[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kpił z brutalności tej rozrywki, ale co roku w dzień świętego Janaszedł oglądać rozgrywki i krzyczał razem ze wszystkimi gapiami.Wpoprzednich latach chodziłam z nim na piazza di Santa Croce, żebyoglądać zmagania czterech drużyn, a właściwie czterech hord tłukącychsię ze wszystkich sił o piłkę.Każda drużyna nazwana była od kościoła wjednej z czterech dzielnic miasta, co prowadziło niekiedy do krwawychzamieszek, na przykład w imię Jana154Chrzciciela.Zeszłego roku bracia miłosierdzia wynieśli dwóchzawodników na noszach.Skoro miałam zaproszenie na dwie osoby, mogłam przecież wziąć zesobą Palmirę- Będzie zachwycona.Poza tym nie chciałam, żeby Finazostała uwięziona w domu w taki dzień; śpiew i muzyka rozlegały się nakażdym placu.Wyszliśmy na ulicę razem; Piętro śpiewał pompatycznym barytonem,przykładając dłoń do piersi.Wydawało się, że wszyscy wyszli na ulicę.Wmiejscu, gdzie Corso dei Tintori łączyło się z Lungarno i gdzierozchodziły się nasze drogi, Piętro pociągnął leciutko Palmirę za ucho. Bądz grzeczna u księcia i do mnie: Ciao, amore całującmnie lekko w skroń. Ciao, amore.,.Rzadko zdarzało mu się mówić amore, więc cieszyłam się tym przezchwilę.Nawet miałam ochotę iść razem z nim, skoro był w tak dobrymnastroju, ale zaproszenia do pałacu Medyceuszy nie odrzuca się tak łatwo.Poza tym, kiedy znów spotkamy się w domu, oboje opowiemy sobiewzajemnie, co widzieliśmy.W ten sposób przeżyjemy ten dzień niejakodwukrotnie.Cieszyłam się, że sklepy złotników na Pontc Vecchio były zamkniętez powodu święta.W przeciwnym razie z każdego straganu rozlegałybysię gromkie aaach" oraz che bella.Palmira była pierwszy raz w Palazzo Pitti.Kiedy weszłyśmy poschodach, otworzyła szeroko oczy.Była tak zachwycona pięknymistrojami, że zachowywała się cicho jak trusia, czasem tylko szeptała domnie, żebym popatrzyła na te czy tamtą suknię.Ludzie nie mieli dla niejznaczenia, interesowały ją tkaniny.Wiedziałam, że kiedy wrócimy dodomu, będzie rozprawiać o tym bez końca.155W wielkiej Sala Bianca jej wzrok przykuły wspaniale kryształowekandelabry. Czy zapalą w nich świece, mamo? Pewnie nie.Goście wyjdą przed zapadnięciem zmroku, żebyzobaczyć ostatnią gre w calcio.Na kredensach stały tace z przekąskami kawałki melona z wędzonąszynką i crostinj posmarowane pasztetem z bażancich wątróbek udekorowane wachlarzem z bażancich piór.Palmira z podziwem przyglądała sie tej kompozycji, ale nie śmiała jejtknąć.Zamiast tego zajadała sie ciasteczkami wypełnionymi konfiturą.Stoły ustawione były w kształcie szerokiej, płytkiej litery U, gościesiedzieli przodem do okien wychodzących na dziedziniec.W otwartychdrzwiach wychodzących na taras zawieszono pęki lawendy i bazylii,których zapach miał chronić przed gzami i fetorem ze stajni.Spoglądałam na wielką księżne Marie Magdaleną siedzącą przyśrodkowym stole.Jej proste nakrycie głowy przywodziło na myśl czarnywelon zakonnicy wycięty w szpic na środku jej czoła niczym strzałkawskazująca punkt miedzy oczami.Nie mogłam zrozumieć, dlaczegowłożyła coś takiego, ten styl zupełnie nie pasował do jej wąskiej, owalnejtwarzy.Na szyi miała ciężki, ciemny rubin zawieszony na złotymłańcuchu, który zdawał sie ja.dusić.Kiedy podeszły do niej jej dzieci,żeby powiedzieć jej coś szeptem, odprawiła je zniecierpliwionym gestem.Kosma zamówił u mnie Marię Magdalenę na jej cześć.Nic o niej niewiedziałam.Czy obraz przedstawiający prostytutką choćby iprostytutką, która została świątą może być wyrazem czci?Jako danie główne podano pieczone perliczki, flaki wo-156lowe oraz szpinak; na deser były smażone brzoskwinie nadziane pastąmigdałową.To Rarmirze smakowało najbardziej.Po jedzeniu zabrałam małą na balkon, który łączył sie z dużymtarasem, gdzie signor Galilei stał z grupą mężczyzn.Byłam pewna, że toon, choć tego dnia nie miał na sobie brązowego stroju.Był ubranyelegancko, jak dworzanin miał na sobie długi, błękitny /uccobezrękawów.Bufiaste rękawy białej koszuli wyglądały jak obłoki.Siwepasma pośród jego ciemnych włosów lśniły w świetle słońca.Czy jeszczemnie pamięta?Pozostali mężczyzni odnosili sie do niego z szacunkiem, słuchali gouważnie, a kiedy mówił ktoś inny, wszyscy spoglądali właśnie na niego,by wyczytać z jego twarzy poklask lub dezaprobatę.Przysłuchiwałam sieprzez chwile- Pogrążeni byli w ożywionej debacie dotyczącej kwestiiprzewagi rzezby nad malarstwem zgoła inna forma rozrywki od tej,której lud oddawał sie.po drugiej stronie Arno.Na ten temat mogłam siewypowiadać.Zostawiłam Palmirę z jej słomianą lalką na balkonie i po-deszłam, żeby sie do nich przyłączyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]