciągnąćzasłony. Nic z tego, nie wstaję, boli mnie głowa.Jaki tu bałagan! Rzeczy Karola wszędzie,skarpety na ziemi, koszula na telewizorze, majtki na stojącej obok łóżka lampie, a on spałsmacznie, pochrapując.Całe łóżko jego, mnie zostawił malutki skrawek.W powietrzu unosiłsię zapach wczorajszej libacji, pomieszany z bardzo ulotnym, a jednak ciągle obecnymzapachem perfum.Spojrzałam przez otwarte drzwi w kierunku dużego pokoju.Czekały namnie sterty naczyń.To przesądziło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]