[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze mi o tym przypominałeś.Oui-Gon przez długą chwilę patrzył mu w oczy.Jegotwarz była nieprzenikniona.- Twój wyczyn tylko pogorszył sprawę - odezwał się wkońcu.Pogorszył? - zdziwił się Obi-Wan.- O czym mówisz?A tak, pogorszył - odrzekł Oui-Gon.Ton jego głosubył na pozór spokojny, lecz dało się w nim wyczuć irytację.Jeśli Obi-Wan chciał zdobyć szacunek rycerza, to wybrałnajgorszy z możliwych sposobów.Oui-Gon patrzył terazna niego jak na nieznośnego smarkacza, na którego nawetnie warto się złościć.- Wdarłeś się na teren Huttów, naru-szyłeś ich prywatność, dałeś się złapać i jeszcze na koniecwdałeś się w bójkę.Sądzisz, że puszczą to wszystkopłazem?Warto było zaryzykować - bronił się chłopak.- Gdyby nam się udało znalezć termokomy.Termokomy znalazły się godzinę temu - przerwałamu Clat Ha.- Były w beczce ze smarem.Ten, kto je tamukrył, spodziewał się, że nigdy ich nie znajdziemy.Obi-Wan zaniemówił ze zdumienia.Oui-Gon miał rację.Ryzyko było niepotrzebne.- Czy teraz widzisz, że w gruncie rzeczy wcale nie cho-dzi o termokomy? - powiedział rycerz, starając się zacho-wać spokój.- Jedi musi patrzeć szerzej.Kazałem ci niemieszać się do tego, ponieważ chodzi mi o utrzymanie spo-koju na statku.Trzeba odbudować zaufanie, a jak Huttowiemają ufać Jedi, gdy ci pełzają jak węże po ich terenie? Jakmogą.Pokój zatrząsł się nagle i w tej samej chwili rozległ siępotężny huk.Szklanki z napojami ześlizgnęły się z barku iroztrzaskały na podłodze.Si Treemba chwycił się za brzuch.Zawyły syreny alarmowe.- Chyba z czymś się zderzyliśmy! - krzyknęła Clat Ha.Ale Obi-Wan wiedział, że zderzenie z innym statkiemczy asteroidem w hiperprzestrzeni rozwaliłoby Monument naczęści.Słyszał zresztą w oddali ciche hung, hung, hung -odgłos dział pokładowych.Oui-Gon rzucił się do okna.Jego ręka odruchowo spo-częła na rękojeści świetlnego miecza.- Piraci! - krzyknął.ROZDZIAA 13Oui-Gon w kilku susach przeskoczył mostek i pobiegł wdół głównego korytarza.Obi-Wan, Si Treemba Clat Hapędzili za nim w szaleńczym wyścigu.Korytarz był pusty.Przerażeni Arconianie pozamykali się w swoich kabinach.Ich obecność zdradzały tylko świszczące dzwięki, jakiezawsze wydawali w chwilach zagrożenia.Przez kratki w podłodze dobiegało wycie przeciążonychgeneratorów, z największym trudem utrzymujących poleochronne wokół statku.Coraz głośniejsze hung, hungświadczyło, że miotacze ciągle pracują.Oui-Gon wiedział już, co się stało.Piraci czasamizakładali miny na trasach statków handlowych.Kiedy statektrafił na taką minę, tracił hipernapęd i wypadał z hiper-przestrzeni.A wtedy był już łatwym łupem.Piraci otwierali ogień, niszcząc broń i urządzeniapokładowe tak szybko, że załoga napadniętego statku niemiała czasu zareagować.Wchodzili na pokład i brali, cochcieli.Na Monumencie nie było wprawdzie nic, comogłoby ich zainteresować, ale skąd mogli o tym wiedzieć.Podłoga zatrzęsła się od kolejnej eksplozji.Statekzakołysał się, a Qui-Gona odrzuciło aż na ścianę.Tużobok był niewielki luk widokowy.Wyjrzał przez przezro-czystą plastikową szybę i zobaczył pięć togoriańskich stat-ków wojennych, które wyglądały jak czerwono ubarwionedrapieżne ptaki.Dwa z nich wystrzeliły jednocześnie.Zielonybłysk ognia oślepił go na moment.Zaskwierczał przypiekanymetal.Korytarze wypełnił gryzący dym.Działa Monumentu zamilkły.Oui-Gon wiedział dlaczego -ich lufy zostały zmiecione ogniem pirackich miotaczy.Wmiejscu, gdzie stały jeszcze przed chwilą, widniały tylko, jakjarzące się gwiazdy, czerwone kawałki żużlu.Monument bezsilnie dryfował w przestrzeni.Wyły syrenyprzeciwpożarowe, ale nikt nie wydawał rozkazów.To-goriański krążownik zbliżał się niebezpiecznie do statku.Oui-Gon był bezradny.Sam nie mógł zrobić nic w tejsytuacji.%7łałował, że nie ma przy nim Xanatosa, jego daw-nego Padawana.- Obi-Wanie! - krzyknął nagle.Nie ufał mu w pełni, alenie miał wyboru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]