[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwsze lata dorosłości przyniosły ból i samotność.Złotywiek, którego zawsze pragnął, nigdy nie był jego udziałem.Dziecięcym marzeniem była czystarozkosz w miłości kobiety, która żyłaby tylko dla niego.Nigdy jej nie zaznał.Nigdy.Nie ustawałza to w poszukiwaniach.Celem jego życia było zdobywać ją i poznawać.Doug, czując na sobie cień zachodzącego słońca, wsunął dłoń pod ciepłą wełnianą kurtkę,ujmując krągłość miękkiej piersi Karli.Jednocześnie pochylił się nad nią z uwielbieniem,szukając uległości jej miękkich ust.W ciemnym wnętrzu samochodu zaparkowanego przy ulicy przechodzącej przez park, RichieTalbot trzymał nieruchomo kamerę wideo swojego ojca opartą o opuszczone okno. Połknął haczyk odezwał się. Dobra robota, Heather. Mówił, że to nasze wyjątkowe miejsce tępo odparła siedząca obok dziewczyna.Wierzyławe wszystkie jego kłamstwa, gdy mówił, jaka jest śliczna i wyjątkowa.Doniosła na niegodlatego, że powiedział na początku tego roku szkolnego, że wszystko skończone.A terazpróbował tego samego z Karlą, tak jak podejrzewał Richie.Azy napłynęły jej do oczy, gdy zdałasobie sprawę z tego, że nic nigdy dla niego nie znaczyła. Teraz go mamy uśmiechnął się zadowolony Richie.Wiedział, że jego głos się nagra, ale nic go to nie obchodziło.Zdjęcia były warte o wielewięcej.Rozdział dwudziesty dziewiątyPaulina stała przy dębowym stole w kuchni, wyrabiając ciasto na posypanej mąką stolnicy.Gniotła palcami lepką masę, próbując przekształcić ją w coś gładkiego i satynowego, jak jąnauczono i jak robiła wiele razy.Przenosząc ciężar ciała do dłoni, miała wrażenie, że malejetakże ciężar w jej sercu.Drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich Charles Henson.Twarz miał białą jak mąka napalcach Pauliny. Przyjechałem najszybciej, jak mogłem powiedział. Czy ona ciągle tam jest?Paulina potwierdziła i wyjrzała przez okno. Zaraz po twoim telefonie zadzwoniłem do szefa policji.Powiedziałem im dokładnie, comyślę na temat ich sposobu prowadzenia śledztwa.Obiecałem, że pożałują tego.Jak mogliw ogóle pomyśleć.? Tę dziewczynę zamordowano. Tak, słyszałam o tym. Przecież Ellen nie mogłaby nikogo skrzywdzić.To oburzające! Milczeli przez chwilę. Jak to przyjęła? zapytał w końcu. Była zdenerwowana.Chwilę pózniej odebrała tylko telefon i zaraz po nim tam poszła. Rozmawiałem z psychiatrą, tym samym, u którego była przed laty.Lubiła go wtedy.Jestbardzo dobrym specjalistą żarliwie tłumaczył Charles. Opowiedziałem mu, co się dzieje.Jestzdania, że może jej pomóc. Nie pójdzie do lekarza zawyrokowała gosposia. Będzie musiała, Paulino.Nie wiem, co robić.Paulina zanurzyła dłonie w ciasto. To już sprawa między wami. Uważasz, że jestem winny? Chcę jej pomóc, przecież wiesz. Wiem, to niczyja wina.Charles podszedł do okna i popatrzył na dom zabaw. Chyba pójdę i spróbuję z nią porozmawiać.Paulina nie spojrzała na niego.Nie chciała widzieć wyrazu jego twarzy.Wyszedł na zewnątrz przez kuchenne drzwi.Na ołowianych nogach przeszedł przez ogródek.Przypomniał sobie dzień, kiedy stolarze zrobili już ten domek, po raz ostatni maznęli drzwi farbąi odeszli.Kenny szalał z zachwytu, widząc tę nową kryjówkę.To miejsce tylko dla mężczyzn,tłumaczył synkowi, idąc ręka w rękę tą samą alejką między rzędami kwiatów.Kenny orzekł, żeto taka chatka Puchatka.Charles przyznał mu rację.Chociaż dzień był szary, niemal czuł w swojej dłoni jego ciepłą rączkę, słońce grzejącew plecy.Miał trzydzieści pięć lat, gdy Ken się urodził.Nigdy go nie zaniedbywał.Ani przezchwilę krótkiego życia synka Charles nie był na tyle zajęty, by nie mógł delektować się radościąprzebywania z dzieckiem.Uwielbiał być ojcem.To było pocieszeniem przez te lata.Próbowałmyśleć o tym okresie jak o darze, który w pełni docenili.Gdy doszedł do domku, nie wydawało już mu się to tak oczywiste.Zapukał. Kto tam?Głos Ellen brzmiał normalnie, prawie radośnie, a mimo to był przerażony.Co to miałoznaczyć? Czy to szaleńczy początek kolejnego załamania? Nie chciałby znowu musiała iść doszpitala.Nie był pewny, czy tym razem by wróciła.Wspominał jej pobyt w szpitalu jakonajgorszy okres w swoim życiu.Gdy ją odwiedzał, wpatrywała się tylko w niego, nierozpoznając.W domu nikt na niego nie czekał. To ja, kochanie odezwał się głosem pełnym miłości. Wejdz.Otworzył drzwi i pochylił się, by wejść do domku.Przez chwilę nie mógł przyzwyczaić siędo panującej tu ciemności.Siedziała na podłodze, na kołdrze, z kolanami pod brodą.Wskazałamu miejsce obok siebie. Chodz, usiądz tu ze mną. Może wrócimy do domu, kochanie? poprosił. Tutaj jest chłodno. Nie.Nie pomyślałam nawet o tym.Tu jest dobrze.Usiądz koło mnie, proszę.Wyglądała bardzo młodo w blasku świecy.Miała złote loki i błyszczącą twarz.Wyglądała nadziwnie spokojną.Bardziej go to przerażało, niż gdyby szalała. Wiem, że masz na sobie dobry garnitur rzekła. Nie szkodzi zapewnił ją.Usiadł po turecku, nie zważając na kant wełnianych spodni.Zależy mi tylko na tobie.Paulina powiedziała mi o tym policjancie.Ellen pokiwała smutno głową. Próbują odnalezć to dziecko. Tak mi przykro, że ciebie napastowali, kochanie, i że nie było mnie tu, by ich wyrzucić. Nic nie szkodzi upewniła go, ujmując jego dłoń. Nie mam im tego za złe. Chodzmy do domu łagodnie perswadował. Napijemy się na rozgrzewkę cherry.Uśmiechnęła się do niego, przeczesując palcami jego idealnie uczesane siwe włosy. Jesteściągłe taki przystojny.Spojrzał na nią zaskoczony. To ty jesteś tutaj pięknością. Nie jesteśmy już młodzi. Nie. Charles, muszę ci coś powiedzieć.Ukrywałam to przed tobą.Podejrzewałam to od jakiegośczasu, ale dopiero wczoraj byłam w szpitalu i lekarz.Oblał go zimny pot.Dlatego zachowywała się dziwnie.Mówiła mu, że czegoś się obawia.Jak mogłem być taki tępy? Ona jest chora.Nie umysłowo, tylko fizycznie.Oczywiście, terazwszystko nabierało znaczenia.To rak, pomyślał.W jej rodzinie to było dziedziczne. O nie jęknął. Nie zaprzeczyła, czytając w jego myślach. Nie jestem chora.Jestem.w ciąży.Szybko powróciło podejrzenie choroby psychicznej.Wpatrywał się w nią, starając się, byjego twarz nie zdradzała myśli. Wiem, pomyślałam to samo.Kiedy po raz pierwszy zauważyłam objawy, pomyślałam, żeto jakaś okropna choroba.Albo że sobie wyobrażam.Wiesz, wyobraznia czasami robi mipsikusy.To tak, jakby los okrutnie sobie zażartował.Wiesz, taki ostatni gwózdz do trumny. Ale jesteś przecież. Stara dokończyła uśmiechnięta. Możesz to śmiało powiedzieć.Pomyślałam to samo. Przecież przez te wszystkie lata nie mogliśmy. Tak chwyciła go mocno za ręce. Ale to prawda.Rozumiesz, co ja do ciebie mówię?Mimo wszystko będziemy mieli dziecko. O mój Boże! Z trudem zmienił pozycję, by być bliżej żony.Dobrze, że tu siedzieli w tymdomku, bo sam czuł się przerażony jak dziecko.Znów maleństwo w ich domu. O Boże! Ellen!A ona śmiała się głośno i szczęśliwie. Ale w twoim wieku to przecież niebezpieczne.Może być tyle komplikacji. Nie chciałsobie nawet wyobrażać, i tak był wystarczająco przerażony.Znowu chwyciła jego ręce. Wiem, co czujesz.Czułam to samo przez ostatnich kilka tygodni.Ale już o tym nie myślę.Nagle wszystko minęło.Lekarz zadzwonił dziś rano, zaraz po wyjściu policjanta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]