[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znałam ten dzwięk, to były myszy.Mimo to mężnie stałam i czekałam,podczas gdy dziadek Henri, mrucząc cicho pod nosem, przeglądał zasoby wina.W końcuwyciągnął zakurzoną butelkę z czerwoną woskową pieczęcią. To jest to.Czerwone wino kreteńskie, z pierwszorzędnym bukietem.Po załatwieniu tej sprawy wróciliśmy do holu, gdzie dziadek Henri gwałtownie sięzatrzymał. Już wiem! powiedział. Przyszedłem po szablę.Tę, którą kiedyś walczyłem. Tę z salonu?Skinął głową. Poczekaj, panie, zaraz ją przyniosę.I już biegłam po schodach na górę.Szabla wisiała na wyeksponowanym miejscu naścianie, tuż obok malowidła, które ukazywało jakąś bitwę.Do tej pory nie przyglądałam siędokładniej temu obrazowi, bo uważałam, że jest okropny.Ludzie przeszywani mieczami,nabijani na lance, niektórzy wisieli na szubienicach na każdym skrawku płótna ktoś kogośzabijał.Cała sceneria aż ociekała krwią.Nie miałam pojęcia, jaka jatka została tamprzedstawiona, ale dla dziadka Henriego ta walka najwyrazniej musiała mieć ogromne znaczenie,tak samo jak szabla.Zdjęłam ze ściany broń, z respektem trzymając ją z dala od siebie.Byłanieoczekiwanie ciężka i wyglądała na bardzo ostrą.Przeszył mnie dreszcz, bo mimo wolizadałam sobie pytanie, ilu ludziom mogła już przynieść śmierć.Ostrożnie niosłam ją przed sobąw wyprostowanej ręce.Przed galerią nasłuchiwałam przez chwilę w kierunku korytarzaprowadzącego do sypialni.Drugi akt wciąż jeszcze trwał.Szybko zbiegłam po schodach. Dziękuję bardzo powiedział dziadek Henri, gdy na dole w holu przekazałam muszablę.Przyniósł ścierkę z pomieszczenia gospodarczego i owinął nią klingę. Dawniej miałempasującą do niej pochwę.Ale straciłem ją w noc świętego Bartłomieja.Potem nie mogłem sięjakoś zdobyć na to, by kupić nową, ponieważ nigdy już nie chciałem używać tej szabli. Noc świętego Bartłomieja? spytałam.W jego ustach zabrzmiało to tak, jakby każdy powinien wiedzieć, o co chodzi.I faktycznie, jak przez mgłę przypomniałam sobie tę nazwę, co oznaczało, że kiedyś musieliśmyto omawiać na historii, choć bardzo szybko, tak jak dziewięćdziesiąt pięć procent lekcji, puściłamto w niepamięć. Noc wielkiej rzezi wyjaśnił Henri. Nazywają ją także krwawym weselem paryskim. W jego głosie słychać było przygnębienie, w oczach pojawił się smutek i niezablizniony ból.Ta masakra wydarzyła się ponad pięćdziesiąt lat temu, ale ja wciąż dokładnie pamiętam każdyszczegół.Wszędzie wokół leżeli zabici i ranni, było pełno krwi, na wszystkich ulicach piętrzyłysię stosy trupów.Unosiły się z biegiem rzeki, pokrywały place i mosty.Dzieci, kobiety, starcy& mordercy nie znali litości.Potem w całej Francji nastąpiły podobne masakry, zginęły tysiące,tysiące ludzi. Dlaczego im to uczyniono? spytałam przerażona. Ponieważ byli hugenotami.Niewielu przeżyło tę noc.Byłem jednym z nich.W walceodniosłem ciężkie rany, uznano mnie za zmarłego i pozostawiono leżącego wśród trupów.Następnego dnia się ocknąłem, lecz moja rodzina już nie żyła.Znowu coś mi się przypomniało.Hugenoci byli francuskimi protestantamii prześladowano ich w czasie swego rodzaju wojny religijnej, tak jak w Niemczech, tylko że weFrancji pozbawiono ich potem wszelkich praw i wygnano.Albo zabito, jak w noc świętegoBartłomieja.Biedny Henri! Zdjęło mnie gwałtowne współczucie.Cóż uczyniło z nim przeniesieniez przyszłości w przeszłość! Jak można mu było wpoić tak straszliwe wspomnienia? Ci z nas, którzy pozostali, są jeszcze tolerowani przez władców powiedział Henriz goryczą. Ale ta krucha równowaga w każdej chwili może się załamać.Pod rządami Richelieunaszym jest coraz ciężej.Któregoś dnia, chcąc ratować skórę, wszyscy będziemy musieli uciekaćz naszej ojczyzny.Zabrzmiało to jak smutne proroctwo i przypomniałam sobie, że tak się właśnie stało.Ludwik XIV, następca obecnego króla, ustanowił prawo zakazujące hugenotom wiaryprotestanckiej i ostatecznie wypędził ich z Francji.Mogłam Henriego uspokoić, mówiąc, że na pewno tego nie dożyje, bo to wszystko staniesię dopiero za kilkadziesiąt lat.Ale ponieważ i tak przeszkodziłaby mi blokada, nawet niepróbowałam.Zamiast tego uśmiechnęłam się do niego pocieszająco i pomachałam mu, gdywychodził z domu, by wrócić do swojego starego wojennego kamrata.Owiniętą szablę wsadziłsobie pod pachę, butelkę wina też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]