[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tu nagle ksią\ka z XX126wieku w kolorowej okładce! Znalazłem ją za szafą, kiedy sprzątałem gabinet.Ale nie spadła tamprzypadkiem, bo nie była zakurzona.- Mieszkowski ją tam chował przed panem?- Na to wygląda.- Dlaczego to robił?- Myślę, \e pewien fragment tej ksią\ki jest kluczem do zrozumienia jego przemiany.Wjednym z opowiadań jest tam mowa o Don Kichocie.Przyzna pan, \e w gruncie rzeczy panMieszkowski ma wiele wspólnego z tą postacią.Tak samo jak Don Kichot zanegowałterazniejszość i wybrał \ycie w innym czasie.Pozwoli pan, \e mu zacytuję fragment z Austera, wktórym bohaterowie zastanawiają się, dlaczego to zrobił.Jest tak wa\ny, \e czytałem go wiele razyi umiem na pamięć:- Ale nie wyjaśnił pan jeszcze, po co w ogóle ktoś taki jak Don Quichote zburzył swojespokojne \ycie i wdał się w zawiłą mistyfikację.- To właśnie jest najciekawsze.Moim zdaniem zrobił to dla eksperymentu.Chciał zbadaćłatwowierność swoich bliznich.Czy mo\na łgać światu w oczy, z całą powagą wmawiać mubzdury? Twierdzić, \e wiatraki są rycerzami, miednica cyrulika - hełmem, a kukiełki - \ywymiludzmi? Czy zdoła skłonić otoczenie, \eby mu przytaknęło, nawet jeśli nie da wiary jego słowom?Inaczej mówiąc, kiedy wreszcie ludzie przestaną tolerować bluznierstwa, które dostarczają imrozrywki? Odpowiedz jest oczywista, prawda? Nigdy.- Byliśmy przed domem.Jak na komendę wypadliśmy z wehikułu i popędziliśmy do mieszkania.Mieszkowskiego nie było.Nic te\ nie wskazywało na to, \eby odwiedzał mieszkanie od rana.Maciek zarzekał się, \e ubrania i sprzęty le\ały na swoich miejscach.- Zresztą to ja mam klucz - dodał z niepokojem w oczach.Stałem w korytarzu, spoglądając w podłogę, z ręką na czole.Bolała mnie głowa, a musiałemdziałać. Co robić? - myślałem.- Mo\e najpierw sprawdzimy w ambasadzie? - zaproponował nieśmiało Maciek.- Du\o ryzyko - odpowiedziałem przygryzając wargi - nasi wrogowie zorientują się, \e panAdam nie działał sam.Podniosłem głowę i napotkałem wzrok Maćka.Pełen wyrzutu i niedowierzania.- Ale masz rację - dodałem szybko.- Lepiej będzie, jak ty zadzwonisz.Mnie mogą znać.- Pan Kosanović? - Maciek zaskakująco szybko przebił się przez zasieki centralek isekretariatów, jaki chronią bardzo wa\ne osoby w najró\niejszych instytucjach przed nawałąnatrętnych interesantów.- Witam, sir.Nazywam się Robert Chesterfield.Mój brytyjski krewny, sirWalter był dzisiaj u pana.Miał wrócić na kolację o osiemnastej trzydzieści, a wcią\ go nie ma.Aon nigdy się nie spóznia, to prawdziwy d\entelmen.Był u pana? O której wyszedł?.Tak, tak,dziękuję.Nie będę pana dłu\ej niepokoił.Miłego wieczoru, sir.Tak, jeśli tylko zdołam, sir.Dobranoc - Maciek odło\ył słuchawkę.- Kosanović kłamie - stwierdził - powiedział mi, \e pan Adam wyszedł z ambasady oczternastej.A przecie\ o tej porze stałem tam na ulicy.Czy wyobra\a sobie pan, \e był na tylebezczelny, \eby zaprosić mnie na przyjęcie w przyszłym tygodniu.- A mo\e jednak nie zauwa\ył pan, jak Mieszkowski opuszczał budynek? Nie odchodził pan zposterunku?- Ani na chwilę.Przysięgam! - Maciek poło\ył rękę na piersi127- Wierzę panu.Ale nie zaszkodzi obdzwonić szpitali.Zajmie się pan tym? - zapytałem, akiedy skinął w potwierdzeniu, dodałem: - Ja w tym czasie załatwię jeszcze jedną sprawę.Zostawiłem w kuchni Maćka, który z ksią\ką telefoniczną rozło\oną na stole obdzwaniałkolejne szpitale i poszedłem do pokoju.Przed minutą wpadła mi do głowy pewna myśl.Z pozoruwyglądała na całkowite nieprawdopodobieństwo, a jednak nie dawała mi spokoju.Musiałemwiedzieć.A jedyną osobą która mogła mi w tym pomóc, był generał Skorliński.Sięgnąłem pokomórkę, zadzwoniłem do niego i opowiedziałem o swoich podejrzeniach.- Mam kolegę w MSZ-ecie - odparł generał.- Myślę, \e da się to zrobić.Jak tylko zdobędęzdjęcie, poślę je panu e-mailem i dam sygnał.- Dziękuję, generale, nawet nie wie pan, jakie to wa\ne.- I nie chcę wiedzieć.Dyplomaci to wra\liwe bestie.Gdyby się dowiedzieli.Ministerzmyłby mi głowę.Mogliby mnie zdegradować - przy tych ostatnich słowach się ju\ śmiał.Krótkim, nerwowym, przytłumionym śmiechem.- No, ale nie będzie chyba a\ tak zle.- westchnął.- A\ mnie skręca, \e nie mogę czynnie panu pomóc, ale niech pan pamięta, \e zawsze jestem wodwodzie.Po\egnałem się i poszedłem do kuchni.Maciek ciągle dzwonił i ciągle nie mógł znalezćMieszkowskiego.Zrobiłem nam kanapki i herbatę.Z trudnością zmusiłem Maćka, \eby przełknąłkilka kęsów.Sam te\ zjadłem tylko tyle, \eby zaspokoić głód, a potem \ułem powoli wiejskąkiełbasę, wpatrując się w stos kanapek, którego nie miał kto zjeść.Nienawidziłem takich chwil.Momentów, kiedy zrobiło się ju\ wszystko, doszło do miejsca, gdzie trop się urywał, gdzie był mur,którego nie dało się przebić, nawet jeśli waliłoby się w niego głową kiedy nic nie zale\y od nas imusimy czekać na pomoc z zewnątrz, siedząc bezczynnie.Na szczęście pomoc przyszła szybko.Zgodnie z obietnicą, po jakiejś godzinie odezwał siętelefon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]