[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łebyś wiedziała jacy ludzie na niej spali.Nawet sam Feliks Edmundowicz.Wzmianka o Dzierżyńskim nie była chyba najlepszym środkiem nasennym, ale Róża niewiedząc sama dlaczego, uśmiechnęła się promiennie. Nawet jeśli mnie wypieprzy, trudno! pomyślała. Po Pollerze nic gorszego nie może mnie spotkać.Nic jednak nie wskazywało, żeby do tego zmierzał.W miarę jak ubywało koniakurozgadywał się coraz bardziej.Krążąc po pokoju, który z każdą chwilą wydawał się być dlaniego coraz bardziej za mały, snuł wizje przyszłej Polski niepodległej i sprawiedliwej, Polski przemienionych kołodziejów , kraju robotników, chłopów i pracującej inteligencji, wktórym każdy otrzyma wszystko według potrzeb.Mówił też o nowym ładzie światowym,który wyłoni się z chaosu, gdy opadnie wojenna kurzawa, o świecie wiecznego pokoju isprawiedliwości, bez dyskryminacji ze względu na kolor skóry, czy pochodzenie.Wyglądało,że wierzy w to, co mówi, a może tylko miał takie gadane.Słuchała jak urzeczona, a gdy zawieszał głos, wzrokiem prosiła by mówił dalej.Więcmówił.Głos miał piękny, męski, trochę nosowy, ale niesamowicie sugestywny i pociągający.Kiedy milknął, pokój stawał się jakby mniejszy, światło przygasało, a Róży robiło sięchłodniej.Pragnęła jego żaru.Z drugiej strony, mimo swady z jaką roztaczał arkadyjską wizjęprzyszłości, nie potrafiła zapomnieć swoich doświadczeń z sowieckim rajem.Kiedy bolszewicy wkroczyli do Białegostoku z dnia na dzień zniknęły towary i ludzkażyczliwość, pojawiły się za to bród, kolejki, chamstwo i strach.Towarzyszyły im trwożneopowieści o nocnych aresztowaniach i wywózkach, opisy gwałtów i zbrodni.Czy były totylko, jak twierdził Profesor , grzechy i wypaczenia okresu przejściowego ?Za oknem miasto ucichło, z rzadka ulicą przejechała policyjna buda, czy patrolmotocyklowy.Słuchając głosu Delkacza, samego głosu, nie poszczególnych słów, te wraz zezmęczeniem i alkoholowym upojeniem przestały mieć większe znaczenie, czuła się dobrze,lekko, przyjemnie.Można nawet powiedzieć, że odczuwała swoiste podniecenie. Zmęczona? mimo monologowania Profesor dostrzegł wreszcie coraz częściejopadające powieki dziewczyny.Pokiwała głowa.Na otwarcie ust po prostu nie było jej stać. Przesadziłem z pierwszą lekcją uśmiechnął się po ojcowsku. Pora spać, wez kąpiel ido łóżka!Z rozkoszą wypławiła się w ogromnej wannie.Umyła włosy, gościnną szczoteczkąwyszorowała zęby.Po powrocie do gabinetu zastała posłaną kozetkę i obok lampę z zielonymabażurem roztaczającą intymne światło.Ani śladu Delkacza.%7ładnych odgłosów zpozostałych pomieszczeń domu.Odczuła coś w rodzaju zaskoczenia.Potem odrobinępodziwu, na koniec jakby żalu. Czyżbym się mu nie podobała?.Nie doceniła Profesora.Zjawił się koło trzeciej.Czyżby aż tak długo bił się z myślami?Na wpół uśpiona zorientowała się, że przyszedł na moment przed tym, jak odrzuciłokrywający ją pled.W trakcie snu koszulka nocna (jedwabna i pachnąca pewnie najlepszyciuch z bielizniarki żony) podwinęła się tak, że w ogóle nie musiał jej poddzierać.Najpierwpoczuła jego oddech, potem delikatne pocałunki, po brzuchu, udach, na koniec do akcjiwłączył się jego język, który zatańczył wokół pępka, potem podążył niżej.Nie ośmieliła siędrgnąć.To znaczy ośmieliła się, po pewnym czasie.Kiedy zagłębił się w jej runie,rozszerzyła gościnnie nogi ułatwiając dostęp do interesującego go zakątka.Teodortymczasem nie śpieszył się, otwierał ją delikatnymi, spowolnionymi ruchami, smakował,poszerzał, zagłębiał, dalej i dalej.Po raz pierwszy straciła panowanie nad sobą.Może dlatego,że nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego.Nie mogła opanować swego oddechu, tak jakon nie tłumił pomruku rozkoszy. Chodz, chodz! zawołała.Soki puściły, a jednocześnie runęła ostatnia tama wstydu i skrępowania.Jęcząc, wiła sięna wąskiej kozetce, nie mogąc się doczekać kiedy spadnie na nią, rozedrze, dotrze donajdalszych granic.Nic z tego! Nadal penetrował ją wyłącznie językiem, ruchliwym jakkoliber i długim jak wąż.Aż naraz jęknął, i poczuła jak jej stopy oblewa gorące nasienie.Spodziewała się pocałunku, paru słów.Nie doczekała się.Rozległ się dzwięk bosych stóp na podłodze, skrzypnięcie drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]