[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnęła się.- Tak, a za wcześnie na to.Przede m n ą jeszcze cały jutrzejszydzień.Zegar na nocnym stoliczku wskazywał szóstą rano i przez szparęmiędzy zasłonami wślizgiwały się do pokoju pierwsze macki świtu.Hayley bała się leżeć dłużej w łóżku Sloana, choć tak jej tu byłodobrze.Co prawda Max nie powinien się obudzić wcześniej niż zagodzinę, ale nigdy nic nie wiadomo; wolała nie ryzykować, że ją tutajzastanie.Postanowiła sobie, że jeszcze minutka, i wstaje.Usiłowałaoprzeć się pokusie pogładzenia Sloana po policzku.Z tymizmierzwionymi włosami i ciemną szczeciną zarostu wydawał jej siętak pociągający, że palce aż ją bolały, by go dotknąć.Nie chciała go jednak budzić.Biorąc pod uwagę to, co niósł im ten dzień, im dłużej będzie spał,tym lepiej.Starała się nie myśleć, co może się wydarzyć po południuna lotnisku, ale nie było to takie proste.Byle tylko przetrwać tendzień, powtarzała sobie w duchu.Nie będzie to nawet cały dzień.Do spotkania miało dojść odrugiej po południu.Wkrótce potem będzie po wszystkim.Wóz alboprzewóz , trudno.Wzdrygnęła się i odpędziła od siebie te myśli.Pora wstawać.Kiedy jednak zaczęła się podnosić, Sloan przytrzymał ją, przyciągnąłdo siebie i musnął szyję zarośniętym podbródkiem.- Myślałam, że śpisz - wyszeptała, usiłując stłumić w sobiegorącą falę pożądania.Szkoda, pomyślała.Nie jest to czas ani miejsce, by zaczynaćwszystko od początku.- Już nie - wymruczał sennie.- Leżę sobie i myślę, żezapomniałem pójść wczoraj po twoją kamizelkę.Lepiej zrobię toteraz, póki tamci jeszcze śpią.Usiadł na łóżku i spojrzał na nią z uśmiechem tak ciepłym, żepoczuła, jak rozgrzewa całe jej ciało.- Chyba żeby wstrzymać się z tym jeszcze parę minut - dodałszeptem.Pochylił się nad nią i pocałował tak namiętnie, że pomysłprzedłużenia tych chwil szczęścia wydał jej się znakomity.Podświadomość mówiła jej jednak, że wcale tak nie jest.- Moim zdaniem lepiej będzie odłożyć to na kiedy indziej -rzekła bez przekonania.- Max może się lada chwila obudzić.- Tak - przyznał z ociąganiem.- Chyba masz rację.Tylkozapamiętaj, na czym przerwaliśmy.Skończymy pózniej.Wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy z podłogi, a ona obserwowałago, zastanawiając się, czy będzie dla nich jakieś pózniej.Niepowiedziała jednak tego głośno.Oznajmiła tylko, że idzie wziąćprysznic.Sloan kiwnął głową i zerkał na nią ukradkiem, gdy wstawała.Miała nie tylko absolutnie wspaniałe ciało.Była takżenajcudowniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek znał - i nie chciało mu sięwierzyć, że naprawdę czuje do niego to samo, co on do niej.Ale wnocy wyznawała mu miłość, powtarzała, to szeptem między kolejnymipocałunkami tyle razy, że stracił rachubę.I zaczął jej wierzyć.Kochała go i nie miał cienia wątpliwości, że sam też ją kocha.Wjego głowie zrodziło się teraz pytanie, co, u licha, poczną z tąmiłością.Zakładając, oczywiście, że pod koniec tego dnia będą jeszczewśród żywych.Rozdział 15Kiedy Hayley zniknęła w drugim pokoju, Sloan otworzył drzwifrontowe i wyszedł na dwór.O tej porze w powietrzu panował jeszczeprzyjemny chłód.Idąc wzdłuż rzędu domków, zadawał sobie pytanie,co dalej z nimi będzie.Dla większości ludzi odpowiedz byłaby prosta - ale nie dla nich.A już na pewno nie dla niego.Ani przez chwilę nie brał pod uwagę tego, że może się zakochaćw doktor Morgan.Do diabła, ani myślał wiązać się uczuciowo zkimkolwiek - i miał po temu powody.W każdej chwili mógł zostać zdemaskowany, a dla agentaspecjalnego zazwyczaj oznacza to śmierć.T y m razem, zdając sobiezawczasu sprawę, że może do czegoś takiego dojść, znajdował się w owiele lepszym, uprzywilejowanym położeniu.Jednak zaraz poaresztowaniu Billy'ego będzie musiał zniknąć z Nowego Orleanu.I toszybko.Tutaj nie będzie już bezpieczny, a jeśli poprosi Hayley, żeby sięspakowała i.Cóż, trudno powiedzieć, czy ona widzi siebie u jegoboku, czy zechce poświęcić dla niego swoje dotychczasowe życie ikarierę.Nie miała dotąd czasu na przyjrzenie się sytuacji z większejperspektywy.Lecz gdy to zrobi, stanie wobec kilku trudnych pytań.Na przykład, czy chce wiązać się z mężczyzną, który sam nie wie, czyi kiedy znajdzie się po niewłaściwej stronie pistoletu.Z tego punktu widzenia nie był bynajmniej najlepszymkandydatem na męża.Ani na ojca.Ani nawet na ojczyma.Pomyślał o Maksie.Nie miałby większych trudności zprzestawieniem się na regularne czytanie mu bajek do poduszki.Aleprzecież chłopiec stracił już ojca.Utrata drugiego.Przeceniasz się, przemknęło mu przez myśl.Do diabła, najlepiejdla ciebie i dla nich będzie, jeśli jeszcze dzisiaj znikniesz z ich życia.Wyrzeczenie się Hayley byłoby najcięższą torturą.Ale może niema innego wyjścia?Zatrzymał się przed domkiem numer pięć, rozejrzał po dziedzińcui nie widząc nikogo, spróbował przekręcić gałkę u drzwi.Nie ustąpiła.Sięgnął do kieszeni po swój klucz uniwersalny".Otworzenie zamkanie zajęło mu nawet sekundy.Był w tym dobry.Jak wyznał Hayley poprzedniego wieczoru, niezawsze trzymał się czystych metod.Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i skierował się dołazienki.W szafce pod umywalką nie było kamizelki.Pot wystąpił muna czoło.Co się z nią stało? Do głowy przychodziło mu tylko jednowyjaśnienie: kamizelkę znalazł któryś z chłopców Billy'ego.Zaklął pod nosem, wstał i przeszukał szybko cały domek.Nic.Cholera! Tak mu zależało, żeby Hayley miała dzisiaj na sobie tękamizelkę, a teraz nic z tego.Niedobrze.T y m bardziej że ten, kto znalazł kamizelkę, anajprawdopodobniej był to Marshall, pokazał ją Billy'emu.Czy m o gą wyniknąć z tego problemy?Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że chyba nie.Hayley wiedziała, że podczas przejazdu do Nowego Orleanu dojdziedo próby odbicia więznia, nikt więc nie powinien się dziwić, żewłożyła na tę okazję kamizelkę kuloodporną.A pracując w więzieniu,mogła ją sobie łatwo zorganizować.Odetchnął spokojniej, chociaż nadal wolałby, żeby dziś miała nasobie tę kamizelkę.Ale trudno.Nie pójdzie przecież do Billy'ego i niepowie: Może oddałbyś mi tę kamizelkę, bo wszystko wskazuje na to,że na lotnisku dojdzie do wymiany ognia i Hayley wolałaby mieć jąna sobie".Już wyobrażał sobie reakcję Billy'ego na taką prośbę.Najpierwspurpurowiałby z gniewu, a potem kazał ich zabić.Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju, wiedziony absurdalnąnadzieją, że kamizelka w jakiś cudowny sposób jednak sięzmaterializuje, a potem wyszedł na dziedziniec.Na mascezaparkowanego tam samochodu siedział Marshall i przyglądał mu sięw milczeniu.Zaskoczony Sloan zatrzymał się.Coś mu mówiło, że facet nieznalazł się tu przypadkowo.- Cześć, Marshall - powiedział.- Ranny z ciebie ptaszek.- Ty też nie śpisz długo.Czego tam szukałeś?- Nic takiego - odparł Sloan, zastanawiając się gorączkowo nadjakimś wiarygodnym wytłumaczeniem swojej wizyty w pustymdomku.Odetchnął z ulgą, kiedy coś takiego przyszło mu do głowy. - Hayley posiała gdzieś swoją kosmetyczkę.Podejrzewała, żepewnie tu ją zostawiła.Pomyślałem sobie, że korona mi z głowy niespadnie, jak sprawdzę.- Tak? Pełen powątpiewania ton Marshalla znowu obudziłw nim niepokój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]