[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sama wiesz, jaka ona jest - odparł wymijająco.Trący spojrzała na niego.- Tak, rzeczywiście.Nie lubi plotkować, prawda? Po raz pierwszy spojrzelisobie prosto w oczy.Zauwa\yła, \e zrozumiał, co chciała powiedzieć.- Proszę bardzo.- Wręczyła mu szklankę.Wtedy ich palce zetknęły się naułamek sekundy.Poczuła, jak przebiegł ją prąd.- A ty nic nie pijesz?-Tylko trochę wody sodowej.- Wrzuciła do szklanki kilka kostek lodu i wlaławodę.- Ostatnio mój \ołądek nie znosi nic innego.śałowała, \e to powiedziała.Nie powinna.- To nic powa\nego, w ka\dym razie.- Dodała szybko.- Powiedz, co u Bena? - spytała.- Ju\ chodzi.Niezle mu to idzie.Ale wcią\ mocno kuleje.Lekarze zabronili mujazdy konnej, przynajmniej przez miesiąc, ale on nic sobie z tego nie robi.- Domyślam się.A Rachela? Wszystko w porządku?- Tak.Matkuje Benowi i wygląda na to, \e sprawia jej to przyjemność.A ty, jaksię czujesz? Oczywiście poza sensacjami \ołądkowymi.- Dobrze, całkiem dobrze.Jestem bardzo zajęta.Większość czasu spędzam wbiurze.Zwykle jeszcze nie ma mnie w domu o tej porze.- A dlaczego dziś jesteś?- Nie czułam się najlepiej.- Kłopoty z \ołądkiem, złe samopoczucie.Trący, czy nie powinnaśporozmawiać z lekarzem?- To nic takiego, pewnie tylko nerwy.- Znowu pomyłka, teraz będzie dopytywałsię o stan jej nerwów.- Jeśli masz zamiar zostać w mieście przez kilka dni, to wpadnij do biura.Tamuzgodnisz z moim głównym księgowym wszystkie szczegóły.Tą sprawązajmuje się Kyle Wetherby.- Nie ty?- Nie.Kyle jest moją prawą ręką.To on ustalał wszystko z prawnikami.- Byłeśostatnio na Big Bluff?- Kilka razy.Sprawdzałem, czy wszystko jest gotowe na sezon myśliwski.Sześciu albo siedmiu przyjaciół będzie korzystać z ambony przez kilka tygodni.- śeby upolować jelenia?- Albo łosia.Zapadła krępująca cisza.Temat się wyczerpał.Urwała się przyjacielskapogawędka o dawnych znajomych.Trący nerwowo popijała wodę.Slade robił tosamo ze swoja szkocką.Zastanawiała się, po co naprawdę przyjechał? Przecie\ wszystkie szczegółydotyczące sprzeda\y mo\na było omówić przez telefon.Nie mogła się uspokoić.Nie wiedziała, co ma zrobić.Chciała, \eby ju\ sobiepojechał i jednocześnie miała nadzieję, \e tego nie zrobi.Ciszę przerwał Slade:- A co powiedziałabyś na wspólną kolację?- Kolację? - Nie ukrywała zaskoczenia.- Nie znam miasta zbyt dobrze, ale mam nadzieję, \e ty znasz jakieś miłemiejsce.- No, có\.Nie wiem.- Miałaś inne plany?Zastanawiała się przez chwilę.Przecie\ to było głupie.Oboje starali się niemyśleć o tym, co nieuniknione.- Nie, Slade, to nie jest dobry pomysł - powiedziała cicho.Przyglądał się jej przez dłu\szą chwilę:- Widzę, \e wcią\ nie mo\esz dać sobie z tym rady.- Nie umiem.- głos się jej załamał.- A czy kiedykolwiek będziesz umiała?- Nie wiem.Slade dopił drinka i odstawił pustą szklankę na szklany stolik.- Widzisz, ty robisz błąd.Winisz mnie i siebie za to, co się stało dawno temu.- Ciebie winię za wszystko, Slade - przerwała mu.- Nie mam zamiaru brać nasiebie dpowiedzialności ani za to, co się stało tego lata, ani za to, co się zdarzyłotrzydzieści lat temu.Oczywiście ty te\ nie mo\esz winić się za przeszłość, alejesteś odpowiedzialny za to, co się stało w lecie.- Jego oczy pociemniały,wpatrywał się w nią uwa\nie.- Naprawdę \ałujesz tego tak bardzo? Czy jesteś w stanie o tym zapomnieć? Janie potrafię.Wcią\ myślę tylko o tobie.- Nie chcę tego nawet słuchać.Je\eli cierpiałeś z tego powodu, trudno.Ja te\cierpiałam.Ale nie chcę dalej tego ciągnąć.- Czy zjedzenie razem kolacji nazywasz ciągnięciem tej historii"?- Tak mogłoby się stać.Uśmiechnął się ironicznie, jakby tryumfalnie.- Bo dobrze wiesz, \e coś jednak jest między nami.- Było - przyznała.- Ale się skończyło.Dokładnie wtedy, kiedy zobaczyłamzdjęcie.Wiedziała, \e ta rozmowa do niczego dobrego nie doprowadzi, ale \e będzie a\tak zle, nie przypuszczała.Czuła ból.Znowu cierpiała.On nie miał prawa takpostąpić.Wiedział, \e musi jej to powiedzieć.Musi zrozumieć, co czuje.Obawiał się, \ezwykłe: Myślę, \e cię kocham", mogłoby ją wystraszyć jeszcze bardziej.Alemusiał to powiedzieć.Nie wyjdzie stąd bez tego.- Tak wiele dla mnie znaczysz, Trący.- zaczął, ale urwał, widząc wyraz jejtwarzy.Trący była wstrząśnięta.Jak śmiał powiedzieć coś takiego? Wstrzymała oddechna chwilę.Z trudem przełknęła ślinę.Była zbyt zdenerwowana, \eby siedzieć.Wstała raptownie.Pobladła, w głosie słychać było wyraznie zdenerwowanie:- Nie wa\ się mówić takich rzeczy.Nie będę tego słuchać.Slade, nie maszprawa.- Nie mam prawa?! - zerwał się na równe nogi.- Potrzebne jest jakieś specjalneprawo, \ebym mógł myśleć o tobie? Gdzie to mo\na załatwić? Jak? Ilekosztuje? To zezwolenie czasowe, czy stała licencja? Powiedz mi, co mamzrobić.Zrobię to.- Przestań się wygłupiać.! - szepnęła.- Nawet nie staram się.Jestem śmiertelnie powa\ny.Powiedz, co chcesz, \ebymzrobił, a zrobię to.Tylko, cholera, nie zamykaj przede mną drzwi.Podczas wypowiadania tych słów, zbli\ał się do niej krok za krokiem.Teraz stałju\ bardzo blisko.Za blisko.- Trący.- Nie! - cofnęła się.- A więc po to tu przyjechałeś! Czy nie rozumiesz, \e nic sięnie zmieniło?! Wcią\ jesteś jego synem.I będziesz nim za dziesięć lat.I zadwadzieścia! Nikt nic nie mo\e na to poradzić.Trudno, to się nie zmieni.- Doprawdy? - czuł jak wzbiera w nim gniew.Oczywiście, nie mo\na zmienićfaktów dokonanych.Ale czy rzeczywiście to, kim był jego ojciec, majakiekolwiek znaczenie?- Chyba ja powinnam zadać to pytanie? Nie sądzisz? To nie ja próbujęcokolwiek zmienić, tylko ty.Ale ja ju\ nie chcę do tego wracać.Ju\ nie.- Niewiele sobie wyjaśniliśmy ostatnim razem.- To te\ nie moja wina.Miałeś tyle okazji, \eby mi wszystko wyjaśnić.Niewykorzystałeś \adnej.Gdybym nie zauwa\yła tamtego zdjęcia, nie znałabymprawdy do dziś, zgadza się? Miałeś zamiar rozstać się ze mną bez słowa.I codalej, Slade? Myślałeś, \e wrócę tu i tak po prostu zapomnę o tym wszystkim?!Zrozumiał, \e nadszedł czas prawdy.Nie miało sensu dalsze jej ukrywanie:- Nie, nie myślałem tak.Nie próbuję się usprawiedliwiać, ale chciałbym, \ebyśwreszcie zrozumiała, \e dla mnie wszystko, co się wydarzyło, było równienieoczekiwane, jak dla ciebie.- Mo\e nie potrafię wybaczyć ci tego ostatniego dnia.Ten pierwszy raz z tobą.to było wspaniałe.To nas oboje zaskoczyło, jak sądzę.Ale nie potem.Dobrzewiedziałeś, co robisz.- Nie będę zaprzeczał.Nie potrafiłem się opanować.Ja.- Ani słowa więcej! Wolałabym, \ebyś ju\ sobie poszedł.Nie powinieneś był tuprzychodzić.- Nawet nie próbujesz mi wybaczyć, prawda?- Jeślibym ci wybaczyła, to.i tak nie będziesz dzięki temu synem innegoczłowieka!Takiemu argumentowi nie potrafił się sprzeciwić.Stał przez chwilę nieruchomoi wpatrywał się w jej oczy.Cała nienawiść, jaką \ywił do Jasona Moorlandanagle obróciła się przeciw niemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]