[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Hola! rzucił ktoś rozweselonym szeptem od drzwi.Mężczyzna, który wszedł do środka, wyglądał bardziej jakFrancuz niż Meksykanin.Był smagły, wysoki, szczupły i miałsięgające ramion lśniąco czarne włosy.Z porośniętej szczecinąszczęki sterczało cygaro.W szytej na miarę prążkowanej ma-rynarce, rozpiętej od góry koszuli i eleganckich dżinsach facetwyglądał bardzo europejsko, wyrafinowanie jak nadzianyelegancik spod ciemnej gwiazdy, gotowy do imprezy na mie-ście.Kiedy ściągnął marynarkę, na jego plecach zobaczyłam au-tomatyczny karabin.Uśmiechnął się do mnie półgębkiem iwybrawszy z barku butelkę i szklaneczkę, nalał sobie do niejalkoholu.Potem szarmanckim gestem wskazał na mnie i naszklaneczkę, jakby się pytał, czy też mam ochotę.Kajdanki zastukały głośno o drewno, kiedy zaczęłam siętrząść jak osika.Facet wzruszył niedbale ramionami.Potem zaciągnął sięcygarem, wydmuchnął dym w stronę kasetonowego sufitu ipodszedł do łóżka.Siedział w jego nogach, zzuwając kowbojskie buty, gdy na-gle przez hałas głośnej muzyki przebił się inny dzwięk.Wycie syreny pokładowej.W pokoju obok sprzęt grający natychmiast umilkł.Narko-tykowi mafiosi uciszali jeden drugiego.366 Tu Straż Przybrzeżna Stanów Zjednoczonych! wołałktoś przez megafon. Niech wszyscy pozostaną na swoichmiejscach!Zagrzmiał huk dwóch wystrzałów, jeden po drugim.Potemktoś krzyknął ze zdumieniem po hiszpańsku i rozległ się plusk. Nie ruszać się, bo będziemy strzelać! Stać! darł sięmegafon.Znowu zadudniły wystrzały.Długowłosy mężczyzna nabrzegu łóżka podniósł spanikowany wzrok na sufit, gdzie bez-pośrednio nad naszymi głowami słychać było szybki tupot.W jednym tylko bucie, z cygarem zwisającym z ust i przy-gotowanym do strzału automatem, francuzik pokuśtykał dodrzwi.Otworzył je.A potem, przy wtórze mojego wrzasku,otworzył ogień.Natychmiast spotkał się z odzewem.Tuż przy jego głowie odściany oderwał się kawał boazerii.Potem nagle karabin wypadłmu z rąk.Mina na jego twarzy, gdy spojrzał w dół na swojąprzesiąkniętą krwią koszulę, wyrażała czyste zaciekawienie.Rozległ się kolejny rozdzierający uszy huk i jeszcze jeden.Facetpadł twarzą na podłogę w obłoku strzelających z cygara iskier.Płakałam, kiedy młody mężczyzna w niebieskim mundurze zkarabinem w dłoniach wpadł do pokoju.Po chwili nade mnąpochylił się Charlie, cały ociekający wodą, ale uśmiechnięty.Odziwo, żył.Chciałam coś powiedzieć, lecz okazało się, że nie mogę.Chyba byłam w szoku.Charlie próbował podnieść mnie z łóżka, aż zauważył kaj-danki.Wtedy zerwał ze ściany kij baseballowy i jedna za drugązaczął roztrzaskiwać podtrzymujące baldachim kolumny.Rozdział 108 W porządku.Jeszcze raz, od początku nakazał ScottDippel, dowódca zmiany Straży Przybrzeżnej, klikającprztyczkiem w długopisie.Znajdowaliśmy się w jednej z kabinteraz już zacumowanego w porcie kutra.Miałam na sobie jakąś pożyczoną od strażników bluzę, amoje włosy były nadal mokre po jak dotąd najlepszej kąpieli,jaką wzięłam w całym życiu.Obok mnie siedział Charlie.Doguza na głowie, którego sobie nabił, zwalając się twarzą napokład jachtu, przyciskał torebkę mrożonej fasolki. Tak, właśnie.Od samiuteńkiego, zważywszy, że mamydwóch zabitych i trzech zatrzymanych.Wszyscy to obywateleMeksyku dodał agent Holden.Pojawił się na pokładzie zarazpo tym, jak wróciliśmy do bazy.Jump Killer, lub kimkolwiek był ten gość, nie żył.Próbującuciec łodzią handlarzy narkotyków, otworzył ogień do jednostkiStraży Przybrzeżnej.Chłopaki ze straży odwdzięczyli mu sięobstrzałem z karabinów maszynowych kaliber pięćdziesiąt.369Nawet widziałam jego rozszarpane ciało, kiedy wprowa-dzano mnie na pokład.Pływało w wodzie, odwrócone twarzą wdół, oświetlone szerokim strumieniem świateł łodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]