[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale rozgrzejemy się trochę od środka.Do parkingu było niedaleko, nie zdą\yli więc wypić po drodze.Wsiedli dosamochodu, chłopak zapalił silnik, ale zwlekał z ruszeniem, a\ opró\ni kubek.Zaczęli rozmawiać o Sztandarze chwały, choć trudno to było nazwać rozmową,poniewa\ mówił tylko on.Vanessa była zła na siebie, \e po obejrzeniu filmu swojego ulubionego re\ysera niepotrafi się podzielić choćby jedną sensowną uwagą, poniewa\ jej myśli krą\yły wokółTerrego, Claudii i Connora.No, mo\e w odwrotnej kolejności.- Jesteś myślami gdzie indziej - zauwa\ył Brian w chwili, kiedy Vanessa zdą\yłapoliczyć, \e gdyby ona i Connor wcią\ ze sobą byli, dzisiaj dostałaby od niego trzydzieścicztery kwiaty, i właśnie się zastanawiała, czy byłyby to narcyze, frezje, ró\e, tulipany, czystokrotki.- Przepraszam, masz rację.- Coś mi się wydaje, \e w momencie, gdy zobaczyłaś Claudię i Terry'ego, zrobiłaś sięnagle całkiem inna.- Mo\e i coś w tym jest - powiedziała, wiedząc, \e Brian jest na tyle spostrzegawczy,\e zaprzeczanie i tak nic by nie dało.- Dlaczego tak cię zdziwił ich widok?- Bo byłam przekonana, \e Claudia spotyka się z kimś innym - powiedziała Vanessacicho.- Z Connorem?- Tak.Mo\e spotyka się i z jednym, i drugim, tylko \e Connor jeszcze nic nie wie o Terrym,pomyślała ze złośliwą satysfakcją.A wtedy spotkałoby go takie samo upokorzenie, jak to,które zgotował jej.- Czy ty - zaczął nieśmiało Brian - wcią\ coś do niego czujesz?Znowu nie było sensu zaprzeczać.Skinęła głową.- O co wam właściwie poszło?- Chyba nie chcę o tym mówić.- W porządku.Nie będę wścibski.Ale gdybyś kiedyś miała ochotę o tym pogadać.- Dzięki.- Wiem, \e przyjaznisz się z Bethy i \e pewnie się sobie zwierzacie.Ale mo\eprzydałoby ci się czasami inne spojrzenie na niektóre sprawy.Spojrzenie faceta.Znaczymoje.- Będę o tym pamiętać - obiecała Vanessa.- A skoro ju\ wspomniałeś o Bethy, tomieliśmy dzisiaj o niej porozmawiać.Więc mówisz, \e nie zauwa\yłeś dotychczas, jaką jestfajną dziewczyną? Faceci nieraz są naprawdę ślepi!- Ale niektórzy w końcu potrafią przejrzeć na oczy.16- Naprawdę to powiedział?! - zawołała Bethy tak głośno, \e Vanessie omal nie pękłbębenek w prawym uchu, przy którym trzymała słuchawkę.- Chcesz, \ebym po raz dziesiąty powtórzyła ka\de jego słowo?- Nie, nie! Wystarczy, \e mi przysięgniesz, \e jakiegoś słowa nie przekręciłaś albo niedodałaś.- Nie zło\ę takiej przysięgi, poniewa\ mogło się zdarzyć, \e zamiast albo powiedział lub.Mam niezłą pamięć, jednak nie do tego stopnia, \eby być pewną takich szczegółów.- Ale ja wcale tego od ciebie nie oczekuję.Chodzi mi tylko o te wa\ne słowa.- W takim razie mogę ci przysiąc, \e ci je dokładnie powtórzyłam.W niedzielę rano Vanessa nie mogła się doczekać, kiedy podzieli się z przyjaciółkąnajnowszymi wiadomościami, i zadzwoniła do niej jeszcze przed śniadaniem.Teraz, kiedy podniecona Bethy nie przestawała mówić o Brianie, ona, lekkozniecierpliwiona, popatrzyła na zegarek.Jeśli Bethy zaraz się nie zamknie, Vanessa będziemusiała zejść na śniadanie i nie zdą\y jej powiedzieć o Claudii i Terrym.- Wiesz co? - rzuciła, kiedy przyjaciółka na chwilę zamilkła.- Zadzwonię do ciebiepózniej i jeszcze pogadamy.- Zaraz wyje\d\amy za miasto.Wiesz, rodzinna wyprawa.Nie chce mi się z nimijechać, ale muszę.Zadzwonię wieczorem, kiedy wrócimy, dobrze?- W porządku - powiedziała Vanessa, trochę zawiedziona, \e będzie tak długo czekać.Okazało się, \e musiała czekać a\ do poniedziałku.Vanessa miała \al do przyjaciółki, \e nie zadzwoniła, tak jak obiecała, ale kiedy przedlekcjami zobaczyła ją w szatni - bladą, z podkrą\onym oczami - zaniepokoiła się.- Co się stało? - spytała.Bethy machnęła ręką.- Lepiej nie pytaj.Nigdy więcej nie jadę ju\ na \adną rodzinną wycieczkę.- Ale co się stało?- Zabłądziliśmy w lesie.Nie wiedzieliśmy, gdzie zostawiliśmy samochód.Mama z tatąsię pokłócili.On mówił, \e trzeba iść na zachód, mama, \e na północ.Vanessa uśmiechnęła się, poniewa\ pamiętała podobne wyprawy z rodzicami.- To wcale nie było śmieszne.Nikt, oczywiście, nie słuchał mnie, chocia\ byłampewna, \e powinniśmy się kierować na południe.I tak mieliśmy du\o szczęścia, bo jakimścudem natknęliśmy się na leśną stra\ i podwiezli nas do naszego samochodu.Gdyby nie oni,zamarzlibyśmy w tym cholernym lesie.Wróciliśmy do domu o drugiej w nocy.Tata ju\ jestchory, nie poszedł do pracy, a ja czuję, \e te\ wyląduję w łó\ku.- Biedna - powiedziała Vanessa, obejmując przyjaciółkę.- Nienawidzę rodzinnych wycieczek, nienawidzę lasu, nienawidzę zimna.Vanessa nie słyszała, jak Bethy daje upust swojemu \alowi.Patrzyła na Connora.Niezauwa\yła, kiedy podszedł do swojej szafki.Zobaczyła go dopiero wtedy, gdy wkładał doniej kurtkę.Chwilę wcześniej zaniepokoiła ją mizerna twarz przyjaciółki, ale teraz, widzącswojego byłego chłopaka, pomyślała, \e Bethy wygląda przy nim jak rumiane jabłuszko.Ju\ w zeszłym tygodniu zauwa\yła, \e schudł, ale dzisiaj, z zapadniętymi,błyszczącymi oczami, bladą, niemal przejrzystą skórą, wyostrzonymi rysami twarzy, mógłwzbudzać współczucie.To przez nią, pomyślała, przez Claudię.Dowiedział się o niej i Terrym i tak się tymprzejął, \e stał się cieniem dawnego Connora.Nagle przestało być dla niej wa\ne, \e czuła się przez niego skrzywdzona, zapomniałao swojej zranionej ambicji.Jedyne, co miało dla niej znaczenie, to fakt, \e chłopak, któregokocha, cierpi.Zwariowane serce nakazywało jej podejść do niego, powiedzieć, \e wcią\ go kocha izrobi wszystko, \eby było mu l\ej.Chłodny umysł mówił, \e on wcale nie potrzebuje jej pomocy, \e proponując ją, tylkosię ośmieszy.Czemu nie posłuchała serca?17Minęło Zwięto Dziękczynienia.Zbli\ało się Bo\e Narodzenie.Większość domów wmieście miała ju\ świąteczne dekoracje.Ludzie kupowali prezenty.Wszędzie roznosił sięzapach jodły, cynamonu i skórki pomarańczowej.Nauczyciele nie robili testów, nie wyrywaliniespodziewanie do odpowiedzi.Bethy miała za sobą dwie randki z Brianem.W szkolemówiono ju\ o tym, \e są parą, podobnie jak o Claudii i Terrym.Wszyscy wydawali się szczęśliwi.Ale Vanessę to COZ, co ludzie zwykli nazywaćszczęściem, omijało szerokim łukiem.Nie mogła być szczęśliwa, widząc, jak cierpi chłopak, którego kochała.Connor nikł w oczach, coraz częściej nie przychodził do szkoły.Kilka dni przed Bo\ym Narodzeniem Bethy poprosiła ją, \eby pomogła jej znalezćprezent dla Briana.Po szkole, zamiast pojechać z Brianem - bo od jakiegoś czasu podwoził je do domu -wybrały się autobusem do najbli\szego centrum handlowego.- Masz w ogóle jakiś pomysł na ten prezent? - spytała Vanessa, kiedy znalazły się wzatłoczonym pasa\u.Jej przyjaciółka wzruszyła ramionami i pokręciła głową.- Zupełnie nie wiesz, czego szukać?- Kompletnie - odparła Bethy.- W takim razie najlepiej zacząć od księgarni.- Dobrze, \e ze mną jesteś, bo ja bym na to nie wpadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]