[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze - powiedziałem.- Tak zrobię.Nieco pózniej dodała:- Mówię poważnie, Mikael.Pomyśl o nas.W jej głosie słyszałem, że mi nie ufa.Rozdział 47Mimo iż przespałem całe dziewięć godzin, gdy obudziłem się rankiem, wciąż byłemodrętwiały ze zmęczenia i ogarnięty niemal paraliżującą niechęcią do tego, by zacząć nowydzień.Uczucie ociężałości w ciele i głowie nie chciało mnie opuścić.Wszedłem po schodach do sądu, dalej do hallu, gdzie skręciłem w prawo i kolejnymischodami dostałem się na piętro.Przed wejściem dla prasy zebrał się tłumek cierpliwieczekających dziennikarzy, mnie zaś przeszył dreszcz.Nadal obawiałem się, że świat dowie się owłamaniu.Oni jednak tylko mi pomachali, a jeden z nich zawołał, głośno i wesoło:- A z tą sprawą jak będzie?W odpowiedzi machnąłem ręką i pospieszyłem do gabinetu sekretarza sądu.Sekretarz nazywa się Ofte i, co uspokajające, jest mi dobrze znany i życzliwy.Jak zwyklezaoferował kawę.Z wdzięcznością przyjąłem propozycję i złapałem parujący plastikowy kubek.Ofte opowiedział mi, co sądzi o sprawie, i przekazał parę plotek o innych adwokatach, aleodpowiadałem monosylabami, niezdolny do nawiązania zwyczajowej pogawędki.- Ciężka sprawa? - spytał ze współczuciem.Przytaknąłem.- Tak.Myślę, że wejdę już do sali.Nie miałem ochoty zostawać u niego do przyjścia prokuratora.Mimo że do początku rozprawy pozostało jeszcze prawie pół godziny, sala już zaczęławypełniać się widzami.Udałem się na swoje miejsce po prawej od stołu sędziego, czując nasobie ich spojrzenia.Wkrótce nadeszła Synne z dokumentacją i togami.Włożyliśmy je wmilczeniu.Kiedy wszedł Christer Bonde, nawet na mnie nie spojrzał, po prostu usiadł i zacząłwypakowywać akta.Wskazówki zegara doszły wolno do wpół do dziesiątej.Sala była prawiepełna.Wprowadzono Hansa Godvika pod eskortą; wstałem i przywitałem się z nim.Byłposzarzały ze zmęczenia i drżały mu ręce.Niewiele mieliśmy sobie do powiedzenia, wkrótcewięc obaj wróciliśmy na swoje miejsca.Próbowałem wyczuć nastrój.Wielkie rozprawy mają własny nastrój.Tworzą gooczywiście nerwy, trzeba bowiem przejść przez ogień, ale nie tylko.Są także inne uczucia.Oczekiwanie, gdy w powietrzu wisi niemal elektryczne napięcie.Niechęć.Tuż przed tym, jakrzeczy przybierają poważny obrót, odkrywam w sobie ślad niechęci, bo jakaś cząstka mnie mazawsze ochotę wrócić do domu, opuścić salę.Jest również świadomość faktu, że rozprawa towysiłek, stres psychiczny i emocjonalny oraz swoisty maraton koncentracji.Wreszcie mam wsobie dużo agresji i gotowości na to, by czegoś dokonać, wykazać się bystrością - to nieomaldzika chęć do walki.Tego nastroju jednak się nie doszukałem.Wyczułem w sobie niemal fizyczną niechęć, jakciężar na przeponie, ale innych uczuć już nie.%7ładnego napięcia, żadnej agresji i woli czynu.Jedyne, co czułem, to zmęczenie.Zastanawiałem się, czy nie są to oznaki zbliżającej się choroby.Wreszcie weszli sędziowie z przewodniczącym pośrodku.Ten uderzył młotkiem w stół isię zaczęło.Rozpoczął się wstępny taniec: powolne, rytualne zabiegi, przez które trzebaprzebrnąć, żeby mogła się zacząć właściwa walka.Wybrano jury, czy, mówiąc poprawniej, ławęprzysięgłych, i jej członkowie złożyli przysięgę.Wskazano przewodniczącego ławyprzysięgłych.Hans Godvik musiał wstać i odczytano mu akt oskarżenia.Potrząsnął głową iwymamrotał, że jest niewinny, tak cicho, że musiałem powtórzyć jego odpowiedz.Potem byłamowa o świadkach i planie rozprawy.Na początku rozprawy wszystko ciągnie się wnieskończoność.W końcu przewodniczący sądu skinął do Christera Bondego i rzekł:- Panie prokuratorze, może pan wygłosić mowę wstępną.To z tymi słowami wszystko się zaczyna.Bonde mówił w sposób uporządkowany, jasny i systematyczny, był też jednak niezwykleagresywny.Mowa wstępna z założenia ma stanowić prezentację faktów oraz dowodów, któreprzedstawi prokuratura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]