[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok Shayde'a stanął chłopiec trzymający białą atłasową poduszeczkę, naktórej lśniły blaskiem złota dwie obrączki - mała i du\a.Ponownie zagrzmiały organy i rozległy się pierwsze dzwięki marszaweselnego.Zgromadzeni goście powstali, przez co Gray stracił z oczu Emmę,która kroczyła środkiem nawy wsparta na ramieniu dziadka.Chciał rozsunąćtłumy, by napawać oczy widokiem swej ukochanej, ale musiał zachowywaćsię godnie.Pan młody mógł tylko cierpliwie czekać.Wreszcie Emma dotarła do ołtarza.Grayowi zaparło dech w piersiach.Jeszcze nigdy nie widział jej tak pięknej.W jasnych lokach lśniły perły, a długi welon miękkimi falami spływał naatłasową suknię.Dość śmiały dekolt i krótkie rękawki odsłaniały kuszącą,kremową skórę ramion.Gray nie mógł oderwać wzroku od narzeczonej, zaśEmma, widząc jego szczery zachwyt, zakołysała kokieteryjnie biodrami iodwróciła się lekko.I wtedy oczom Graya ukazała się wielka czerwonakokarda upięta z tyłu sukni.Omal nie parsknął śmiechem.Niespodziewanie rozległ się stukot laski i ryk Tee:- Uwaga! Chcę, aby wszyscy wiedzieli, \e bynajmniej nie jestemzadowolony!Organy nagle ucichły.Emma szarpnęła Tee za rękaw.- Dziadku! Proszę.- O co? - przerwał jej stanowczo.- Przyszedłem na ślub, a mam niejasneprzeczucie, \e do niego nie dojdzie.- Tee stuknął laską o podłogę z taką siłą,jakby chciał ją złamać, choć z pewnością najchętniej ul\yłby sobie naczyichś plecach.Nieoczekiwanie wycelował laskę w Graya.- To wszystkotwoja wina, kochasiu!Gray potulnie skinął głową.- Wiem.- A ty, panienko - Tee zwrócił się do Emmy - co powiesz na swojąobronę? Jakieś tajemnicze \yczenia, te\ mi coś! - Nagle jego oczy błysnęłychytrze.- Ile razy zamierzasz dać szansę temu biedakowi?W ławkach rozległ się szmer ludzkich głosów i niby poszum wichruprzetoczył się przez kościół.Zgromadzeni goście zaczęli gwałtownie szeptaćmiędzy sobą, ale po krótkiej chwili ponad ich głosy wybiło się donośnepytanie Johna:- Emmo? Co powiesz na trzy? To dobra, tradycyjna liczba.Magiczna.Jakw bajkach.- Chyba pomyliło ci się z trzema \yczeniami, John - odparował Tee.-Niestety, to nie ta bajka!- Ale wszyscy tu zebrani są zgodni.Trzy szanse i ani jednej mniej! - upierałsię John, a wokół rozległy się głośne pomruki poparcia.- No có\, skoro tak chcecie.Ja bym mu dał z tuzin, znając jego tępotę -jęknął Tee.W tej chwili do ogólnej dyskusji włączył się głos wielebnego Franklina.- Emmo? Czy moglibyśmy zaczynać? Szczerze mówiąc, nie bardzo mi sięto wszystko podoba.Na ogół ludzie wiedzą, czy chcą się pobrać, czy nie,zanim pojawią się w kościele na ceremonii.Jakieś warunki, \yczenia! Te\coś! To doprawdy absolutnie niedopuszczalne!- Ale\ oczywiście, \e dopuszczalne! - przerwał mu Tee.- Inaczej po copytałbyś nowo\eńców: czy bierzesz tego i tego za mę\a, a tę i tę za \onę i takdalej? Otó\ po to, \eby w ostatniej chwili mogli zmienić zdanie.I niektórzydopiero wtedy podej-mujai ostateczną decyzję.Jeśli kochają swojego dziadka,mówią: chcę.A jeśli nie.W tym momencie ślubny bukiet wysunął się z rąk Emmy i niechybniespadłby na podłogę, gdyby w ostatniej chwili nie pochwycił go z niezwykłązręcznością Gray.I choć misternie uło\one kwiaty straciły w wyniku tejprzygody nieco na urodzie, to Emma najwyrazniej nie poczuła się tym faktemzasmucona, bo obdarzyła Graya promiennym uśmiechem wdzięczności.Jej uśmiech jakby mu dodał odwagi, bo z nieoczekiwaną swadą zapytał:- Co robimy, Emmo?- Có\, najpierw obowiązki.Nie ma rady.- Emma spojrzała na niego z takogromną nadzieją, a\ poczuł bolesne ukłucie w sercu.- Obawiałem się, \e to powiesz.- Nie mógł powstrzymać się, by jej niedotknąć.Odgarnął nieposłuszny, jasny kosmyk z policzka dziewczyny izało\ył go za ucho.Ujął jej dłoń.- Jesteś pewna, kochanie, \e nie chcesz poprostu stanąć przed ołtarzem i poślubić mnie?Emma wzięła głęboki oddech.Patrzyła na niego ze straszliwą powagą.- Nie masz najmniejszego pojęcia, co to mo\e być, prawda? - spytała zbolesnym rozczarowaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]